Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Fundusz Kościelny to kropla w morzu wielkiej kasy. Ale od czegoś trzeba zacząć

Boże Ciało w Krakowie Boże Ciało w Krakowie Jakub Włodek / Agencja Wyborcza.pl
Zapowiadana przez rząd Donalda Tuska likwidacja Funduszu Kościelnego ma niewielkie znaczenie finansowe: to tak jakby osuszyć (albo raczej przekierować) wąski strumyk, gdy obok do Kościoła płynie potężna rzeka publicznych pieniędzy. To jednak ważny symbol.

„Bardzo mi zależy na uczciwych i otwartych konsultacjach społecznych, przede wszystkim z zainteresowanymi Kościołami” – podkreślił Donald Tusk, informując o powołaniu rządowego zespołu, który wypracuje zmianę systemu finansowania Funduszu Kościelnego.

Dodał, że prace nad nowymi regulacjami będą zmierzały w stronę systemu odpowiedzialności finansowej wiernych – najpewniej w postaci dobrowolnego odpisu od podatku. „Musi to być decyzja wiernych, a nie decyzja państwowa, tak aby wszyscy mieli też poczucie sprawiedliwości: jedni więzi z Kościołem, a drudzy poczucie, że nie płacą na coś, na co nie chcą płacić pieniędzy” – mówił szef rządu. Podkreślił, że nie chodzi o wojnę ideologiczną, lecz elementarne poczucie transparentności i przyzwoitości: „Znacie mój pogląd, mówiłem to wielokrotnie: jeśli uwolnimy Kościół od politycznej władzy i uwolnimy Kościół od publicznych pieniędzy, będzie to wyłącznie z korzyścią dla Kościoła”.

Fundusz Kościelny to tylko jeden z elementów finansowania Kościołów, zwłaszcza katolickiego, i to wcale nie największy – komentuje Sławomir Dudek, doktor ekonomii, prezes i główny ekonomista Instytutu Finansów Publicznych.

Fundusz Kościelny: na co dokładnie?

W planie tegorocznego budżetu zapisano na Fundusz Kościelny 257 mln zł. To kwota rekordowa w jego 74-letniej historii, spadek po rządach Kaczyńskiego, ale też efekt podwyżek płacy minimalnej. Fundusz działa na rzecz Kościołów i innych związków wyznaniowych z uregulowanym statusem prawnym, jednak większość pieniędzy dostaje Kościół katolicki. Wbrew potocznym wyobrażeniom fundusz nie finansuje wszystkich, lecz tylko trzy ustawowo określone cele: dokłada się do składek duchownych na ubezpieczenia społeczne i zdrowotne, wspiera działalność charytatywno-opiekuńczą kościelnych osób prawnych, a także remonty zabytkowych obiektów sakralnych.

W pierwszych latach działalności najwięcej pieniędzy szło na zabytki i filantropię, potem proporcje stopniowo się odwracały. „W tym roku spośród 257 mln zł tylko 11 mln przeznaczono na drugi i trzeci cel” – mówił ks. Dariusz Walencik, profesor Uniwersytetu Opolskiego, na niedawnym (9 stycznia) spotkaniu z dziennikarzami w Sekretariacie Konferencji Episkopatu Polski w Warszawie. Niemal 96 proc. funduszu zasili ZUS, który dofinansuje składki ponad 20 tys. osób duchownych.

Ks. prof. Walencik podkreślał, że nikt nigdy nie wyliczył, jakie dochody przynosiły nieruchomości odebrane w minionym ustroju związkom wyznaniowym (miały zasilać fundusz), a zatem „od początku do dnia dzisiejszego Fundusz Kościelny jest czystą dotacją budżetową”. – I to jest akurat transparentne. W przeciwieństwie do wielu innych przepływów finansowych na rzecz Kościoła, których łącznej wartości nikt nie zna – zauważa dr Dudek.

„Dobra zmiana” dla Kościoła

W zeszłym roku dr Dudek wyliczył, że np. 7 tys. etatów dla katechetów kosztuje budżet państwa ok. 2 mld zł rocznie. „Spora część wraca do państwa w postaci składek i podatków” – zastrzegł w książce ks. Kazimierza Sowy „Niewierni, wierni. Rozmowy o prawdziwym Kościele”. Na pensje kapelanów w wojsku wydajemy co roku 13 mln zł, w więziennictwie 3,6 mln zł, w straży pożarnej ponad 1 mln zł (dane KAI).

Pod względem finansowym hierarchowie nie mieli powodów do narzekań na żaden rząd po 1989 r., ale PiS podniósł wspieranie Kościoła do rangi polityki państwowej. Na przykład w 2022 r. rząd dotował dziesięć uczelni katolickich, choć konkordat przewiduje finansowanie dwóch. Tylko w pierwszych pięciu latach „dobrej zmiany” na „dzieła” o. Rydzyka z szeroko rozumianej państwowej kasy powędrowało co najmniej 325 mln zł – wyliczył OKO.press.

„Polityka” wykazała, że w ramach rekompensat za majątek odebrany przez komunistów od 1991 r. Kościół dostał 82,5 tys. ha państwowych gruntów o wartości nawet 4 mld zł (to dane sprzed trzech lat, a proceder trwa). Pisaliśmy też o lukratywnym handlu tymi ziemiami (na takich działkach zarobiła m.in. żona premiera Morawieckiego) oraz o wartych setki milionów złotych nieruchomościach przejmowanych przez ludzi i instytucje Kościoła za ułamek (nawet promile!) ich wartości.

Na tym tle Fundusz Kościelny wygląda na drobniaki. – Jest traktowany przez Kościół jako swoisty dodatek do jego stanu posiadania – mówi dr Dudek. W oczach opinii publicznej fundusz pozostaje jednak synonimem kościelnych przywilejów. Za rządów tzw. Zjednoczonej Prawicy nikt nawet nie próbował go tknąć (PiS wolał utrzymywać Kościół katolicki w roli klienta, ten zaś czerpał z sojuszu tronu i ołtarza pełnymi garściami), w przypadku rządów Tuska mamy do czynienia już z drugim podejściem do likwidacji.

Fundusz upadnie w 2025 roku

Po raz pierwszy likwidację Funduszu Kościelnego Donald Tusk zapowiedział w swoim exposé w 2011 r. Uzasadnienie było (i jest) oczywiste: to relikt minionej epoki (został powołany w 1950), nigdy do końca nie zrealizował swoich założeń i jest społecznie niesprawiedliwy (bo poprzez budżet państwa dokładają się do niego również niewierzący, a z funduszu korzystają także Kościoły, które powstały po 1989).

W latach 2012–13 eksperci komisji konkordatowych: rządowej (pod przewodnictwem ówczesnego ministra cyfryzacji Michała Boniego) i kościelnej (na czele z metropolitą warszawskim Kazimierzem Nyczem), wypracowali roboczy projekt umowy. Miała obowiązywać wszystkie Kościoły i związki wyznaniowe, zakładała zastąpienie funduszu systemem dobrowolnego odpisu w wysokości 0,5 proc. należnego podatku (tzw. asygnata podatkowa). Projekt trafił do konsultacji społecznych, ale ostatecznie nie zadowolił Kościoła katolickiego (uznał, że 0,5 proc. nie zrekompensuje mu strat), a potem były wybory i zmiana władzy.

W zeszłorocznej kampanii parlamentarnej Koalicja Obywatelska odkurzyła postulat, a premierowi Tuskowi zależy na wysłaniu wyborcom jasnego sygnału: spełniamy także tę obietnicę. Już 27 grudnia (dwa tygodnie po powstaniu) Rada Ministrów powołała międzyresortowy zespół, który ma wypracować zmianę systemu finansowania Funduszu Kościelnego. Dowodem, że to ważne dla całej koalicji, ma być mocny (i zróżnicowany politycznie) skład zespołu. Tworzy go m.in. wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz, kluczowi ministrowie: finansów, spraw wewnętrznych, pracy i polityki społecznej, a także szef kancelarii premiera. Tusk zapowiedział, że zmiany wejdą w życie w 2025 r.

Sam Kościół go nie broni

Funduszu Kościelnego nie broni nawet Kościół katolicki. „Istniejący w Polsce system wspomagania finansowego Kościołów i związków wyznaniowych ze środków publicznych wymaga reformy, a najlepszym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie dobrowolnej możliwości przekazywania pewnego procentu podatku na wybrany Kościół, czyli tzw. asygnaty podatkowej. System ten winien być przejrzysty i transparentny” – za takimi wnioskami opowiedziała się we wrześniu większość prelegentów konferencji „Finansowanie Kościołów. Rozwiązania polskie na tle europejskim” w Rezydencji Arcybiskupów Warszawskich.

Z kolei eksperci KEP podkreślali, że zmiany powinny być wypracowane we wspólnej komisji rządu i episkopatu (premier już to zapowiedział), wprowadzane w drodze nowych porozumień lub umów, które uwzględnią „potrzeby Kościoła, biorąc pod uwagę jego misję oraz dotychczasową praktykę życia kościelnego w Polsce” (jak głosi art. 22 ust. 2 konkordatu). Można się więc spodziewać, że tym razem do likwidacji funduszu dojdzie, „na Kościół” będą płacić tylko ci, którzy chcą. Nie obciąży ich dodatkowy podatek (jak jest w Niemczech), lecz skorzystają z odpisu na kształt tego, który obecnie przysługuje na organizacje pożytku publicznego.

Wbrew pozorom nie jest to dobra wiadomość dla zagorzałych antyklerykałów: na likwidacji funduszu Kościół najpewniej finansowo zyska. Już w czasach komisji Boniego i Nycza wyliczano, że przy odpisie podatkowym w wysokości 0,8 proc. do kasy Kościoła katolickiego trafi nawet 800 mln zł, czyli trzy razy więcej, niż wynosi obecny Fundusz Kościelny. Dr Dudek, mający 23-letnie doświadczenie w Ministerstwie Finansów (m.in. jako dyrektor departamentu polityki makroekonomicznej), porównuje więc fundusz do słomianego Chochoła, który w „Weselu” Wyspiańskiego rzuca zaklęcia na gości, a w finalnej scenie wprawia ich w senny trans uniemożliwiający podjęcie jakichkolwiek działań: – Likwidacja funduszu powinna być częścią porządkowania finansowych relacji państwa z Kościołami, zwłaszcza katolickim – powtarza.

Niech płacą tylko wierni

Według ks. prof. Walencika Kościół katolicki w ok. 80 proc. utrzymuje się z ofiar wiernych, a w 20 proc. z funduszy publicznych. Tymczasem w sondażu IBRiS dla Radia ZET z początku grudnia 2023 r. (przebadano 1069 dorosłych Polaków metodą telefonicznych, standaryzowanych wywiadów kwestionariuszowych wspomaganych komputerowo) zapytano respondentów, czy zgadzają się ze stwierdzeniem, że Kościół katolicki powinni finansować tylko wierni. 75 proc. odpowiedziało „tak” („zdecydowanie tak” – 43,7 proc. i „raczej tak” – 31,3 proc.), 18,7 proc. było przeciw (ponad 6 proc. nie miało w tej sprawie zdania). Wśród zwolenników koalicji rządzącej jest aż 95 proc. zwolenników takiego rozwiązania, a wśród wyborców Zjednoczonej Prawicy – 49 proc. (i 38 proc. przeciw).

Akceptacja dla zmian jest też zróżnicowana regionalnie, podobnie jak uczestnictwo w praktykach religijnych, nic więc nie stoi na przeszkodzie, żeby wypracować model, w którym o wsparciu dla danego związku wyznaniowego decydują także lokalne samorządy, kierując się preferencjami mieszkańców. Kościoły mają do odegrania swoją rolę społeczną i również z tego powodu ich finansowanie przez państwo nie jest tylko domeną polską. Dzieje się to w wielu krajach Unii Europejskiej, także z zastosowaniem asygnaty podatkowej (np. w Hiszpanii wynosi 0,5 proc., co dało w 2022 r. 286 mln euro, a we Włoszech 0,8 proc., co dało ponad 1,1 mld euro). Najwyższa więc pora i u nas uregulować tę kwestię – lecz kompleksowo, nie poprzestając na zmianach w samym Funduszu Kościelnym.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Mamy wysyp dorosłych z diagnozami spektrum autyzmu. Co to mówi o nich i o świecie?

Przez ostatnich pięć lat diagnoz autyzmu w Polsce przybyło o 100 proc. Odczucie ulgi z czasem uruchamia się u niemal wszystkich, bo prawie u wszystkich diagnoza jest jak przełącznik z trybu chaosu na wyjaśnienie, porządek. A porządek w spektrum zazwyczaj się ceni.

Joanna Cieśla
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną