Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Wychowałam się na książkach Olgi Tokarczuk

Olga Tokarczuk Olga Tokarczuk Bartosz Krupa / East News
Gdy dostała Nobla, odetchnęłam z ulgą. Że wreszcie. Że to już. W czasach, kiedy najważniejsze wartości, takie jak równość czy niezależność, zdają test na przydatność, głos Olgi Tokarczuk powinien brzmieć jak najgłośniej.

Wychowałam się na książkach Olgi Tokarczuk. Miałam 14 lat, kiedy ukazała się jej debiutancka powieść „Podróż ludzi Księgi”. Zaczynałam wtedy świadomie poznawać świat. Wybierać odpowiednie lektury, chodzić do kina na „poważne” filmy. Ważne były dla mnie kobiety-twórczynie, które uczyły mnie odwagi, języka i sposobu przekazywania własnego doświadczenia. Malarki, reżyserki, wreszcie literatki.

Kupowałam wszystko, co napisała Olga. Miała wtedy krótkie włosy, widziałam ją kilka razy na spotkaniach autorskich. Nigdy nie podeszłam bliżej, nawet po autograf. Wstydziłam się i bałam zarazem, ponieważ wiedziałam, że jej wzrok prześwidruje mnie na wylot. Pisałam w pamiętniku, że chciałabym zapytać o to, czy żeby być twórczynią, trzeba mieć jakieś szczególne zdolności, i co jeśli się ich nie ma, a nadal chce się być artystką. Teraz, kiedy jestem dorosła, nadal nie znam odpowiedzi na to pytanie, ale wiem już, że ryzyko się opłacało. Robienie tego, czego tak naprawdę się pragnie, to jedyny sens życia. Czy Olga by się ze mną zgodziła? Wtedy – ponad 20 lat temu – i dziś?

Jako nastolatka zakreślałam całe fragmenty jej prozy, to właśnie tam szukałam odpowiedzi na większość pytań: o kwestie pamięci i zapominania. O sny i realny świat. O to, w jaki sposób mężczyźni i kobiety meblują własne życia i co z tego wynika.

Małgorzata Rejmer: Olga Tokarczuk daje nadzieję, że mamy dość wrażliwości, ocalejemy

Olga Tokarczuk rzuca wyzwania

Jej proza to misterne hafty i przeszycia. Między zdaniami nie widać fuszerki, żadnych szyć na okrętkę.

Reklama