Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Ranking liceów Perspektywy 2024. Po co wciąż tworzyć taki turniej szkół?

Matura z matematyki Matura z matematyki Tomasz Pietrzyk / Agencja Wyborcza.pl
Jak zapewnia Waldemar Siwiński, prezes Perspektywy Press, celem rankingu jest dostarczenie rodzicom i uczniom informacji, „w których szkołach warto się uczyć”. Co to oznacza dla placówek spoza listy – oraz nauczycieli i uczniów – strach myśleć.

Ranking Liceów i Techników Perspektywy od 26 lat dostarcza listę najlepszych szkół średnich w Polsce w danym roku. Najlepszych liceów jest tysiąc, a techników pięćset. Wszystkich szkół maturalnych jest w Polsce ok. 5 tys. (ok. 3,2 tys. liceów i 1,8 tys. techników). Choć uwaga mediów skupia się na zwycięzcy i pierwszych piętnastu placówkach, już samo wejście do rankingu jest dla szkoły nobilitacją. Ponad dwie trzecie nie wchodzi.

Najmniejsze szkoły odpadają od razu

Żeby być w ogóle branym pod uwagę przez organizatorów rankingu, wyniki egzaminu maturalnego z przedmiotów obowiązkowych nie mogą być niższe niż 0,75 średniej krajowej, a do matury musi przystąpić co najmniej 12 osób. Odpadają więc najmniejsze placówki, bez względu na wyniki. Najpierw muszą „nabrać rozmiarów”, dopiero potem mogą pochwalić się sukcesami. I tak się dzieje, gdyż co roku na listę najlepszych trafiają nowe szkoły, które w międzyczasie zdążyły się powiększyć.

Ranking Perspektyw cieszy się wielkim uznaniem w całej Polsce (choć nie brakuje też krytyków), do czego przyczynia się wsparcie i aktywna obecność władz oświatowych zarówno na szczeblu centralnym, jak i w regionach. W tym roku Galę XXVI Rankingu Liceów i Techników Perspektywy 2024 uświetniła obecność oraz krótkie przemówienie ministry Barbary Nowackiej. Zwyczajem stało się, że ministrowie edukacji honorują zwycięzców rankingu, a w terenie ręce dyrektorom najlepszych szkół ściskają kuratorzy oświaty, prezydenci miast, burmistrzowie i wójtowie. Grono wyróżnionych robi sobie wspólne zdjęcie, imprezę nagłaśniają media, aby wszyscy wiedzieli, kto jest najlepszy.

Organizatorzy rankingu dbają, aby ogłaszaniu wyników towarzyszył splendor. Na dyplomach dla szkół „na medal” widnieją podpisy przedstawicieli świata akademickiego. W tym roku na dyplomach dla moich liceów (jedno, gdzie pracuję, znalazło się na miejscu 14. w kraju, drugie na 70.) podpisali się prof. dr hab. Ryszard Koziołek, J.M. Rektor Uniwersytetu Śląskiego, przewodniczący Kapituły; prof. dr hab. Elżbieta Żądzińska, Rektor Uniwersytetu Łódzkiego; dr hab. Robert Zakrzewski, prof. Uniwersytetu Łódzkiego, Prorektor ds. studentów i jakości kształcenia. Dokument ten zostanie powieszony w widocznym miejscu w szkole, obok dyplomów z lat poprzednich, aby wszyscy widzieli, że placówka należy do rodziny najlepszych szkół w Polsce i zajmuje w niej czołowe miejsce.

Nie każdy się dostanie do elitarnej szkoły

Jak zapewnia Waldemar Siwiński, prezes Perspektywy Press, celem rankingu jest dostarczenie rodzicom i uczniom informacji, „w których szkołach warto się uczyć”. Co to oznacza dla placówek spoza listy – oraz nauczycieli i uczniów – strach myśleć. Wyniki ogłaszane są odpowiednio wcześniej, prawie pół roku przed rekrutacją do szkół średnich, aby z jednej strony ułatwić dokonanie wyboru, a z drugiej zmotywować do nauki ósmoklasistów, którzy za kilka miesięcy przystąpią do egzaminu kończącego naukę w szkole podstawowej. Jeśli chcą dostać się do dobrego liceum lub technikum, muszą zwiększyć wysiłki, gdyż walka o miejsce będzie ostra. Wokół Rankingu każda wyróżniona szkoła robi tyle szumu, że nie sposób nie uwierzyć, iż należy do elity. A zatem nie każdy do elitarnego miejsca się dostanie, a jedynie najlepsi.

Nie ma w Polsce rankingu o podobnym znaczeniu i popularności. Perspektywy pobiły wszystkie inne. Stało się tak, gdyż jego twórcy dobrze rozpoznali i idealnie trafili w gust adresatów: uczniów, rodziców, nauczycieli. My wszyscy lubimy rywalizację i na podstawie tego, jak się potocznie mówi, wyścigu szczurów opieramy wartościowanie ludzi oraz instytucji. Nie potrafimy oceniać na podstawie bezpośredniego kontaktu, wolimy zawierzać ocenom innych. Dlatego kochamy rankingi.

Według Rankingu Perspektyw najlepsza jest ta szkoła, która pokonała inne placówki w średnich wynikach egzaminu maturalnego z przedmiotów obowiązkowych (30 proc. łącznej oceny w rankingu), z przedmiotów dodatkowych (45 proc.), w sukcesach na olimpiadach przedmiotowych (25 proc.). W przypadku techników bierze się jeszcze pod uwagę wyniki egzaminu zawodowego (olimpiada 30 proc., egzamin zawodowy 20 proc., matura obowiązkowa 20 proc., matura dodatkowa 30 proc.). Jak w każdym turnieju chodzi o to, aby być lepszym od innych, a nie – parafrazując Mahatmę Gandhiego – od siebie z dnia poprzedniego.

Powietrze, którym uczniowie oddychają w szkołach

Rywalizacja jest naturalną metodą pracy nauczycieli. To jest powietrze, którym uczniowie oddychają w szkołach. Prowadzi ona do powstawania formalnych i nieformalnych rankingów. Już w przedszkolu dzieci dowiadują się, że istnieją wychowawcy lepsi oraz gorsi. Rodzice walczą o to, aby dziecko zostało zapisane do wychowawcy, który jest na szczycie tego wewnętrznego rankingu. Sytuacja powtarza się w szkole podstawowej, gdzie też są wychowawcy i nauczyciele z pierwszego szeregu pedagogów, na których opiera się popularność placówki, oraz pedagodzy drugiego i trzeciego szeregu. Rodzice domagają się od dyrektorów informacji, kto będzie wychowawcą klasy pierwszej. Na tej podstawie decydują, czy zapisać dziecko do danej szkoły, czy też wybrać inną placówkę. W liceach jest już normą, że nauczyciel ma przypiętą łatkę najlepszego matematyka, średniego oraz najgorszego. Oczywiście ten najgorszy może być bardzo dobrym matematykiem, jest jednak gorszy od najlepszego, a rodzice chcą dla swojego dziecka tylko najlepszych. Piętnowanie mniej dobrych to skutek uboczny każdego turnieju.

Klasyfikacja uczniów, wystawianie im ocen najpierw w połowie roku, a potem na koniec, służy ustaleniu hierarchii. Społeczność szkolna dowiaduje się, która klasa jest najlepsza (ma najwyższą średnią), a która najgorsza. Oprócz turnieju średnich ocen mamy jeszcze hierarchię na podstawie frekwencji (klasy z najlepszą frekwencją i z najgorszą). Szkoły lubują się w ustalaniu hierarchii i wręcz szukają sposobów, aby dzielić uczniów na lepszych i gorszych. Przy okazji wywyższa się też wychowawców najlepszych klas, zaś wychowawcy najgorszych mają liczne powody do wstydu. Zdarzają się też placówki, które tworzą tyle rankingów, ile jest klas, aby każda mogła poczuć się zwycięzcą. Wygląda to absurdalnie, ale my, Polacy, tak bardzo lubimy czuć się lepszymi od innych, że nie widzimy w tym niczego złego. Dlatego z takim oporem przyjmuje się u nas nauczanie bez oceniania. Rodzice chcą bowiem wiedzieć, czy ich dziecko jest najlepsze, a brak ocen to uniemożliwia.

Pamiętam dyskusję z rodzicami podczas zebrania ze mną jako wychowawcą na temat metod nauczania różnych nauczycieli. Dzieci narzekały, rodzice byli przerażeni i nie rozumieli, dlaczego tak traktujemy ich pociechy. Nie byłem w stanie przekonać rodziców do zaakceptowania tych metod, ale pomógł mi jeden z ojców, który ujawnił, iż zbadał wyniki maturalne tych nauczycieli. Są znacznie lepsze od wyników nauczycieli, którzy stosują bardziej przyjazne metody. Nie miało znaczenia, czy dane metody są najlepsze dla tych konkretnie dzieci. Liczy się przede wszystkim sukces. W rankingu nauczycieli mających najwyższe wyniki z egzaminu maturalnego bijemy innych na głowę, dlatego należy nas cenić. Ludziom wydaje się, że tylko najlepsi nauczyciele zasługują na szacunek, tak samo tylko najlepszym szkołom trzeba okazywać wdzięczność, ponieważ nie marnują potencjału naszych dzieci. A co z przeciętnymi nauczycielami i zwykłymi szkołami? Kim oni/one są dla społeczeństwa?

Po co wciąż tworzyć taki turniej szkół

Ranking Perspektyw składa się z kilku mniejszych rankingów, które jeszcze bardziej wywyższają zwycięskie szkoły. Jest więc ogólnopolski ranking liceów i techników. Ranking najlepszych szkół w województwie. Ranking szkół maturalnych. Ranking szkół olimpijskich. Doprawdy każdy rodzic, szukający najlepszego miejsca do nauki dla swojego dziecka, może tu znaleźć coś dla siebie. Szkoła, która weszła do grona tysiąca najlepszych liceów lub pięciuset najlepszych techników, zajmie też jakieś miejsce w każdym z tych rankingów. Będzie miała zatem prawo do wielu dyplomów, które potem rozwiesi w różnych miejscach w budynku, aby rzucały się w oczy uczniom i rodzicom. Szkoła, która nie może się pochwalić tego rodzaju dyplomami, naprawdę musi mocno się nagimnastykować, aby wyjaśnić rodzicom, że coś sobą reprezentuje. Duma przegranych i honor odrzuconych są mało przekonujące. Nie wypracowano w Polsce innego sposobu na ocenianie pracy nauczycieli, liczą się tylko rankingi. Nauczyciele, których nie ma na liście zwycięzców, są traktowani jak zera.

Przeciwnicy Rankingu Perspektyw twierdzą, że nic on nie daje ani uczniom, ani rodzicom. To jedynie strojenie się w piórka, które nie ma żadnego praktycznego znaczenia. Przecież informacja, iż najlepszym liceum w Polsce jest XIV LO im. St. Staszica w Warszawie, a drugim V LO im. A. Witkowskiego w Krakowie, zaś trzecim XIII LO w Szczecinie, nie spowoduje, że najzdolniejsze dzieci z całej Polski będą ubiegały się o przyjęcie do jednego z tych trzech liceów. Po co więc tworzyć turniej szkół, jeśli wiadomo, że najlepsze dzieci z drugiego końca kraju nie ruszą do zwycięskiej placówki? Już większy sens ma ranking szkół wyższych, gdyż studia częściej podejmuje się daleko od miejsca zamieszkania, nieraz właśnie na drugim końcu kraju. Natomiast bardzo rzadko wysyła się dziecko kilkaset kilometrów od domu, aby miało szansę chodzić do najlepszego liceum.

To prawda, ranking szkół maturalnych nie służy wcale pozyskiwaniu najlepszych uczniów przez najlepsze szkoły. Zaspokaja on raczej potrzebę dowartościowania się przez tych, którzy w oświacie pracują i nie czują się w niej komfortowo. W dobie upadku prestiżu zawodu nauczyciela rankingi pełnią funkcję zastępczą. Dostarczają bowiem zastępczego powodu do dumy: jesteśmy lepsi od innych, zwyciężyliśmy rywali, mamy sukces. Gdy człowieka nie cieszy to, co robi, radość czerpie z miejsca, jakie zajął w hierarchii tego poniżonego zawodu.

Nauczyciele chwycili się rankingów niczym tonący brzytwy

Wszyscy chcemy być dumni z tego, co robimy w pracy. Niestety w zawodzie nauczyciela jest tak mało okazji do podkreślania zasług, za to bardzo często podkreśla się ułomności tej profesji, że chwytamy się wszystkiego, co pomaga nam poczuć radość z tej pracy. Dzień ogłoszenia wyników Rankingu Perspektyw jest wielkim świętem zarówno dla nauczycieli, którzy pracują w pierwszej szkole w Polsce (XIV LO im. Staszica w Warszawie), jak i w tysięcznej (LO nr 2 im. L. Kruczkowskiego w Morągu). Wszystkie te szkoły są bowiem zwycięskie i otrzymują znak wysokiej jakości.

Nauczyciele chcą zwyciężać i chcą być odbierani przez społeczeństwo jako ludzie uprawiający zwycięski zawód. Niestety są traktowani jak „przegrywy”. Do takiego postrzegania zawodu nauczyciela doprowadziły rażąco niskie zarobki w oświacie (obecnie wynagrodzenie podstawowe nauczyciela początkującego i mianowanego jest na poziomie najniższej krajowej, a tylko pensja dyplomowanego nieznacznie je przewyższa), brak dialogu rządzących z pedagogami, poniżanie, jakiego nie żałowali nam pisowscy dygnitarze.

To dlatego nauczyciele chwycili się rankingów niczym tonący brzytwy. Pocieszamy się bowiem myślą, że chociaż mało zarabiamy i wykonujemy kiepski zawód, to przecież pracujemy w najlepszej szkole i uczymy najlepszą młodzież. Nauczyciele z tysiąca szkół i pięciuset techników znaleźli całkiem dobre lekarstwo na swoją belferską depresję. Jak jednak mają radzić sobie z niskim poczuciem wartości nauczyciele z pozostałych szkół, które nawet nie weszły do Rankingu (a jest ich przecież dwa razy więcej)? Mam nadzieję, że bliski jest dzień, kiedy turnieje szkół przestaną być brzytwą, której trzymają się tonący nauczyciele, a staną się po prostu jedną z wielu imprez, na których można się dobrze bawić, bawić i nic więcej.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Mamy wysyp dorosłych z diagnozami spektrum autyzmu. Co to mówi o nich i o świecie?

Przez ostatnich pięć lat diagnoz autyzmu w Polsce przybyło o 100 proc. Odczucie ulgi z czasem uruchamia się u niemal wszystkich, bo prawie u wszystkich diagnoza jest jak przełącznik z trybu chaosu na wyjaśnienie, porządek. A porządek w spektrum zazwyczaj się ceni.

Joanna Cieśla
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną