Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Fundusz Kościelny to kropla w morzu wielkiej kasy. Ale od czegoś trzeba zacząć

Boże Ciało w Krakowie Boże Ciało w Krakowie Jakub Włodek / Agencja Wyborcza.pl
Zapowiadana przez rząd Donalda Tuska likwidacja Funduszu Kościelnego ma niewielkie znaczenie finansowe: to tak jakby osuszyć (albo raczej przekierować) wąski strumyk, gdy obok do Kościoła płynie potężna rzeka publicznych pieniędzy. To jednak ważny symbol.

„Bardzo mi zależy na uczciwych i otwartych konsultacjach społecznych, przede wszystkim z zainteresowanymi Kościołami” – podkreślił Donald Tusk, informując o powołaniu rządowego zespołu, który wypracuje zmianę systemu finansowania Funduszu Kościelnego.

Dodał, że prace nad nowymi regulacjami będą zmierzały w stronę systemu odpowiedzialności finansowej wiernych – najpewniej w postaci dobrowolnego odpisu od podatku. „Musi to być decyzja wiernych, a nie decyzja państwowa, tak aby wszyscy mieli też poczucie sprawiedliwości: jedni więzi z Kościołem, a drudzy poczucie, że nie płacą na coś, na co nie chcą płacić pieniędzy” – mówił szef rządu. Podkreślił, że nie chodzi o wojnę ideologiczną, lecz elementarne poczucie transparentności i przyzwoitości: „Znacie mój pogląd, mówiłem to wielokrotnie: jeśli uwolnimy Kościół od politycznej władzy i uwolnimy Kościół od publicznych pieniędzy, będzie to wyłącznie z korzyścią dla Kościoła”.

Fundusz Kościelny to tylko jeden z elementów finansowania Kościołów, zwłaszcza katolickiego, i to wcale nie największy – komentuje Sławomir Dudek, doktor ekonomii, prezes i główny ekonomista Instytutu Finansów Publicznych.

Fundusz Kościelny: na co dokładnie?

W planie tegorocznego budżetu zapisano na Fundusz Kościelny 257 mln zł. To kwota rekordowa w jego 74-letniej historii, spadek po rządach Kaczyńskiego, ale też efekt podwyżek płacy minimalnej. Fundusz działa na rzecz Kościołów i innych związków wyznaniowych z uregulowanym statusem prawnym, jednak większość pieniędzy dostaje Kościół katolicki.

Reklama