Ludzie i style

Chcemy zmian. Protest drużyny NBA wywraca amerykański sport

Drużyna Houston Rockets w trakcie przedmeczowego hymnu Stanów Zjednoczonych. Zawodnicy wykonują gest Colina Kaepernicka, charakterystyczne przyklęknięcie. W środku czołowi gracze NBA: James Harden i Russell Westbrook Drużyna Houston Rockets w trakcie przedmeczowego hymnu Stanów Zjednoczonych. Zawodnicy wykonują gest Colina Kaepernicka, charakterystyczne przyklęknięcie. W środku czołowi gracze NBA: James Harden i Russell Westbrook Mike Ehrmann / Forum
Nigdy w USA nie wydarzył się tak masowy bojkot rozgrywek sportowych jak w nocy ze środy na czwartek. Bojkotującymi byli sami sportowcy. Domagają się reformy policji i łatwiejszego głosowania w wyborach.

Zaczęło się w środę ok. 22 polskiego czasu. Za kilka minut miał się zacząć piąty mecz play-off koszykarskiej ligi NBA między Milwaukee Bucks a Orlando Magic. Specjaliści wróżą Milwaukee udział w finale, więc mecz miał być spacerkiem dla drużyny Giannisa Antetokounmpo, jednej z gwiazd NBA, laureata nagrody MVP (najcenniejszego zawodnika) w poprzednim sezonie, w środę nagrodzonego tytułem najlepszego gracza defensywnego ligi w bieżących rozgrywkach.

NBA to liga niespodzianek, więc włączyłem internet parę minut przed 22, żeby przekonać się, czy rzeczywiście faworyci gładko rozprawią się z dawną drużyną Marcina Gortata. Jednak niespodzianka polegała na czymś innym. Okazało się, że start – niczym na lotnisku – jest „opóźniony”, później – że mecz został „przełożony”. Antetokounmpo i pozostali gracze Bucks postanowili nawet nie wychodzić z szatni. Powód: wstrząs po wydarzeniach z niedzieli, gdy policjanci siedem razy strzelili w plecy Jacoba Blake’a, czarnego mieszkańca Kenoshy w stanie Wisconsin. 29-latek próbował wsiąść za kierownicę samochodu, w którym czekało już troje z jego sześciorga dzieci (w wieku trzy, pięciu i ośmiu lat).

Blake żyje, ale nigdy nie będzie chodził, jest sparaliżowany. Z Milwaukee do Kenoshy jest 50 km.

Meczu dzisiaj nie będzie

Reakcja zawodników Bucks była spontaniczna, nie konsultowali się z rywalami, związkiem zawodowym ani ligą, spodziewali się pewnie walkowera dla Magic. Jednak koszykarze z Orlando w trakcie rozgrzewki, kilka minut przed pierwszym gwizdkiem, solidarnościowo zeszli z boiska. A później wydarzenia nabrały prędkości Kamila Stocha biorącego rozbieg na skoczni w Wiśle-Malince. Zamiast relacji sportowej zacząłem oglądać pasjonujące widowisko – komentatorów i ekspertów od NBA z empatią i wiedzą rozmawiających o rasizmie w Stanach Zjednoczonych. Przez telefon i wideo łączyli się z nimi ludzie koszykówki różnych pokoleń i opowiadali o swoich doświadczeniach. Powtarzały się słowa o zmęczeniu i rozczarowaniu brakiem zmian w stosunku policji do czarnych obywateli. Według danych z 2019 r. 74,8 proc. koszykarzy NBA jest czarnych, 18,1 proc. to biali.

Na tę noc były wyznaczone dwa kolejne mecze, ale w ciągu pół godziny drużyny Oklahoma City Thunder (tu gra Chris Paul, szef związku zawodowego koszykarzy) i Houston Rockets oraz Los Angeles Lakers i Portland Trail Blazers również odmówiły gry, a liga odwołała te zawody. Oświadczenie wspierające zawodników i równość rasową wydali sędziowie ligi, a koszykarki odstąpiły od rozegrania wszystkich trzech zaplanowanych meczów żeńskiej ligi WNBA. Posypały się oświadczenia władz poszczególnych klubów.

Podobnie stało się w piłkarskiej MLS (doszło tylko do pierwszego z sześciu meczów) oraz baseballowej MLB. Naomi Osaka, jedna z najlepszych tenisistek na świecie, pochodząca z Japonii i Haiti, odmówiła gry w półfinale turnieju Western & Southern. W poniedziałek w Nowym Jorku zaczynają się rozgrywki US Open, jednego z czterech najważniejszych turniejów roku, a Osaka jest rozstawiona z numerem 4.

Posłuchaj podkastu „Polityki”: Czy fala antyrasistowskich protestów zmieni Amerykę?

Vote podaje do Education Reform

Zawodowy sport w USA działa inaczej niż w Polsce. Przede wszystkim w koszykówce, baseballu czy hokeju żadne drużyny nie spadają z ligi – miejsce w niej mają zagwarantowane. Kluby nie wychowują sportowców w drużynach młodzieżowych, lecz biorą ich z rozgrywek uniwersyteckich. Liga stara się wyrównywać szanse, najlepsi młodzi zawodnicy trafiają do najsłabszych drużyn. W klubach działa system ograniczający kominy płacowe, a zmiana barw może się odbyć na kilka różnych, ale bardzo określonych sposobów. Poza tym obowiązuje system „podatku od luksusu”, więc żadna drużyna nie składa się z samych gwiazd. W innym wariancie jedną gwiazdę otacza silny, wyrównany skład. Z tego wszystkiego wynikają emocje i to, że ogromne, nowoczesne hale i stadiony zapełniają się tłumami. Zawsze „jest na kogo chodzić”. Oczywiście gdy nie szaleje pandemia, bo po wznowieniu bieżącego sezonu mecze odbywają się przy pustych trybunach. Dodatkowo miliony na całym świecie wykupują internetowe abonamenty na transmisje i powtórki. I oni muszą zobaczyć te mecze, tak jak sponsorzy muszą zobaczyć loga swoich firm. Zresztą reklama ma różne oblicza: w trakcie transmisji komentatorzy odczytują nawet hasła reklamowe i ogłoszenia. Dlatego w lipcu NBA wróciło.

Ten pandemiczny finisz sezonu jest inny jeszcze w kilku aspektach poza brakiem widowni. Po pierwsze, w roku eksplozji ruchu żądającego równych praw dla czarnych obywateli ogromna większość zawodników w tym miejscu na koszulkach, gdzie zwykle noszą nazwisko, ma jeden z ok. 30 wspólnie ustalonych napisów. Na boisku grają więc: „Black Lives Matter”, „Equality”, „Peace”, „Justice”, „Vote”, „Freedom”, „Enough”, „Education Reform”, „Say Their Names”, „I Am a Man”, „I Can’t Breathe”, „Power to the People” i inni.

Według „LA Times” w broszurce przekazanej każdemu zawodnikowi przed wznowieniem sezonu władze ligi napisały: „Głównym celem wznowienia sezonu będzie wykorzystanie platformy NBA do zwrócenia uwagi na przejawy niesprawiedliwości społecznej oraz wprowadzenia trwałych zmian. Chodzi o kwestie takie jak walka z systemowym rasizmem, poszerzanie możliwości edukacyjnych i ekonomicznych czarnej społeczności, wprowadzenie znaczącej reformy policji i postępowania w sprawach karnych, a także promocja większego zaangażowania obywatelskiego”.

I najważniejsze: 22 drużyny biorące udział w końcówce sezonu zostały skoszarowane w kompleksie sportowym na Florydzie, gdzie w sterylnych warunkach rozgrywane są wszystkie mecze. Wielotygodniowej rozłąki z rodziną raczej nie było w kontraktach, ale gracze ugięli się i od miesiąca występują, promując przy okazji Black Lives Matter. Udział w meczach to rodzaj patriotycznego obowiązku – w końcu przed pierwszym gwizdkiem zawsze wysłuchiwali hymnu narodowego Stanów. Tyle że właśnie zorientowali się, że uczestniczą w tym samym starym przedstawieniu, a mimo ich apeli codzienność czarnych obywateli wcale się nie zmienia.

I dotyka samych koszykarzy. W 2015 r. Thabo Sefolosha i Pero Antić z Atlanta Hawks zostali zatrzymani przez nowojorską policję pod nocnym klubem. Na nagraniu nie widać dokładnie, czy policjanci biją Sefoloshę, ale na koniec odprowadzają go do radiowozu kulejącego. Gracz wskutek kontuzji po obrażeniach stracił resztę sezonu i cały play-off. W 2018 r. Sterling Brown zaparkował na miejscu dla niepełnosprawnych, za co grozi do 200 dol. mandatu. Ośmiu policjantów otoczyło go, rzuciło na kolana, przygniatało głowę do ziemi kolanem i raziło paralizatorem. Później jeden z nich chwalił się tym w sieci. Brown to zawodnik Milwaukee Bucks.

Co ryzykują zawodnicy, organizując bojkot? Zarobki oczywiście. Obowiązuje ich wypracowany przez związek zawodowy koszykarzy wzór kontraktu, w którym są kary za nieobecność na meczu. I tak z powodu pandemii dostają tylko trzy czwarte pensji. Gdyby ten sezon nie został dokończony, to LeBron James, zapewne najwspanialszy z grających zawodników, 35-letni gwiazdor LA Lakers, ze swojego rocznego kontraktu w wysokości 37,4 mln dol. straciłby ok. 8 mln. Jednak to on, po opublikowaniu filmu ze strzałami w plecy Jacoba Blake’a, napisał na Twitterze: „I znów wszyscy zastanawiacie się, dlaczego mówimy o policji to, co mówimy!! Niech ktoś mi powie, co to ma być??? Dokładnie: kolejny czarny został celem”.

Doc Rivers, trener Los Angeles Clippers i syn policjanta, były zawodnik, połykając łzy, dodał: „Wciąż kochamy ten kraj, a ten kraj wciąż nie chce nam oddać tej miłości”.

Walne zebranie w sali balowej

Kiedy zawodnicy Orlando rozgrzewali się przed meczem z Bucks, w szatni tych ostatnich trwała telekonferencja na Zoomie. Na linii byli Mandela Barnes i Josh Kaul, czyli zastępca gubernatora Wisconsin oraz stanowy prokurator. Barnes powiedział dziennikarzom ESPN, że koszykarze pytali, co mogą realnie zrobić, by wpłynąć na rzeczywistość – krótko- i długoterminowo. „Chcieli, żeby niewyjście na mecz było pierwszym krokiem”, dodał. Koszykarze dopytywali też, dlaczego policjanci, którzy strzelali, nie są w areszcie.

Po trzech godzinach w szatni Bucks wyszli z uzgodnionym stanowiskiem: „Konieczne jest, aby po miesiącach bezczynności władza ustawodawcza Wisconsin zebrała się ponownie i podjęła znaczące kroki w celu rozwiązania kwestii odpowiedzialności policji, jej brutalności oraz reformy postępowania w sprawach karnych”.

Czytaj także: Jakie są szanse na ukrócenie brutalności policji w USA?

W nocy ze środy na czwartek w hotelowej sali balowej w Orlando na spotkaniu określanym jako „pełne emocji i chaotyczne” spotkali się zawodnicy i trenerzy wszystkich 13 drużyn pozostających w grze (w lidze jest ich 30). Wyobrażam to sobie jak obrady w hali do gry w piłkę w czasie rewolucji francuskiej – niesamowicie ważne wydarzenie w gronie, które spotyka się po raz pierwszy, w niespodziewanych warunkach.

Bucks są faworytem na Wschodzie NBA, natomiast na Zachodzie główną batalię stoczą zapewne dwie drużyny z Los Angeles – Lakers i Clippers. Ich liderami są odpowiednio: wspomniany LeBron James, często zabierająca głos legenda ligi, oraz milczący Kawhi Leonard, jego najbardziej prawdopodobny następca, dwukrotny MVP finałów ligi i obecny mistrz (jeszcze w barwach Toronto Raptors). Razem z Bucks i Giannisem to trzy najlepsze drużyny i trzech najważniejszych zawodników.

Zarówno James, jak i Leonard zdecydowanie opowiedzieli się za niedogrywaniem sezonu do końca.

Czytaj także: NBA. Liga wielkoludów

Nie wyjdziemy bez gwarancji

Takiej przerwy w rozgrywkach jak ta nie było nigdy w historii amerykańskich sportów zawodowych. Na terminarz wpływał 11 września, katastrofy w rodzaju trzęsień ziemi i huraganów, a teraz pandemia koronawirusa. Owszem, zawodnicy byli gotowi rezygnować z zaszczytów, pieniędzy, a nawet własnej kariery dla wyższego dobra. Bokserski mistrz wagi ciężkiej Muhammad Ali zrzekł się mistrzowskiego pasa w proteście przeciw wojnie w Wietnamie. Dokładnie cztery lata temu (rocznica była w środę) Colin Kaepernick właściwie zakończył karierę w futbolowej lidze NFL. Jego protest przeciw brutalności policji i takim historiom jak te z Ferguson czy Baltimore polegał na tym, że przed meczem, zamiast stać w trakcie amerykańskiego hymnu, siedział. Później z szacunku dla żołnierzy zaczął przyklękać na jedno kolano. Ten gest przejęli inni sportowcy, ale oliwy do ognia dolał Donald Trump, żądając od właścicieli wyrzucania z klubów zawodników, którzy „nie szanują flagi”. Jednak Kaepernick został na lodzie jako postać „zła dla biznesu”: od czterech lat nikt nie chce zatrudnić rozgrywającego, który przechylił szalę w Super Bowl 2013 na stronę San Francisco 49ers. Nawet drużyny, które właśnie tego typu gracza potrzebują, by skompletować skład.

Tym większym precedensem jest przerwa w rozgrywkach NBA. Bojkot nastąpił, mimo że władze ligi postanowiły w ciągu dziesięciu lat przeznaczyć 300 mln dol. na fundację wspierającą czarną społeczność.

W czwartek na godz. 17 polskiego czasu (11 na Wschodnim Wybrzeżu USA) wyznaczono dwa spotkania: właścicieli klubów (91,4 proc. to biali; ich punkt widzenia jest jasny: czy świat się zmieni, jeśli nie wyjdziecie na boisko?) oraz zawodników. Szybko okazało się, że koszykarze chcą zmian, ale też chcą grać dalej. Jednak wpływ na polityków mają właściciele – grono najbogatszych amerykańskich przedsiębiorców. W nocy z czwartku na piątek miało dojść do wideokonferencji zawodników właśnie z właścicielami klubów. Udział w tym internetowym spotkaniu mieli wziąć przedstawiciele związku zawodowego koszykarzy, władze ligi oraz najlepszy zawodnik w historii Michael Jordan. W oświadczeniu była mowa o prawdopodobnym powrocie rozgrywek w piątek lub sobotę. Mówiło się, że większość zawodników jest za dokończeniem sezonu.

Chris Paul uczulał przed spotkaniem, żeby wszyscy mieli świadomość kosztów, które mogą ponieść zawodnicy i liga, jeśli sezon zostanie zerwany.

Najdziwniejszy sezon NBA od lat

Dziwny, bo rozgrywany na raty. Jednak czteromiesięczna przerwa spowodowana koronawirusem szybko pójdzie w niepamięć, a te skromne dwa, trzy dni bez meczów mogą wywołać długotrwałą zmianę. Ameryka musi się zmienić, bo nierówności rosną, a żyć jest coraz trudniej i białym, i czarnym, i w ogóle, jak mówi się w USA, people of color (POC). Prezydentura Trumpa nie jest tego przyczyną, lecz skutkiem. Koszykarze wzywają do ułatwienia głosowania w wyborach, reform policji oraz edukacji. Lawina nieprzychylnych, wulgarnych i złośliwych komentarzy internetowych trolli spływa po nich jak woda po kaczce. Oni już zdecydowali i się nie cofną. W 2020 r. to jedna z najbardziej krzepiących informacji.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Sport

Iga tańczy sama, pada ofiarą dzisiejszych czasów. Co się dzieje z Polką numer jeden?

Iga Świątek wciąż jest na szczycie kobiecego tenisa i polskiego sportu. Ostatnio sprawia jednak wrażenie coraz bardziej wyizolowanej, funkcjonującej według trybu ustawionego przez jej agencję menedżerską i psycholożkę.

Marcin Piątek
28.09.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną