Recenzja spektaklu: „Czas porzucenia”, reż. Weronika Szczawińska
Teatr środka w mocnym wydaniu.
Teatr środka w mocnym wydaniu.
To historia o potrzebie rozwijania wyobraźni w dzieciństwie, o formacyjnej sile baśni, budującej wiarę w siebie, we wspólnotę i wzmacniającej więzy rodzinne.
Naiwność i głupota małopolskiego szlachcica Radoszewskiego (Michał Majnicz) jest wykorzystywana przez pazernych sąsiadów, którzy z kolei zostaną wykorzystani przez cyniczną arystokrację, zjeżdżającą z Wiednia, a kanwą opowieści są zbliżające się wybory do parlamentu.
Choreografia sprawia, że uwaga skupia się na treści, a nie na technice; dzięki niej również nie są potrzebne krwawe efekty – wszystko jest oczywiste.
Do artystycznego sukcesu zabrakło precyzji w prowadzeniu aktorów, zwłaszcza w mniejszych rolach swatki Fiokły czy ciotki, przez co np. nie wybrzmiał finał.
Lupa wyśmiewa syndrom zbawcy, ale nawet z tym założeniem wydaje się, że „Imagine” porusza wiele ważkich kwestii, choć trudno je uchwycić i poczuć.
Jakże inaczej odbiera się ten spektakl, mając pod powiekami obrazy zmasakrowanych ciał w Buczy czy Borodziance.
Całość układa się w katalog polskich wad, znanych i (nielubianych), tym razem zaprezentowanych w konwencji apokalipsy zombie.
Ciekawa koncepcja i wykonanie.
Ostatnia część tryptyku „superstar”, którego bohaterami w poprzednich odcinkach byli Gabriela Zapolska i Henryk Sienkiewicz, poświęcona została lokalnej legendzie.
Dramaturgicznie „Byk” nie jest arcydziełem, ale na scenie się broni dzięki uczłowieczającemu bohatera aktorstwu Talarczyka i scenografii, która jest tu prawdziwym partnerem.
Ważnym tematem sztuki jest sam teatr.
Widać tu bezradność wobec eseistycznego tekstu i brak oryginalnego pomysłu na formę.
Polska Opera Królewska ma ostatnio dobrą passę: to jej kolejna udana premiera.
Całość ma retro wdzięk twórczości Grodzieńskiej.
Psychodelia i transowość tego sceniczno-wirtualnego świata nie porywa, tylko usypia.
Zwierciadło jest w tragifarsie Dulęby motorem przemiany tytułowego bohatera, odbija jego kompleksy, frustrację i pragnienia.
To, co na papierze mogło uwodzić niuansami, na scenie razi dosłownością i jałowością.
Rzadko się zdarza, by spektakl rocznicowy był jednocześnie aktualny.
Cytowane w spektaklu nagranie Joanny Szczepkowskiej ogłaszającej koniec komunizmu w Polsce buduje ciekawe analogie i daje do myślenia.