Fani filmowego uniwersum Marvela i serii o bohaterach „Avengersów” mieli niedawno zagwozdkę: czy w wyczekiwanej „Czarnej Wdowie” naprawdę zobaczymy tak niepasującą do konwencji scenę seksu? Klipy z odtwórczynią głównej roli Scarlett Johansson, uprawiającą wyuzdany seks oralny, krążyły po sieci. Przypominały raczej amatorski film pornograficzny niż scenę wyciętą z tej wysokobudżetowej produkcji – i tak właśnie było. Tyle że materiał porno sfabrykowano, a twarz Johansson ktoś sobie pożyczył – z podanych na tacy zasobów internetowej przeglądarki – i bez zgody aktorki wykorzystał. Podobny los spotkał jej koleżanki po fachu: Emmę Watson, Daisy Ridley, gwiazdy „Gry o tron” Sophie Turner i Maisie Williams. Poza tym m.in. piosenkarkę Taylor Swift, a nawet – to już inna branża – Michelle Obamę.
Triki z mimiką
Wszystkie te znane kobiety padły ofiarami nowej wirtualnej sztuczki. Z pomocą sztucznej inteligencji i gotowych cyfrowych narzędzi, za to bez specjalnej wiedzy z zakresu montażu, każdy może spreparować takie deepfakes, czyli zmanipulowane materiały audiowizualne. Deepfakes to zbitka dwóch zjawisk: deep-learningu, czyli głębokiego, dokładnego uczenia się (mimiki, tików, barwy czy intonacji głosu itd.), którą to umiejętność posiadły nowe technologie, oraz fejków, czyli wirtualnych fałszywek. Razem – świeży i groźny trend w internecie.
Fałszywka nie musi być od razu filmem dla dorosłych, ale szerokie spektrum możliwości tym bardziej niepokoi. Zwłaszcza że amatorzy podrabiania mają ambicję, by efekty ich prac były realistyczne – i faktycznie takie są.