Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Przemytnicze balony nad Litwą. Łukaszence i Putinowi udało się zasiać ziarnko goryczy

Międzynarodowy port lotniczy Wilno Międzynarodowy port lotniczy Wilno Janis Laizans / Reuters / Forum / Forum
Wilno twierdzi, że przemyt jest tylko pretekstem, a idzie o akcję zorganizowaną przez służby Łukaszenki i koordynowaną z Rosją Władimira Putina. Operację polegającą na wywieraniu presji na wschodniej flance NATO.

Kto zna losy Kubusia Puchatka, dobrze wie, że użycie balonów w przedsięwzięciach strategicznych nie zawsze przynosi oczekiwane efekty. Białoruski dyktator Alaksandr Łukaszenka z perypetii misia o bardzo małym rozumku nie wyciągnął najwyraźniej wniosków i masowo śle balony meteorologiczne w kierunku Litwy.

Jednak Litwini – jak pszczoły w dziupli dębu – nie dają się nabrać. Nie wierzą w to, że balony są sprawką przemytników, starających się przerzucać przez granicę papierosową kontrabandę. Wilno twierdzi, że przemyt jest tylko pretekstem, a idzie o akcję zorganizowaną przez służby Łukaszenki i koordynowaną z Rosją Władimira Putina. Operację polegającą na wywieraniu presji na wschodniej flance NATO. To kolejny hybrydowy front toczonej od lat tej samej wojny. Taki sam mechanizm, jak w przepychaniu do Polski, na Litwę i Łotwę obywateli państw trzecich, co doprowadziło m.in. do budowy granicznych zapór.

Tanie i skuteczne

Balonów leci tyle, że we wtorek, 9 grudnia, Litwa na całym swoim terytorium wprowadziła stan wyjątkowy. Na razie na miesiąc, w tym czasie wojsko będzie miało większą swobodę działania, wesprze policję i inne służby. Przy czym to nie jest stan nadzwyczajny. Ten wprowadza Sejm i w obliczu znacznie poważniejszych kryzysów. Rzekomo przemytnicze balony zakłócają pracę wileńskiego lotniska, które leży raptem 30 km od granicy z Białorusią, a taki dystans balony przelatują bez przeszkód. Zbliżają się do tras lądujących i startujących samolotów. Tej jesieni port lotniczy w dzielnicy Nowy Świat wielokrotnie wstrzymywał prace ze względu na balony. Wywołało to opóźnienia lub konieczność zmiany tras, dotkniętych w ten sposób zostało 45 tys. pasażerów, czyli grupa – jak na możliwości lotniska, odprawiającego przeciętnie kilkanaście tysięcy pasażerów dziennie – całkiem spora.

W tym gronie są też Białorusini i Rosjanie – porty w ich państwach są sankcyjnie odcięte od zachodniego rynku lotniczego. Wyłączanie niemałego wileńskiego lotniska czy przenoszenie operacji do nieodległego Kowna jest kłopotliwe i wprowadza zamieszanie do życia miasta, państwa i regionu.

Skądinąd Łukaszenka może mieć powody do zadowolenia. Przemyt wygląda przecież niewinnie. Mińsk może objaśniać, że nie kontroluje przemytników. Choć akurat w białoruskim przypadku to właśnie otoczenie prezydenta zajmuje się lewym eksportem papierosów do Unii, a on sam czerpie zyski z tego tytułu. Poza tym balony są tanie i wydają się skuteczne – przy ich pomocy stany alarmowe wywołuje się niewielkim kosztem.

Sianie zamieszania

Łukaszence i Putinowi udało się też zasiać ziarnko goryczy między Litwą a Polską. W czasie, gdy ta pierwsza mierzy się z balonami, druga otwiera swoje przejścia graniczne, co wzbudza wrażenie braku sąsiedzkiej solidarności. Natomiast zwykli Białorusini słyszą, że to Litwa napiera i hybrydowo zamachuje się na ich suwerenność. Od początku grudnia tamtejsza propaganda intensywnie eksploatuje wątek rzekomo litewskiego drona, który spadł na jednym z osiedli w Grodnie. Służby dokładnie mu się przyjrzały i ujawniły, że trasa przelotu miała prowadzić z południowej Litwy, przez Grodzieńszczyznę i Polskę. Dron miał zawrócić nad Bydgoszczą i polecić z powrotem nad Białorusią ku Litwie. Producentem drona jest litewska firma. Jej zdaniem urządzenie mogło być przywiezione z pola walki w Ukrainie, dokąd trafiła duża liczba takich samolocików. Twierdzi też, że pokazana trasa znacząco przekracza zasięg drona, więc opowiastka o wirażu nad Bydgoszczą to bujda na resorach.

Balony w polityce zagranicznej wykorzystuje się do siania zamieszania. Łukaszenka niczego sam nie wymyślił. Na początku 2023 r. Stany Zjednoczone z uwagą śledziły chiński balon meteorologiczny, który majestatycznie i na dużej wysokości płynął nad ich terytorium. Rząd w Pekinie przyznał, że to ich obiekt, służący do badań meteorologicznych. Przy okazji wyraził ubolewanie, że narzędzie badawcze zboczyło z kursu i Chiny straciły nad nim kontrolę. Po zestrzeleniu przez myśliwiec F-22 Amerykanie uznali go za sprzęt wywiadowczy.

Weteranami wzajemnego nasyłania na siebie balonów są Korea Północna i Korea Południowa, które robią to od wojny rozpoczętej w latach 50. XX w. Szczególnie czynni są aktywiści z Południa. Mają na koncie miliony wysyłek z ulotkami, książkami, płytami, kasetami i nośnikami danych, które miały przełamać szczelną blokadę informacyjną wprowadzoną na komunistycznej Północy. Ta nie pozostaje dłużna, np. w ostatnich miesiącach słała na Południe balony z rozmaitymi odpadami. W 2020 r. władze Seulu wprowadziły zakaz puszczania balonów na Północ, aby ukrócić prowokacje i ryzyko eskalacji. Ustawę uchylił jednak sąd konstytucyjny. Uznał, że byłoby to nadmierne ograniczenie wolności obywatelskich.

Obecny rząd poradził sobie z tym, sięgając po zmiany w prawie lotniczym – w strefach z zakazem lotów nie wolno teraz puszczać balonów z ładunkiem cięższym niż 2 kg. Kampania balonowa na niewiele się zdaje, nie obaliła satrapii dynastii Kimów. Choć pewnie poprawia samopoczucie osób, które balony puszczają. Z poczucia bezsilności i w nadziei, że trzeba zrobić cokolwiek, co choć odrobinę osłabi totalitarne porządki Pjongjangu.

Z tej perspektywy niemrawo wygląda odpowiedź sąsiadów Białorusi. Ani Litwa, ani Polska niczego Łukaszence nie posyłają – może poza owym dronem, który jakoby rozbił się o płyty grodzieńskiego chodnika. Cierpliwie znoszą kolejne prowokacje i z żelazną konsekwencją nie dają się wciągać w ich spiralę, by nie dopuścić do dalszej eskalacji. Równocześnie przyznając, że nie mają zbyt wielu środków, by dyscyplinować Łukaszenkę. Niemniej wiatry w naszej części Europy częściej wieją z zachodu na wschód. Zatem technicznie byłoby to zadanie prostsze niż to stojące przed służbami reżimu w Mińsku, które czekają na okna pogodowe.

Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Następca? Co się dzieje między Nawrockim a Kaczyńskim. Ten drugi na pewno ma kłopot

Karol Nawrocki po stu dniach prezydentury jest najpopularniejszym politykiem prawicy. Budowaniu jego pozycji pomaga ostry konflikt z rządem, ale też kłopoty w samym PiS. Prezydent do obrony polityków partii Kaczyńskiego się nie pali i dzięki temu zachowuje popularność wśród elektoratu Konfederacji czy braunistów.

Anna Dąbrowska
03.12.2025
Reklama