Afera Funduszu Sprawiedliwości i wejście służb do domu Ziobry. Na końcu i tak jest sąd
Politycy Suwerennej Polski przeszukania w domach swoich liderów, ze Zbigniewem Ziobrą na czele, nazywają zemstą przy użyciu prokuratury albo igrzyskami, które mają przykryć brak realizacji obietnic nowego rządu. Podkreślają ciężką chorobę Ziobry, nagłaśniają „okrucieństwo” działań „bodnarowców” czy też „neoprokuratorów Bodnara i Tuska”. Stosują kalki językowe dawnej opozycji. Czy można się dziwić ich reakcji? Jadą na tym samym wózku, bo Fundusz Sprawiedliwości mógł być de facto partyjnym funduszem Suwerennej Polski i wszyscy są w taki czy inny sposób jego beneficjentami.
Czytaj też: Przelewy zatrzymane, prokuratorzy na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę
Afera Suwerennej Polski, PiS niezbyt gorliwy
Politycy PiS im wtórują, ale niezbyt gorliwie. Afera Funduszu Sprawiedliwości to nie ich afera. Ale trzeba pamiętać, że oni mieli swoje fundusze i – zapewne – będą mieli swoje śledztwa i przeszukania. Może się przyczaili i wierzą, że przeczekają burzę? Na pewno będą pilnie obserwować, jak sobie organy ścigania poradzą z tą najgłośniejszą w tej chwili sprawą.
Zarzuty o zemstę polityczną i o igrzyska – to jedno. Wiadomo, że rozliczenia to jedna z najważniejszych obietnic rządzącej koalicji, wiadomo też od lat – choćby z raportów NIK i dziennikarskich śledztw – że Fundusz Sprawiedliwości mógł być defraudowany. Owszem, sprawa jest polityczna, ale też kryminalna.
Motyw zemsty ma uzasadniać argument, że śledztwo prowadzą prokuratorzy zdegradowani przez Zbigniewa Ziobrę. Rzeczywiście, dwóch z zespołu czworga prokuratorów zajmujących się tą sprawą było zdegradowanych, ale dwoje – w tym szefowa zespołu Marzena Kowalska – nie. Argument stronniczości mógłby być najwyżej połowiczny. Ale poza tym za czasów Ziobry awanse i degradacje miały podstawowy motyw: lojalność wobec… Ziobry, więc trudno byłoby znaleźć prokuratorów, którym nie można by zarzucić takiego lub innego stosunku do niego.
Poważniejsze mogłyby okazać się zarzuty o bezprawność przeszukań u posłów. Politycy Suwerennej Polski i PiS – z niemałą satysfakcją – powołują się na opinię prawną profesorów Marka Chmaja i Ryszarda Piotrowskiego sporządzoną dla Biura Analiz Sejmowych w 2014 r., w której uznają, że „przeszukanie pomieszczeń zajmowanych przez parlamentarzystę bez uprzedniej zgody właściwej izby na uchylenie immunitetu jest niedopuszczalne i stanowi naruszenie art. 105, ust. 2 Konstytucji RP”. Pytany teraz przez TOK FM prof. Piotrowski nazwał wejście ABW do domu Ziobry i pokoju posła Michała Wosia w hotelu sejmowym „Pegasusem Plus”. „Nie można przeszukać domu parlamentarzysty bez zgody Sejmu. Taki miałem pogląd i taki mam. Dlatego że albo to przeszukanie jest elementem postępowania karnego, względnie czynności mających prowadzić do wszczęcia postępowania karnego, albo jest elementem represji politycznej. W obu sytuacjach jest wykluczone. W państwie demokratycznym represjonowanie polityków opozycyjnych jest systemowo niedopuszczalne. Jak się coś takiego pojawia, to mamy do czynienia z atrofią państwa prawnego i upadkiem demokracji” – mówił prof. Piotrowski. W jego ocenie mamy do czynienia z przewagą polityki nad prawem. Podnoszony jest jeszcze drugi zarzut: brak wcześniejszego wezwania Ziobry do dobrowolnego wydania rzeczy.
Słuszność obydwu oceni sąd. Jest chichotem historii, że nawet jeśli zdecyduje, że dowody na defraudację Funduszu Sprawiedliwości zostały zdobyte nielegalnie, to staraniem samego Ziobry w 2016 r. zniesiono możliwość odrzucenia przez sąd tzw. owoców zatrutego drzewa, czyli dowodów zdobytych nielegalnie. Teraz jest dokładnie przeciwnie: sądowi nie wolno takich dowodów z tego powodu pominąć.
Czytaj też: Bodnar rozbraja bomby podłożone przez PiS i Ziobrę. Czy Dudzie będzie głupio?
Znowu żyjemy w kraju, w którym wszelkie zarzuty oceni sąd
Co do samej legalności wejścia do domu Ziobry bez uprzedniego „wezwania do wydania” dowodów – art. 224, par. 1 kpk brzmi dosłownie: „Osobę, u której ma nastąpić przeszukanie, należy przed rozpoczęciem czynności zawiadomić o jej celu i wezwać do wydania poszukiwanych przedmiotów”. Gdyby miało to być uprzedzenie, to mielibyśmy jakiś termin, np. „nie później niż na godzinę przed”. Tak jak jest to sformułowane, oznacza tyle, że policja zjawia się pod drzwiami, puka, prosi o otwarcie i wydanie. Z tego, co wiemy, nikogo w domu nie było. Zatem ABW z prokuratorem weszli, „pokonując zabezpieczenia”, uprzednio dzwoniąc do rodziców i teściów Ziobry, prosząc o klucze i asystę.
Pada zarzut, że nie zadzwonili do samego Ziobry (tłumaczą, że wiedzieli, że jest w szpitalu za granicą). Czy mieli obowiązek do niego dzwonić – oceni sąd. Natomiast „pokonanie zabezpieczeń” w sytuacji, gdy rodzina odmówiła współpracy w sprawie kluczy, nie wydaje się problematyczne. Przeszukujący dopełnili wymogu art. 224, par. 3 kpk: „Jeżeli przy przeszukaniu nie ma na miejscu gospodarza lokalu, należy do przeszukania przywołać przynajmniej jednego dorosłego domownika lub sąsiada”.
Jeśli chodzi o przeszukanie pokoju Michała Wosia w Domu Poselskim, odbyło się za zgodą gospodarza budynku, czyli marszałka Sejmu.
Legalność przeszukania ocenia się także po tym, czy jego cel był zgodny z prawem. Art. 219 kpk mówi, że dokonuje się go „w celu znalezienia rzeczy mogących stanowić dowód w sprawie lub podlegających zajęciu w postępowaniu karnym, można dokonać przeszukania pomieszczeń i innych miejsc, jeżeli istnieją uzasadnione podstawy do przypuszczenia, że (…) wymienione rzeczy tam się znajdują”. Tu politycy Suwerennej Polski twierdzą, że nie mogło być takiego podejrzenia, bo służbowych papierów nie trzyma się w domu. Ale pomijając już mocno idealistyczne założenie, zaprzeczyły temu fakty, bo w domu Ziobry znaleziono oryginały akt prokuratorskich ze sprawy śmierci jego ojca.
Z brzmienia art. 219 wynika też, że przeszukania wcale nie robi się wyłącznie u osób, które mają status podejrzanego, a tam, gdzie – powtórzmy – „istnieją uzasadnione podstawy do przypuszczenia, że (…) wymienione rzeczy tam się znajdują”. To stawia dyskusję o konieczności uchylenia immunitetu w celu przeszukania w innym świetle. A jeśli argumentujemy, że Ziobro czy Woś są potencjalnie podejrzani, to mamy art. 17, par. 2 z części ogólnej kpk: „Do chwili otrzymania wniosku lub zezwolenia władzy [w tym wypadku chodziłoby o uchylenie immunitetu], od których ustawa uzależnia ściganie, organy procesowe dokonują tylko czynności niecierpiących zwłoki w celu zabezpieczenia śladów i dowodów, a także czynności zmierzających do wyjaśnienia, czy wniosek będzie złożony lub zezwolenie będzie wydane”.
Zabezpieczenie dokumentów będących dowodem przestępstwa niewątpliwie wypełnia wymogi tego artykułu. Prokuratura zapewnia, że istniała obawa ich zniszczenia. I jest powód, by w to wierzyć: niedługo przed akcją przeszukań dziennikarze TVN24 kontaktowali się z aresztowanym ks. Michałem O., beneficjentem FS na sumę blisko 100 tys. zł w „ustawionym” – jak twierdzi prokuratura – konkursie (za co teraz zarzuty ma on i pracownicy resortu sprawiedliwości). Zatem zainteresowani wiedzieli, że coś się szykuje, tym bardziej że w styczniu, po przedstawieniu wstępnego raportu otwarcia na temat FS, Adam Bodnar powołał zespół prokuratorski do zbadania nadużyć w tym Funduszu.
Biorąc to wszystko pod uwagę, mówienie o nadużyciu władzy przez prokuraturę wydaje się co najmniej przedwczesne, o ile w ogóle uzasadnione. Chociaż z drugiej strony dobrze jest zachowywać czujność, bo czara goryczy przez ostatnie osiem lat przelewała się wielokrotnie i groźba podwójnych standardów i odpłacania pięknym za nadobne jest realna. Dobrze, że sprawę oceni sąd i że prokuratura ma poczucie, że patrzy się jej na ręce.