Kultura

Amerykańscy pisarze zarabiają coraz mniej

W 2017 r. mediana zarobków pisarzy wynosiła nieco ponad 6 tys. dol. rocznie. W 2017 r. mediana zarobków pisarzy wynosiła nieco ponad 6 tys. dol. rocznie. Patrick Fore / Unsplash
Z raportu Authors Guild wynika, że zarobki pisarzy spadły o blisko połowę w porównaniu z 2009 r. Winą obarcza się m.in. Amazona, Google i Facebooka. Ale czy słusznie?

Ponieważ nieustannie ukazują się przekłady jeszcze gorących bestsellerowych nowości ze Stanów (i Wielkiej Brytanii, te rynki są połączone), czytelnicy mogą odnieść wrażenie, że na tamtejszym rynku o sukces łatwo. Właściwie nie ma miesiąca bez premiery. Z okładek krzyczą oszałamiające liczby sprzedanych egzemplarzy. Trudno też o kwartał bez wielkiego debiutu, który jeszcze przed premierą jest ogłaszany wielkim hitem. Wydawcy biją się o niego, a Hollywood walczy o prawa do ekranizacji. Przykładem „Dziewczyna z pociągu”, pierwsza powieść Pauli Hawkins, która bestsellerem stała się głównie dzięki sprawnemu marketingowi.

Czytaj także: Literackie thrillery dla kobiet

USA to nie jest dobry kraj dla pisarzy

Rzecz w tym, że Stany to chyba nie jest kraj dla pisarzy. Organizacja Authors Guild przeprowadziła ankietę wśród ponad 5 tys. osób: członków swojej organizacji i 14 innych zrzeszających ludzi pióra (czyt. klawiatury). Wyniki są deprymujące: w 2017 r. mediana zarobków pisarzy wynosiła nieco ponad 6 tys. dol. – rocznie! To spadek o 42 proc. względem 2009 r. (10,5 tys. dol.) i o ponad 50 proc. względem 2007 r. (12 850 dol.).

Dane wyglądają jeszcze gorzej, gdy wziąć pod uwagę, że 3,1 tys. dol. z owych 6 to pieniądze zarobione tylko na książkach – reszta to przychody ze spotkań autorskich, kursów i dodatkowych zleceń. Zaledwie jedna piąta zawodowych pisarzy utrzymywała się w 2017 r. wyłącznie z pisania książek. 57 proc. badanych mogło się pochwalić, że ich cały dochód za ten rok pochodził z szeroko pojętych prac branżowych (w tym pisanie artykułów, scenariuszy filmowych).

Wzrosty notowali tylko autorzy wydający książki własnym sumptem, czyli w modelu self-publishingu. Gorzka pociecha, skoro w porównaniu z autorami publikującymi tradycyjnie ich dochody są o połowę niższe.

Amazon, Google, Facebook psują rynek książki?

Sytuację na rynku wyjątkowo ponuro skomentował wiceprezydent Authors Guild Robert Russo: „Jeszcze do niedawna Stany były krajem, w którym zaangażowani twórcy beletrystyki i literatury faktu (...) byli w stanie utrzymać się z tego, co robili najlepiej. (...) To się skończyło. Szczególnie trudno jest tym, którzy dopiero zaczynają karierę”.

Przyczyn tego stanu rzeczy szuka była prezydent organizacji Roxana Robinson – uważa, że winien jest Amazon, mający wysokie udziały w całym rynku (72 proc. na rynku e-booków i blisko 50 na rynku wszystkich nowości). Jej zdaniem firma zakleszcza wydawców w imadle, manipulując rabatami i zmniejszając opłacalność wydawania książek. Wydawcy straty przerzucają zaś na autorów: zmniejszają zaliczki i tantiemy. Zgadza się ta diagnoza z wnioskami Authors Guild. Organizacja winowajców ma jeszcze dwóch: Google (Google Books udostępnia materiały za darmo) i Facebooka.

Rozwiązania? Są, ale raczej nierealne. Organizacja radzi wydawcom się zrzeszyć i wydać wspólnie wojnę Amazonowi i innym graczom (to niemożliwe ze względu na animozje między wydawcami wynikające z ostrej konkurencji). Albo – to inna opcja – odprowadzać tantiemy dla autorów także za sprzedaż książek w drugim obiegu.

Czytaj także: Co dobre dla księgarzy, a co dla czytelników

Wnioski dla polskiego rynku: lepiej publikować mniej

Jakie z tego płyną wnioski dla Polski? Możemy się co najwyżej pocieszać, że na największym na świecie rynku książki jest równie niewesoło. Bo czyż zarzuty wobec Amazonu nie są zbliżone do tego, co rodzimi wydawcy mówią o Empiku, zwłaszcza we fragmencie o wymuszaniu coraz większych rabatów? Poza tym i u nas ciągle słychać, że nakłady spadają, a bojący się ryzyka wydawcy redukują zaliczki. Niekiedy w ogóle się ich nie wypłaca – autor dostaje pieniądze dopiero po sprzedaży.

I amerykańskim, i polskim wydawcom trzeba wrzucić (całkiem spory) kamyczek do ogródka – może nakłady spadają, bo ukazuje się za dużo książek? Może należałoby te książki lepiej selekcjonować, ograniczyć „przerób” premier? W efekcie ich życie by się wydłużyło. I głośniej byłoby o autorach naprawdę wartych publikowania, a którzy teraz giną w szumie.

Zobacz także: 10 książek, które zmieniły świat

Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama