Społeczeństwo

Ilu nauczycieli musi odejść, żeby MEN dostrzegł problem?

Protest Związku Nauczycielstwa Polskiego w Krakowie Protest Związku Nauczycielstwa Polskiego w Krakowie Jakub Włodek / Agencja Gazeta
Nigdy nauczyciele nie zarabiali wielkich pieniędzy, ale też nie byli aż tak poniewierani jak obecnie. W ostatnim roku to już zrobiło się chore.

ZNP zbiera dane o nauczycielach, którzy w tym roku odeszli z pracy. Kiedy na początku września, na podstawie niepełnych informacji, chodziło o 5 tys. ludzi, Dariusz Piontkowski stwierdził, że to mało. Teraz ZNP donosi o 10 tys., a MEN odpowiada, że wakatów jest tylko 3,7 tys. Ciekawe, co powie rząd, gdy odejdzie 50 tys. nauczycieli.

80 godzin dla nauczyciela

Kolega, który uczy chemii, jest przeszczęśliwy. Znowu dzwoniono do niego z ofertą pracy. W ciągu kilku dni zaproponowano mu łącznie 80 godzin w tygodniu. Nie przyjął żadnej oferty, gdyż ledwo daje radę w jednej szkole. A ma półtora etatu. Odbiera telefony tylko po to, aby poczuć satysfakcję. Cztery lata temu to on szukał pracy, wszędzie zostawiając CV. Teraz do niego dzwonią.

Na zebraniu z wychowawcą jakiś rodzic krzyczał: „Kim jest ta nauczycielka od matematyki?! Przecież to wariatka jakaś jest!”. Inni rodzice natychmiast go uciszyli. Człowieku, nie masz pojęcia, jak trudno dyrektorowi było znaleźć człowieka do pracy. Ona jest nie do ruszenia. I to wcale nie z powodu Karty Nauczyciela. Chroni ją coś zupełnie innego. Nikt nie przyjdzie na jej miejsce. Nikt nie chce pracować w szkole. To ty jesteś wariatem, że tego nie zauważyłeś. Obudź się!

Nauczyciela zatrudnię

W pokoju nauczycielskim wisi ogłoszenie. Pilnie potrzebni nauczyciele aż pięciu specjalności. Na pierwszym miejscu matematyk, na drugim fizyk, na trzecim anglista, na czwartym chemik, a na piątym... nie może być. Ludzie, polonisty szukają! Koleżanka ma ochotę, to chyba odruch Pawłowa, wziąć telefon i zadzwonić. Przypomina sobie jednak, że pracuje w dwóch szkołach i ledwo daje radę. Nie, trzeciej nie weźmie. Dawniej by wzięła, tak na wszelki wypadek. Aby się zabezpieczyć, gdyby dyrekcja nie przedłużyła jej umowy tutaj. Ale teraz przecież nie zwalniają. To nie nauczyciele się martwią, gdzie znaleźć pracę, to dyrektorzy rwą sobie włosy z głowy, bo nie mogą skompletować zespołu.

Dzisiaj koleżance puściły nerwy i wygarnęła trudnej klasie, że ona nie musi ich uczyć. Nie musi w ogóle nikogo uczyć. W ogóle nie musi pracować w szkole. Uczniowie zapytali, czy ona tak na poważnie. Na ich miejscu traktowałbym sprawę ze śmiertelną powagą. Szanuj nauczyciela swego, bo możesz nie mieć żadnego. Spójrzcie na plan lekcji. Jeśli umiecie liczyć, odkryjecie, że co drugi nauczyciel w tej szkole ma grubo więcej niż etat. A dlaczego? Dyrekcja nie mogła znaleźć chętnych do pracy, więc dała ludziom więcej godzin. Im więcej nauczyciel ich ma, tym robi się bardziej nerwowy. A jak pani profesor rzuci tę robotę, bo jej nie szanujecie, to kto was przygotuje do matury?

Nauczyciela należy szanować

Nigdy nauczyciele nie zarabiali wielkich pieniędzy, ale też nie byli aż tak poniewierani jak obecnie. W ostatnim roku to już zrobiło się chore. Każdy rwał się do tego, żeby uderzyć nauczyciela. Gdy źle o nim mówią uczniowie, to człowiek sobie myśli, że za ciężką miał rękę, był zbyt wymagający, dzieci muszą odreagować. Gdy narzekają rodzice, to także da się usprawiedliwić. Dziecko oczkiem w głowie rodzica. Jak dzieje się coś złego, to na pewna wina nauczyciela, nigdy mojego dziecka. I to też da się zrozumieć. Gdy atakuje minister edukacji, gdy atakują jego koledzy z rządu, gdy źle mówią o nauczycielach kuratorzy – nie, tego już nie da się zrozumieć. Gdy za stan oświaty nie odpowiada ani minister edukacji, ani kurator, a wyłącznie źle opłacany i wyszydzany nauczyciel? Winny jest wyłącznie bidny belfer, który zarabia równowartość najniższej krajowej? Więc trzeba walić w belfra jak w bęben i kopać? Nie, tego nie da się pojąć.

Jedna koleżanka odeszła, bo osiągnęła wiek emerytalny. W innych czasach by jeszcze pracowała, ale teraz nie chce. Ma dość. Druga odeszła, bo bała się koronawirusa. Za te pieniądze nie warto ryzykować. A trzecia odeszła, ponieważ znalazła sobie pracę, gdzie ją będą bardziej szanować. Tak, do niektórych rodziców już dotarło, że nauczyciela należy szanować. Do niektórych uczniów też już to dotarło. Przeżyli pół roku bez matematyka, a potem kolejne pół z pięcioma nauczycielami matematyki, więc zrozumieli, jak to jest chodzić do szkoły, w której zamiast lekcji jest opieka. Bo jak nie ma nauczyciela, dyrektor wysyła przypadkowych ludzi. Za opiekę nie należy się zapłata, a w oświacie się oszczędza. Oszczędza się na nauczycielach.

Do niektórych dyrektorów wciąż nie dociera, że pracownik to skarb, więc należy go szanować. Tacy dyrektorzy tracą nauczycieli. Jeśli wszędzie są te same zarobki, to jedyne, co mnie trzyma, to dobra atmosfera pracy. Szacunek jest głównym składnikiem dobrej atmosfery. No więc koleżanka poszła tam, gdzie dostanie więcej szacunku. Inni nauczyciele też rozglądają się za większym szacunkiem. Jeśli nic się nie zmieni, ludzie będą rzucać pracę masowo.

Dobre słowo już nie wystarczy

Był czas, kiedy sprawę załatwiłoby jedno dobre słowo ministra. Dariusz Piontkowski nie zdobył się nawet na sylabę. Zamiast tego padły i wciąż padają złe słowa. Więc teraz nauczycielom nie wystarczy już jakiekolwiek dobre słowo. Teraz żądamy „przepraszam”. Przepraszam za to, że swoim stosunkiem do nauczycieli sprowokowałem niewyobrażalny hejt w internecie. Przepraszam i obiecuję poprawę. Będę szanował nauczyciela, bo jest za co. Jeszcze teraz nie mam pełnej świadomości, za co należy szanować nauczycieli, ale dowiem się. Powołano mnie na ministra i nie zawiodę. Przestanę obśmiewać nauczycieli, a zacznę ich wspierać. Przysięgam. Tak mi dopomóż Bóg i wszyscy święci.

Dzisiaj jeszcze wystarczy „przepraszam”, ale jeśli PiS się nie opamięta, nie pomogą żadne słowa. Nie pomoże nic, nawet gdyby Dariusz Piontkowski padł na kolana. Nie będzie już bowiem przed kim padać. Nauczycieli nie będzie. Odeszli i wciąż odchodzą starzy mistrzowie, bo przecież nikt nie zatroszczył się o ich bezpieczeństwo w czasie pandemii. Zostali potraktowani jak niepotrzebny balast. Niech idą na emeryturę, innym będzie lżej. Młodsi wezmą ich godziny i wszyscy będą szczęśliwi. Aż nagle godzin zrobiło się za dużo. Dwóch etatów nikt nie udźwignie. Półtora to za wiele, gdy atmosfera w pracy jest zła. I jeden to dużo, gdy nauczyciel musi wszem wobec udowadniać, że jego praca jest potrzebna i wartościowa, bo rząd wątpi, a za nim społeczeństwo. W ślad za starymi mistrzami odchodzą młodsi. Czują się niepotrzebni, bezwartościowi. Nie chcą pracować tam, gdzie się pracowników gnoi.

Wychodzę ze szkoły po pięciu godzinach, taki mam plan we wtorek, ale czuję się, jakbym przepracował dziesięć. Pot ze mnie spływa, nogi mam jak z waty, gardło suche, ledwo oddycham. Czułbym się jeszcze gorzej, ale mam twardą skórę i wiele rzeczy mnie nie rusza. Przyzwyczaiłem się do tej nędzy i biedy, do tej bezdusznej głupoty, jaką funduje nam MEN. Jak odejdę ze szkoły i przyjdzie nowy nauczyciel, o ile się taki znajdzie, to powie: „Chyba żeście upadli na głowę! Trzeba być nienormalnym, żeby zgadzać się na takie warunki pracy”. I ja mu się nisko pokłonię. Szacunku nam trzeba, przede wszystkim szacunku. Nie pozwólmy, żeby nas poniewierano. Żegnajcie, nauczyciele i nauczycielki, którzy odeszliście do innych zawodów albo na emeryturę. To wielka strata dla dzieci. Biada tym, którzy to lekceważą. Biada ministrowi edukacji.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Sport

Iga tańczy sama, pada ofiarą dzisiejszych czasów. Co się dzieje z Polką numer jeden?

Iga Świątek wciąż jest na szczycie kobiecego tenisa i polskiego sportu. Ostatnio sprawia jednak wrażenie coraz bardziej wyizolowanej, funkcjonującej według trybu ustawionego przez jej agencję menedżerską i psycholożkę.

Marcin Piątek
28.09.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną