Rynek

Za duży do połknięcia? Co dalej z mBankiem

Łódzka siedziba mBanku Łódzka siedziba mBanku Tomek Ogrodowczyk / Agencja Gazeta
Wystawiony na sprzedaż mBank to kąsek łakomy, ale sporych rozmiarów. Czy będzie kolejnym etapem w nacjonalizacji naszego sektora bankowego?

Historia się powtarza, tyle że dotyczy innego właściciela. Trzy lata temu włoski Unicredit z żalem rozstawał się z bankiem Pekao, swoją polską spółką córką. Potrzebował jednak pilnie pieniędzy na plan naprawczy. Dzisiaj niemiecki Commerzbank wystawia na sprzedaż polski mBank i kieruje się podobnymi motywami. Sam przechodzi głęboką restrukturyzację, a plany fuzji z Deutsche Bankiem nie wypaliły. Planuje zatem oszczędzać, ale także sprzedać akcje swojej posażnej córki.

Czytaj także: Od dziś inaczej się zalogujesz do banku. Dlaczego?

mBank do wzięcia – będzie repolonizacja z błogosławieństwem PiS?

Pakiet kontrolny Commerzbanku w mBanku wyceniany jest na ponad 9 mld zł. Chodzi bowiem o czwarty największy w Polsce bank pod względem wielkości aktywów. Chodzi również o instytucję, która była jednym z liderów transformacji cyfrowej i do tej pory reklamuje się jako symbol innowacji w branży finansowej. Przypomnijmy, że pierwotnie mBank był tylko jedną z marek w ramach BRE Banku. Jednak okazał się tak ogromnym sukcesem, że jego nazwę przejął cały bank.

Rynek aż trzęsie się od spekulacji i plotek – kto zostanie nowym właścicielem mBanku? Ochotę ma ponoć PKO BP, lider całego sektora bankowego w naszym kraju, dla którego wydanie 9 mld nie byłoby wielkim problemem. A do tego zrobiłby to na pewno z politycznym błogosławieństwem PiS, które od dawna przekonuje o zaletach tzw. repolonizacji banków. W rzeczywistości chodzi o ich nacjonalizację, bo zarówno PKO BP, jak i „odzyskane” od Włochów Pekao razem z kupionym od innych Włochów Aliorem to banki kontrolowane przez Skarb Państwa. To znaczy polityków partii aktualnie rządzącej.

Jeśli nie PKO BP, to może Santander?

Jednak mBankiem na pewno są też zainteresowani inni. Pasowałby na przykład jako silne wzmocnienie hiszpańskiego Santandera, obecnie numeru trzy na polskim rynku, który w przeciwieństwie do wielu innych zagranicznych graczy z Polski nie tylko się nie wycofuje, ale chce u nas umacniać swoją pozycję. Prawdopodobnie mBank trafi w ręce banku dużego i już mocno aktywnego w naszym kraju. Chce tego sama Komisja Nadzoru Finansowego, która ostrzegła, że zgodzi się tylko na kupca z dużym doświadczeniem w zarządzaniu dużymi pieniędzmi. W końcu mBank to instytucja ważna dla całego systemu finansowego w Polsce.

Czytaj także: BZ WBK zmienia się w Santander Bank Polska. Po co?

Rozpoznawalna i cenna marka to kłopot

Z jednej strony ma ona swoje grzechy w postaci sporego portfela kredytów frankowych, co dla potencjalnych zainteresowanych na pewno wielkim atutem nie jest. Z drugiej strony to jednak bank z dużą bazą klientów, wciąż świetnym serwisem internetowym, który zawsze był jego znakiem rozpoznawczym, i dobrymi wynikami finansowymi w ostatnich latach. Regularnie zarabia powyżej miliarda złotych rocznie. mBank miał ogromne ambicje ekspansji w naszym regionie Europy i dalszych inwestycji w nowe technologie, jednak nie otrzymał wystarczającego wsparcia ze strony swojej niemieckiej matki. Skończyło się na obecności w Czechach i na Słowacji.

Czytaj także: Frankowa kapitulacja. Jakie będą skutki ignorowania problemu z kredytami we frankach?

Kupiec będzie miał na pewno jeden spory problem do rozwiązania – co zrobić z bardzo rozpoznawalną i bardzo cenną marką, jaką jest dzisiaj mBank? Gdy duży przejmuje mniejszego, najczęściej likwiduje jego odrębność i rozpuszcza go w swoich wielkich strukturach. Z czasem klienci dostają karty z nowym logo, a o starym stopniowo zapominają. Jednak trudno sobie wyobrazić zniknięcie z naszego rynku akurat nazwy i logo mBanku, bez względu na to, czy trafi on w państwowe polskie, czy prywatne zagraniczne ręce. To właśnie będzie największe wyzwanie dla nowego właściciela – jak skutecznie połknąć ten zakup, ale się nim nie udławić, i nie zniszczyć jego największych atutów?

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną