W pewnej kaszubskiej wsi urządzono drogę krzyżową z udziałem dzieci. W ewangeliczne postaci wcielili się uczniowie. Na korytarzach szkoły odegrali kolejne sceny tej drogi do męki. Na koniec uczeń odgrywający Jezusa został ukrzyżowany. Rzecz jasna nie dosłownie, lecz teatralnie. Dyrektor placówki edukacyjnej powiedział portalowi Gazeta.pl, że chłopak był dumny, a inscenizacja była efektem inicjatywy samych uczniów. Zaznaczył, że wieś tworzy małą, tradycyjną społeczność, której trudno zrozumieć wielkie miasta i szkoły, i nawzajem. Wezwał do uszanowania jednych i drugich. Po inscenizacji odbyło się uroczyste śniadanie wielkanocne.
Czytaj też: Panika kościelnych hierarchów. Młodzież żegna się z katechezą
Droga krzyżowa na rekolekcje
Na zdjęciach opublikowanych na szkolnym Facebooku widzimy, jak chłopiec staje pod krzyżem w asyście dziewczynki w kurtce moro z biało-czerwoną naszywką na rękawie. Odgrywała rolę rzymskiego żołnierza. Ktoś jednak powinien zwrócić jej uwagę, że wojsko polskie z ukrzyżowaniem Jezusa nie miało nic wspólnego. Co czuła, co czuł chłopak, co czuli inni uczniowie, nie wiemy. Na zdjęciach wyglądają na przejętych. Rozumiem to, bo przed wielu laty jako student polonistyki reżyserowałem widowisko teatralne (niereligijne) w jednym z krakowskich liceów. Młodzież chętnie współpracowała.
Z drugiej strony tej emocjonalnej podatności nie powinno się w szkole nadużywać. Pilnować tego powinni nauczyciele we współpracy z rodzicami. Jeśli droga krzyżowa miała akceptację szkolnej społeczności i była zgodna z prawem, jak twierdzi dyrektor, to pozostaje nam tylko rzeczowa wymiana opinii na ten temat. Moje dzieci przez pewien czas chodziły do szkoły publicznej w Londynie. Dzieci należały do rodzin o wielu tradycjach kulturowych. Władze szkoły zachęcały uczniów do poznawania tych tradycji z okazji wielkich świąt religijnych – chrześcijańskich, muzułmańskich, hinduistycznych, żydowskich. Uczniowie na specjalnych apelach tłumaczyli znaczenie tych świąt w ich kulturze. Ilustrowali swoje pogadanki elementami ikonografii.
Tyle że w tej kaszubskiej szkole przeważająca większość rodzin i uczniów identyfikuje się z tradycją katolicką i obchodzi wyłącznie święta chrześcijańskie. Na zdjęciach nie widać osób duchownych. Droga krzyżowa urządzona została w ramach rekolekcji wielkopostnych. Władze szkoły zwolniły w tym celu uczniów z zajęć dydaktycznych. Miały takie prawo w odniesieniu do uczniów chodzących na lekcje katechezy. Wolno przypuszczać, że zdecydowana większość uczniów w tej szkole na katechezę uczęszcza.
Czytaj też: Krzyż pański z tą szkołą! Katecheci odchodzą. Uczą jeszcze ci, którym kuria każe
Oddzielić państwo od Kościoła
Owszem, szkoła publiczna powinna mieć charakter świecki, ale nie może naruszać praw ani do religii, ani od religii. Jedne i drugie powinna respektować. W tym przypadku respektowała prawo do religii. Póki nowe władze państwowe wyłonione w wyborach 15 października nie uregulują na nowo kwestii relacji państwo–Kościół w duchu zgodnym z naszą konstytucją, drogi krzyżowej na szkolnych korytarzach nie da się jednoznacznie zdefiniować jako naruszenia świeckiego charakteru oświaty publicznej.
Przesuwamy się tutaj do szarej strefy, która funkcjonuje w Polsce od demokratycznego przełomu w 1989 r. Konserwatyzm w polityce polega na tym, by nie zmieniać tego, czego zmieniać nie trzeba, bo działa – np. autonomii szkolnictwa i społeczności lokalnych w ramach prawa. Wiele wskazuje jednak na to, że nadszedł czas na zmianę, jasne rozgraniczenie strefy religijnej od strefy świeckiej we wszystkich dziedzinach życia publicznego.