Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Rynek

Koniec wyborczego dopalacza. Co teraz z kredytem 2 proc.?

Kredyt 2 proc. kompletnie zdestabilizował rynek nieruchomości w dużych miastach. Kredyt 2 proc. kompletnie zdestabilizował rynek nieruchomości w dużych miastach. mikdam / Smarterpix/PantherMedia
Pieniędzy na dopłaty do kredytów mieszkaniowych od starego rządu już nie ma. Nowy obiecuje podobną pomoc, ale tylko dla tych, którzy jej naprawdę potrzebują. Czy to zatrzyma cenową galopadę?

Dzisiaj już nie złożymy wniosku o tzw. Bezpieczny Kredyt 2 proc., chociaż jego nazwa brzmi dość ironicznie, jeśli popatrzymy na spustoszenie, jakiego dokonał. PiS przed wyborami liczył, że otwarcie szerokiego strumienia z dopłatami (oczywiście finansowanymi przez podatników) pozwoli mu utrzymać władzę. Poszedł zatem na całość – tani kredyt hipoteczny z dopłatami aż przez dekadę był dostępny dla wszystkich, którzy do tej pory nie mieli domu czy mieszkania i nie ukończyli 45 lat (w parach jedna z osób mogła być nawet starsza). Nie obowiązywało żadne kryterium dochodowe ani granica ceny za metr kwadratowy lokalu. Kredyt 2 proc. mógł wynieść maksymalnie 600 tys. zł, a wkład własny kolejne 200 tys.

Z destabilizacją rynku w Nowy Rok

Efekt okazał się łatwy do przewidzenia. Pula pieniędzy na dopłaty, zarezerwowana przez poprzedni rząd na drugą połowę 2023 r. (program ruszył w lipcu) oraz cały 2024 r., wyczerpała się już w grudniu 2023 r. Jeszcze przed świętami liczba podpisanych umów przekroczyła 55 tys., podczas gdy w pierwszym roku miało być ich, zgodnie z założeniami ustawy, zaledwie 10 tys. Bank Gospodarstwa Krajowego nie miał zatem wyjścia. Od dzisiaj nowych wniosków o dopłaty składać już nie można, a rozpatrzone będą tylko te, które wpłynęły do banków najpóźniej 31 grudnia.

Kredyt 2 proc. kompletnie zdestabilizował rynek nieruchomości w dużych miastach. Tam klienci przypuścili prawdziwy szturm na mieszkania z przedziału cenowego do 600 tys.

Reklama