Twoja „Polityka”. Jest nam po drodze. Każdego dnia.

Pierwszy miesiąc tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Kaczyński powinien stanąć do debaty z Tuskiem

Prezes PiS Jarosław Kaczyński Prezes PiS Jarosław Kaczyński Prawo i Sprawiedliwość / Facebook
Nie wyobrażam sobie, by Jarosław Kaczyński nie stanął przed wyborami do debaty z udziałem Donalda Tuska i innych przywódców stronnictw politycznych. Tchórzostwo lub pogarda nie popłacają ani w polityce, ani w życiu.

W demokracji debaty wyborcze są solą kampanii. Bywa, że występ liderów politycznych w jednej wspólnej debacie przesądza o wyniku wyborów parlamentarnych lub prezydenckich. Dlatego ludzie chętnie je oglądają, żeby podjąć ostateczną decyzję przed pójściem do urn. Ale nie tylko debaty liderów pomagają wyborcom wyrobić sobie zdanie. Miarodajne są też debaty z udziałem polityków, którzy liderami swych ugrupowań nie są. To trochę tak jak np. z literaturą. Potencjał literatury danego kraju pokazują nie tylko nobliści, ale też autorzy, którzy Nobla prawdopodobnie nie dostaną, a jednak są chętnie czytani przez szeroką publiczność.

Debata bez PiS, który zrejterował

Debata wyborcza w TVN24, nadana 3 września, to dobry przykład. Wystąpili w niej przedstawiciele czterech ugrupowań ubiegających się o mandaty sejmowe: Paulina Hennig-Kloska z Trzeciej Drogi, Andrzej Domański z Koalicji Obywatelskiej, Dariusz Standerski z Nowej Lewicy i Przemysław Wipler z Konfederacji (stronnik Sławomira Mentzena). Debatę poprowadził red. Grzegorz Kajdanowicz. Niestety, PiS odmówił w niej udziału. Przygotowany dla przedstawiciela partii Jarosława Kaczyńskiego pulpit pozostał pusty. To symbol, jak PiS traktuje nie tylko rywali, ale i wyborców. Przedstawiciel Koalicji Obywatelskiej skorzystał z okazji, by wyrazić sprzeciw wobec tego uniku: postawił na pisowskim pulpicie paczkę pampersów (po pewnym czasie została usunięta). Opozycja mówi o tchórzostwie rządzących, ale to coś więcej: pogarda dla konkurentów i całego elektoratu.

Debata z udziałem partii rządzącej miałaby inny przebieg i dynamikę. Zapewne bardziej emocjonujący, ale mniej merytoryczny. W debacie TVN dominowała „merytoryka”, by użyć modnego dziś potworka partyjnej nowomowy. W klarownej formule umożliwiającej interakcję uczestników wysłuchaliśmy ich wypowiedzi i polemik na tematy gospodarcze i polityczne. Ponieważ zabrakło przedstawiciela PiS, demokraci potraktowali reprezentanta Konfederacji jako „podróbkę” (określenie Standerskiego) obozu Kaczyńskiego. Ten jednak zarzekał się, że konfederaci nie stworzą rządu ze Zjednoczoną Prawicą (i nie będą napierać na polexit).

Jeśli demokraci wygrają wybory, stanie kwestia, kto będzie premierem ich koalicyjnego rządu. Domański (KO) wskazał Donalda Tuska, Hennig-Kloska odpowiedziała, że Trzecia Droga respektuje zasadę, iż szefem rządu powinien być lider zwycięskiego ugrupowania (czyli nie odcięła się od Domańskiego), choć nie wymieniła nazwiska lidera KO, a przedstawiciel Nowej Lewicy odpowiedział tonem salomonowym, że szefa rządu wyłonią w negocjacjach koalicjanci.

Czytaj też: Wipler. Trochę „bad boy”, a trochę ministrant. Teraz gra z Mentzenem

Czy Kaczyński stchórzy?

Przebieg debaty pokazał, że ugrupowania demokratyczne nie szukają zwady między sobą. W sprawach praworządności i praw obywatelskich, rozliczenia ośmioletnich rządów Kaczyńskiego, emerytur, inflacji, KPO, spółek skarbu państwa ich stanowisko było w zasadzie zbieżne. Nawet Wipler podkreślał, że dzięki przywróceniu niezależności sądów wszyscy obywatele, hetero- i nieheteroseksualni, będą równi i bezpieczni. Ripostował przedstawiciel Nowej Lewicy: nie dajmy się nabrać, bo konfederaci poparli wyrok trybunału Przyłębskiej, który utorował drogę do piekła kobiet. W żadnym jednak momencie debaty nie doszło do drastycznego naruszenia kultury sporu. W tym sensie oglądało się ją i słuchało z pożytkiem. Miał w tym udział prowadzący ją red. Kajdanowicz. Satysfakcja byłaby jeszcze większa, gdyby PiS nie zrejterował.

Naturalnie nie ma obowiązku brać udziału w debatach wyborczych. Bywa, że sztaby wyborcze nie są w stanie uzgodnić warunków ich przeprowadzenia. Ale to zawsze strata dla opinii publicznej i ryzyko dla nieobecnych. Nie wyobrażam sobie, by Jarosław Kaczyński nie stanął przed wyborami do debaty z udziałem Donalda Tuska i innych przywódców stronnictw politycznych. Tchórzostwo lub pogarda nie popłacają ani w polityce, ani w życiu.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną