Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Domagam się przeprosin od premiera Piotra Glińskiego

Piotr Gliński Piotr Gliński Paweł Suder, Narodowy Instytut Dziedzictwa/ 41WHC UNESCO / Flickr CC by 2.0
Jako przedstawiciel znienawidzonych przez reżim PiS liberalnych elit, a także jako profesor muszę powiedzieć prof. Glińskiemu, aby się opamiętał i zastanowił, co mówi, o kim i do kogo.

Piotr Gliński, wicepremier rządu RP i minister kultury, a ponadto profesor socjologii i były przewodniczący Polskiego Towarzystwa Socjologicznego, udzielił wywiadu tygodnikowi „Wprost”. Oskarża w nim opozycję o stosowanie skrajnej, wykluczającej retoryki w stosunku do PiS. Premier raczył wyrazić się następująco: „Język, którym mówi się o PiS, ma wykluczać, unicestwiać, ma nas odczłowieczać, delegitymizować, mamy być traktowani jak Żydzi przez Goebbelsa. Ma wzbudzić do nas obrzydzenie. W opozycji byliśmy wykluczani, traktowani jak trędowaci. (...) Jesteśmy porównywani do faszystów, dyktatury, ja jestem określany jako cenzor, który przeprowadza stalinowskie czystki w teatrach itd.”.

Gliński w służbie Kaczyńskiego

Nie po raz pierwszy prof. Gliński, który tak niespodziewanie przed kilkoma laty oddał swe siły i honor w służbę Jarosławowi Kaczyńskiemu, traci kontrolę nad sobą i poczucie przyzwoitości. Tym razem obraził nie tylko demokratyczne elity i opozycję, lecz również naród żydowski.

Jako przedstawiciel znienawidzonych przez reżim PiS liberalnych elit, a także jako profesor muszę powiedzieć prof. Glińskiemu, aby się opamiętał i zastanowił, co mówi, o kim i do kogo. Znamy doskonale idiom socjologiczny, którym się posłużył w swojej wypowiedzi. „Odczłowieczanie”, „unicestwianie” to metoda walki propagandowej faszystów. Za pomocą tych słów tłumaczy się specyfikę propagandy faszystowskiej i nazistowskiej. Zresztą końcowy akcent wypowiedzi premiera nie pozostawia wątpliwości, jaką wygłasza tezę. Tezę mianowicie taką, że krytyka PiS w środowiskach demokratycznych nosi cechy propagandy nazistowskiej. Ohyda tego pomówienia, zwłaszcza w kontekście tego, co wyczynia propaganda rządowa w swoich mediach, zwanych dawniej publicznymi, a także w mediach zwanych prawicowymi, które z gorliwą wzajemnością PiS wspiera, nie zasługuje na komentarz. Komentarza domaga się jednak porównanie PiS do Żydów w propagandzie goebbelsowskiej. Nie można bowiem nie reagować na antysemickie wypowiedzi dygnitarzy partyjno-państwowych żadnego państwa, a zwłaszcza Polski. To bowiem na terytorium Polski Niemcy zamordowali naród żydowski.

Nadużycie i głupota

Propaganda nazistowska przepojona była rasistowską nienawiścią, a jej celem było podżeganie do aktów agresji skierowanych przeciwko Żydom. Propaganda ta przygotowywała, a następnie osłaniała eksterminację Żydów, czyli Holokaust. Wykorzystywanie tego przerażającego zjawiska do zohydzania opozycji politycznej, bezmyślne porównywanie własnej sytuacji rządzącej partii do sytuacji, w jakiej stawiali Żydów hitlerowcy, jest nie tylko nadużyciem i kompletnym brakiem wyczucia, a raczej poczucia przyzwoitości, lecz jeszcze czymś gorszym – zwykłą głupotą. Bo chyba nie ma nic bardziej odrażającego niż podłość, która za przyczynę ma głupotę. Zwłaszcza głupotę profesora, który mimo swego wykształcenia w swym zacietrzewieniu i zapiekłości sam już nie wie, jakie brednie wygaduje. Jako Żyd – dziecko i wnuk ofiar Goebbelsa i Hitlera – domagam się od premiera Piotra Glińskiego przeprosin. I sądzę, że podobnie powinni postąpić inni polscy Żydzi. Proszę sobie gęby Żydami i Holokaustem nie wycierać!

Nie chcę też pozostawiać całkiem bez komentarza kłamliwych i przewrotnych wypowiedzi wicepremierów Szydło i Glińskiego, jakoby nieprawdą było, iż w Polsce odradza się faszyzm, a rząd patrzy na to z aprobatą. Same wypowiedzi tego rodzaju, tak jawnie sprzeczne z faktami, najlepiej świadczą o tym, jak zakłamane i nieczyste jest sumienie tego rządu i jak bardzo prawdą jest to, czego się tak bezczelnie wypiera. Kto bowiem łże w żywe oczy, ten już utracił prawie wszystko, łącznie ze wstydem; dopiero bowiem bezwstyd pozwala użyć łgarstwa do ratowania obrazu samego siebie we własnych oczach.

Flirt władzy z tzw. środowiskami narodowymi, czyli z organizacjami jawnie posługującymi się symboliką faszystowską (łącznie z samymi „fasces”, czyli rózgami liktorskimi – oznaką władzy policyjnej w cesarstwie rzymskim), na naszych oczach przekształca się w namiętny romans. Media na całym świecie pokazywały, jak w rocznicowym pochodzie, firmowanym przez rząd RP, z zachowaniem „higienicznego kordonu”, maszerowały ogromne tłumy, którym przewodzili faszyści ze swoimi flagami i pośród których znajdowali się nawet specjalnie zaproszeni na tę okazję (żeby nie było wątpliwości) faszyści włoscy.

Powiązania PiS z faszystami nie są zwykłą grą polityczną

To straszna kompromitacja i wydarzenie doprawdy przejmujące. 11 listopada, stulecie niepodległości, wyreżyserowali nam faszyści – i to na ich warunkach odbyło się najbardziej spektakularne i relacjonowane przez światowe media wydarzenie. Wydarzenie przerażające. Przerażające nie tylko dlatego, że hasła, race i cała atmosfera tego pochodu były przepojone tępą, szowinistyczną nienawiścią i plemienną pogardą dla „obcych”, lecz dlatego, że za takimi ludźmi i w towarzystwie chorągwi ONR i innych organizacji zwanych eufemistycznie skrajnie prawicowymi szło ponad 200 tys. osób, którym najwyraźniej faszystowskie przesłanie i okrzyki, a właściwie chamskie kibolsko-naziolskie ryki nie przeszkadzały. I ledwie ochłonęliśmy z tych ponurych widoków, a już dotarła do nas wiadomość, że zausznik Jarosława Kaczyńskiego i faworyt Adama Glapińskiego, ostatnio wiceszef KNF Andrzej Diakonow, działał w Ruchu Narodowym. Powiązania PiS z faszystami nie są więc zwykłą grą polityczną obliczoną na kontrolowanie niszowego elektoratu faszystów, lecz mają charakter więzi personalnej. Profesorze Gliński, przejrzyj na oczy – zobacz, jakiemu przedsięwzięciu dajesz swą twarz, komu podajesz rękę, kogo legitymizujesz!

Ja rozumiem, że prof. Gliński musi uczynić wszystko, by zagłuszyć wyrzuty sumienia, to znaczy przekonać samego siebie, że to, co czyni, pracując dla reżimu „na odcinku kultury”, nie jest aż tak złe i hańbiące, a może nawet nie gorsze niż bycie niegdyś w PZPR i robienie kariery w PRL. To są jednak osobiste problemy egzystencjalne Piotra Glińskiego, z którymi powinien radzić sobie w ciszy i dyskrecji.

Jeśli nadaje swym rozterkom taki rozgłos i posuwa się do przewrotnego i szyderczego obsobaczania obrońców demokracji, zyskać może jedynie jeszcze większy uszczerbek na swej reputacji. Środowisko akademickie, jak wiemy, jest bardzo tolerancyjne, wybaczające i skłonne do zapominania dawnych grzechów. Jednak zatwardziałość i hałaśliwość w kolaboracji stawia nawet przed najbardziej miłosiernymi zadanie, które może stać się ponad ich siły. Władza pryncypała prof. Glińskiego już się powoli kończy, a rząd PiS przejdzie wkrótce do historii w aurze hańby. Czy warto ginąć za niego, broniąc go kłamstwem i kalumniami aż do ostatniej kropli krwi?

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama