Nauka

Jak zmobilizować do szczepień w wakacje? Sopot inspiruje

Plaża w Sopocie. Czerwiec 2021 r. Plaża w Sopocie. Czerwiec 2021 r. Łukasz Dejnarowicz / Forum
Jak ratować statystyki szczepień? Choć lokalnym samorządom nie brakuje inicjatywy, natrafiają na miny, których rozbrajaniem powinien zajmować się rząd.

Loterie, reklamy, premie dla samorządów i kół gospodyń wiejskich. Ot i cała pomysłowość rządowych strategów w zachęcaniu społeczeństwa do szczepień. A potem zaskoczenie, dlaczego w środku wakacji nie ma chętnych – jakby ci, którzy wyjechali na urlopy (nie przejmując się koronawirusem w jakimkolwiek wariancie i mimo wielu okazji do wcześniejszego uodpornienia), mieli zamiar nawet pół dnia wypoczynku poświęcać na kłucie w ramię.

W Sopocie w środku miasta, przy kościele św. Jerzego, postawiono kontener, w którym przez siedem dni w tygodniu w godzinach od 9 do 17 można bez rejestracji zaszczepić się szczepionką dwu- lub jednodawkową. Turyści mogą też przyjąć drugą dawkę bez względu na to, gdzie szczepili się pierwszą. Już prościej nie można. A mimo to chętnych nie ma zbyt wielu – rodzice nastolatków wciąż nie znają odpowiedzi na nurtujące pytania, więc do ich zaszczepienia wcale się nie kwapią. A wśród lekarzy nie brakuje asekurantów – wolą teraz nie ściągać na siebie gniewu antyszczepionkowców, którzy coraz bardziej się radykalizują.

Czytaj też: Dlaczego Polak nie chce się szczepić?

Strach przed antyszczepionkowcem?

Sopot bardzo aktywnie stara się o milion złotych w rządowym konkursie dla gminy, w której przeciwko koronawirusowi zaszczepi się najwięcej mieszkańców. – Chcielibyśmy tę nagrodę dla sopocian przeznaczyć m.in. na zakup nowoczesnej karetki – zdradza wiceprezydent miasta Magdalena Czarzyńska-Jachim. – Mamy dużą szansę na wygraną, ale trzeba ludzi jeszcze zmobilizować.

Na razie to drugie na Pomorzu miasto pod względem odsetka zaszczepionych. Wśród najstarszych mieszkańców, powyżej 70. roku życia, wynosi on aż 80 proc., ale potem, w miarę obniżania wieku, zapał do akcji wyraźnie topnieje. Tak jak w całym kraju.

Dane sprzed kilku dni są następujące – wylicza pani wiceprezydent. – W grupie 60-latków mamy 65 proc. zaszczepionych, 40- i 50-latków – 61 proc., 20- i 30-latków – 58 proc., a nastolatków od 12. roku życia – 49 proc. To osoby, które przyjęły co najmniej jedną dawkę.

Trzeba mieć nadzieję, że zgłoszą się – choćby do wspomnianego mobilnego kontenera lub do Ergo Areny – po drugą. Ale pewności takiej nie ma, skoro wielu ludzi wciąż skarży się na brak informacji, po co w ogóle ta druga dawka i czy dla wszystkich jest niezbędna? – Z punktu widzenia władz miasta, którym zależy na niedopuszczeniu do czwartej fali pandemii, jesteśmy gotowi wszelkimi sposobami nakłaniać mieszkańców, by chronili siebie i bliskich. Ale to nieraz idzie jak po grudzie.

Okazuje się, że np. wcale niełatwo znaleźć lekarzy, którzy poza swoimi gabinetami byliby skłonni dobrowolnie namawiać ludzi do zaszczepienia. Ciekawe zresztą, czy robią to właśnie na co dzień w swoich praktykach, skoro wielu odmówiło udziału w akcji ulotkowej i nie chciało zarekomendować szczepień, podpisując się z imienia i nazwiska. Z prywatnych wyjaśnień wynika, że asekuracja wśród medyków bierze się z lęku przed coraz bardziej agresywnymi zachowaniami przeciwników szczepień. – Nie chcę mieć nieproszonych gości w gabinecie ani tym bardziej wybitych okien – zdradza jeden z lekarzy.

Czytaj też: Opłaty przyspieszą akcję szczepień?

Rodzice oczekują wsparcia pediatrów

Jeśli strachliwy rząd nie próbował w porę kategorycznie rozprawić się z ruchami antyszczepionkowymi, niejako zapraszając je do wzmożenia aktywności w dobie pandemii, to czy należy dziwić się pojedynczym ekspertom, którzy starają się ukryć przed szaleńcami? Nie wszyscy lekarze, choć szkoda, mają w sobie pierwiastek posłannictwa i z otwartą przyłbicą potrafią stanąć naprzeciw zastępów krzykaczy.

Swoją drogą, jak zauważyła wiceprezydent Czarzyńska-Jachim podczas rozmów z mieszkańcami Sopotu, osoby wahające się przed zgłoszeniem na szczepienie chciałyby mieć więcej zachęt i wsparcia właśnie ze strony lekarzy. A najwyraźniej są ich pozbawieni, skoro nieprzekonani do zasadności zaszczepienia mówią wprost: „a moja lekarka nie potrafi odpowiedzieć na żadne z moich pytań”, „lekarza nie interesuje, czy jestem zaszczepiony”. Występujące przed kamerami telewizyjnymi stałe grono lekarzy, dobrze już rozpoznawalnych w całym kraju i orędujących od pół roku za programem szczepień, to jednak za mało, by wszyscy pacjenci uwierzyli w ich sens.

Największy problem mają rodzice nastolatków, którzy oczekują, że kwalifikacją do szczepień ich dzieci zajmować się będą pediatrzy, a nie przypadkowi medycy pracujący w punktach masowych. Stąd decyzja, by np. w naszej Ergo Arenie w każdy wtorek i czwartek przez dwie godziny dyżurował pediatra, z którym będzie można się skonsultować i wyjaśnić wątpliwości.

Niestety coraz więcej mniejszych poradni, widząc spadek zainteresowania szczepieniami, nie chce już zamawiać szczepionki Pfizera (a tylko taką można szczepić najmłodszych), obawiając się problemów ze zwrotem niewykorzystanych dawek. Równocześnie ze strony rządu jakoś nie widać – poza straszeniem czwartą falą u progu nowego roku szkolnego – przemyślanej strategii nakłaniania rodziców, by jednak odważniej decydowali się zaszczepić swoje pociechy.

Czytaj też: Większa umieralność na deltę po szczepieniu? Fake news

Odkładanie szczepienia zemści się we wrześniu

Może niezdecydowani rodzice czekają na wrzesień i trzymają za słowo ministra Michała Dworczyka, który już ponad miesiąc temu zapowiadał, że w szkołach zostaną uruchomione punkty szczepień, by uodparniać młodzież? – Właśnie – nie kryje zdziwienia Magdalena Czarzyńska-Jachim. – W czerwcu rozeszła się taka informacja po kraju, ale od tamtej pory cisza. A początek roku szkolnego już za miesiąc. Powinniśmy wcześniej wiedzieć, z kim podpisywać ewentualne umowy na przeprowadzenie tej akcji, jakie będą odgórne wytyczne. Czy znów wszystko zostanie ogłoszone w ostatniej chwili?

Rada Medyczna, czyli organ doradczy premiera w kwestiach związanych z pandemią, już w miniony poniedziałek wydała rekomendację wprowadzenia obowiązkowych szczepień wśród personelu medycznego (ale czy przedstawicieli wszystkich zawodów?) i najprawdopodobniej pracowników oświaty (ale czy tylko nauczycieli?). Szczegóły muszą zostać dopracowane i zatwierdzone przez rząd – ale tu znów niezrozumiały przestój. Jeśli decyzja zapadnie dopiero po kilkunastu dniach, będziemy mieli już pierwszą połowę sierpnia, więc podanie pełnego, dwudawkowego cyklu szczepień tym, których miałaby przekonać obligatoryjność, obejmie w najlepszym razie koniec września. Czy trzeba tyle zwlekać i ryzykować rozpoczęcie roku szkolnego z niezaszczepionymi uczniami oraz pracownikami oświaty?

Lepsze przygotowanie szkół do szczepień w starszych klasach zaprocentowałoby, kiedy w ciągu najbliższych miesięcy pojawią się najpewniej rekomendacje do podawania szczepionek kilkulatkom, a więc w klasach najmłodszych. Skoro teraz wielu lekarzy boi się wziąć odpowiedzialności za nakłanianie pełnoletnich podopiecznych do szczepień, jaka będzie ich gotowość do rozwiewania wątpliwości rodziców siedmio- czy dziesięciolatków? A może Ministerstwo Zdrowia albo Ministerstwo Edukacji i Nauki okażą się wreszcie w czymś pomocne? A może telewizja publiczna, jak zwrócił uwagę Donald Tusk po spotkaniu z Radą Medyczną, tak kreatywnie opisująca swoim widzom rzeczywistość, mogłaby aktywniej włączyć się w szczepionkową misję? Tylko tak, aby ludzie nie wyłączali telewizorów.

Czytaj też: Brak wyobraźni? Nadchodzi delta, a Polacy się nie szczepią

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną