Minister zdrowia Adam Niedzielski ogłosił 21 września podczas konferencji Rektorów Publicznych Szkół Zawodowych w Sanoku, że jego resort we współpracy z Ministerstwem Edukacji i Nauki przygotował projekt, który dopuści kształcenie lekarzy w ich uczelniach. Bardzo to zdziwiło środowisko medyczne skupione w izbach lekarskich, które sprawują pieczę nad poziomem wyszkolenia medyków, ponieważ nikt z nim takiego pomysłu nie konsultował, a akty prawne przygotowane przez rząd nie powinny trafiać do parlamentu z pominięciem opinii zainteresowanych stron.
Czytaj także: Biały marsz rozpaczy. Medycy tym razem nie dadzą się wykiwać
Tymczasem 1 października na plenarnym posiedzeniu Sejmu odbyło się pierwsze czytanie druku 1569, w którym ujęto nowe zapisy dwojakiego rodzaju: wprowadzające kredyty studenckie dla wybierających kierunek lekarski (tylko ta część była konsultowana szeroko, bo najwyraźniej zakładano przychylność dla tego pomysłu) oraz rozszerzająca katalog uczelni z uprawnieniami do kształcenia lekarzy.
Wcale nie dziwi mnie, skąd to ostentacyjne pominięcie środowisk medycznych i brak chęci poznania ich opinii w sprawie nadania publicznym szkołom zawodowym prawa do kształcenia lekarzy – byłaby ona dla resortu krytyczna i gdyby rząd poczuwał się, by wziąć ją pod uwagę, musiałby swój projekt wyrzucić do kosza. No ale wtedy minister nie mógłby ogłosić, że znalazł sposób, jak załatać dziurę kadrową w ochronie zdrowia, a