Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Gliński się spieszy. Czy PISF zostanie w rękach prawicy? Sprawa wywołała burzę

Minister kultury Piotr Gliński Minister kultury Piotr Gliński Cezary Aszkiełowicz / Agencja Wyborcza.pl
Wybór nowej Rady PISF, którą potajemnie chciał przeprowadzić minister Gliński, ma na celu zachowanie dotychczasowego status quo i prawdopodobnie uniemożliwienie odwołania ze stanowiska dyrektora tej instytucji Radosława Śmigulskiego.

Termin naboru na kandydatów do nowej Rady PISF upływa 17 listopada. Wprawdzie ogłoszenie o naborze ukazało się 2 listopada na stronach internetowych PISF, ale w głęboko ukrytych zakładkach Biuletynu Informacji Publicznej, do których nikt niezorientowany i raczej dobrowolnie nie zagląda. Ministerstwo nie raczyło powiadomić o tym fakcie reprezentantów środowiska. Gildie zrzeszające poszczególne branże filmowe oraz SFP informację na ten temat uzyskały dopiero dwa dni przed końcem naboru – z Onetu, który zaalarmował, że odchodzący minister Gliński chce przepchnąć w ostatniej chwili swoich ludzi, by zabetonować dotychczasowy układ w Radzie. Pozwoliłoby to dotrwać do końca drugiej kadencji Radosławowi Śmigulskiemu (jego misja ma trwać do grudnia 2027). W reakcji część filmowców wzywa do bojkotu.

Nową Radę ustawowo powołuje minister kultury, dziedzictwa narodowego i sportu. W jej skład, zgodnie ze statutem PISF, wchodzą przedstawiciele twórców, producentów filmowych, związków zawodowych działających w kinematografii, kin, dystrybutorów, nadawców, operatorów telewizji kablowych i platform cyfrowych. Celem Rady jest „wytyczanie kierunków działania Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej oraz opiniowanie rocznych planów działalności i sprawozdań tej placówki, a także zatwierdzanie Programów Operacyjnych PISF”. Gdyby np. jakiegoś sprawozdania finansowego nie zaakceptowano albo wykryto by poważne nieprawidłowości w zarządzaniu tą instytucją, pojawiłaby się możliwość odwołania dyrektora. I tego właśnie chce najwyraźniej uniknąć Gliński.

Czytaj też: Afera Zygielbojma. Jak minister Gliński przywłaszczył sobie film

Gliński się spieszy, filmowcy się burzą

W obecnej jedenastoosobowej Radzie przewagę mają zwolennicy prawicy, na czele z jej przewodniczącym Robertem Kaczmarkiem, reżyserem dokumentalistą wielokrotnie nagradzanym na festiwalu Niepokorni, Niezłomni, Wyklęci, zarazem dyrektorem fatalnie zarządzanej Filmoteki Narodowej Instytutu Audiowizualnego. Trzyletnia kadencja tego gremium upływa z końcem grudnia 2023 r. Obowiązku, by przeprowadzać nabór akurat teraz, nie było żadnego. Równie dobrze i o wiele sensowniej byłoby to zrobić za miesiąc, gdy ukonstytuuje się już nowy rząd i zostanie powołany nowy minister kultury. Wybrano jednak szybszą opcję, co wywołało burzę.

„Jest to kolejna próba zabetonowania wpływów obecnej władzy w instytucjach kultury. Kobiety filmu wzywają wszystkie niezależne filmowczynie i filmowców do bojkotu tej inicjatywy! Uleganie powyborczym manipulacjom MKDiN jest sprzeczne z jasno wyrażoną wolą większości. Dzięki mobilizacji wyborców, przede wszystkim kobiet i młodych, wszyscy otrzymaliśmy szansę na odbudowę społeczeństwa obywatelskiego, które rządzi się wedle jasnych, demokratycznych zasad. Nie zaprzepaśćmy tej szansy” – zaapelowała w imieniu zarządu Stowarzyszenia Kobiet Filmu Renata Czarnkowska-Listoś.

Solidaryzując się z oburzeniem SKF, zarząd Krajowej Izby Producentów Audiowizualnych nie poparł jednak propozycji bojkotu, zapowiadając, że wystawi dwoje kandydatów do Rady PISF, producentkę i producenta. W uzasadnieniu Maciej Dydo napisał, że zarząd KIPA nie może sobie pozwolić na inny ruch. „Jest to nasz obowiązek wobec członków. Niezgłoszenie kandydatów traktujemy jako zupełne oddanie pola decyzyjności w tym zakresie Ministrowi, a tak naprawdę Dyrektorowi PISF, który może mieć wpływ na wybór Ministra. Wyzwania producentów związane ze współpracą z PISF w ostatnich dwóch latach narastały lawinowo. Nam nie jest wszystko jedno, kogo wybierze Minister jako reprezentanta producentów. Zgłosimy kandydatkę i kandydata – producentów o bogatym doświadczeniu, rozumiejących uwarunkowania rynkowe produkcji w warunkach polskich i międzynarodowo oraz znających dobrze zasady finansowania publicznego i prywatnego produkcji. Jeśli zostaną oni odrzuceni przez Ministra, to mamy nadzieję, że nastąpi to tylko i wyłącznie w przypadku, gdy wybrana przez Ministra osoba będzie reprezentować nie mniejszy poziom doświadczenia i zrozumienia dla spraw producenckich”.

Czytaj też: Czy PISF jest niezależny od władzy politycznej?

Co z PISF? Zmiana władzy nie wystarczy

W grzeczny, acz stanowczy sposób dano ministrowi do zrozumienia, że wolą całego środowiska jest, by kierował się kryterium kompetencyjnym, a nie partyjnym, a jak będzie, zobaczymy. Wszyscy chcą przywrócenia opiniotwórczej roli Rady PISF jako ciała reprezentującego rynek, środowisko filmowe i płatników na rzecz PISF. Oraz większego krytycyzmu wobec działań dyrektora PISF i jego decyzji. Filmowcy domagają się, by to było ciało dostępne dla nich. Jednocześnie wytykają liczne błędy popełnione przez ustępującą Radę. Choćby to, że nie wypełniała swoich obowiązków, gdyż jej uchwały nie były publikowane na stronie PISF, co jest naruszeniem nie tylko dobrych zwyczajów, ale również „niedotrzymaniem zasady transparentności działania administracji publicznej, której częścią jest Instytut” – zwraca uwagę KIPA.

Zmiana władzy i nadzieja z tym związana chyba nas wszystkich nastawiła też pozytywnie do zmian w PISF, a teraz widzimy, że to nie będzie takie proste – mówi pragnący zachować anonimowość jeden ze znanych reżyserów. W ostatnich miesiącach wszystkie gildie próbowały doprowadzić do instytucjonalnych reform w zakresie funkcjonowania PISF, nie spotkało się to jednak z żadnym odzewem dyrektora Śmigulskiego. – Walka toczy się nie tylko o zasady i o wiele większe pieniądze niż we wszystkich innych instytucjach podległych ministerstwu kultury, ale i o zmianę jednoosobowego, by nie powiedzieć: autorytarnego stylu prowadzenia PISF, którego symbolem stał się Śmigulski – dodaje nasz rozmówca. – Środowisko jest podzielone na tych, którzy się z nim w jakiś sposób ułożyli, i takich, którzy nie mają szans otrzymać dotacji, co dodatkowo utrudnia negocjacje, bo wszyscy dbają o swoje interesy, a wielu się boi, że jak podpadną, to znajdą się na czarnej liście.

Czytaj też: Resort Glińskiego do niszczarki. Czuć wiatr zmian

Ostatnie podrygi PiS

Ponadto padają zarzuty o arbitralność wyborów projektów – niejednokrotnie wbrew decyzjom ekspertów – dofinansowanych przez PISF. Nikt nie wie, dlaczego zamiast trzyosobowych komisji od pewnego czasu są dwuosobowe, środowisko skarży się na wszechobecną biurokrację, na niekonsultowane zmiany limitów, w szczególności zwiększające dofinansowanie na kino historyczne. Pojawiają się też oskarżenia o mobbing.

To nie tylko kwestia wyboru Rady. Chodzi o kompleksowe działanie związane z tym, że kino stało się ważne dla polityków, że szef PISF ulega naciskom ministra. A przegrana partia w ostatnich podrygach próbuje ułożyć pod siebie, zawłaszczyć miejsca kluczowe dla filmowców. Stąd ta panika – tłumaczy Anna Gawlita, producentka. Drobne kroki, takie jak uruchomienie dyskusji wokół decyzji ministra czy sposobów sprawowania władzy przez dyrektora Śmigulskiego, byłyby pozytywnym sygnałem rozpoczęcia szerszej debaty nad odnowieniem modelu zarządzania instytucjami kultury w naszym kraju, które bardzo ucierpiały w ciągu ośmiu lat rządów PiS.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Mamy wysyp dorosłych z diagnozami spektrum autyzmu. Co to mówi o nich i o świecie?

Przez ostatnich pięć lat diagnoz autyzmu w Polsce przybyło o 100 proc. Odczucie ulgi z czasem uruchamia się u niemal wszystkich, bo prawie u wszystkich diagnoza jest jak przełącznik z trybu chaosu na wyjaśnienie, porządek. A porządek w spektrum zazwyczaj się ceni.

Joanna Cieśla
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną