Świat

Apetyt na „murzyńskie całusy“

na czołówkach gazet... na czołówkach gazet...
Dirk Mueller został gwiazdą przypadkowo, ale jako „Mister Dax“ czy też ostatnio „Pan Krach“ pokazał, że medialna sława to też rodzaj aktywów, z których zdolny makler niejedno wyciśnie.
Dirk Mueller udziela wywiadu jednej z telewizji...BEW Dirk Mueller udziela wywiadu jednej z telewizji...

Miejsce pod tablicą, na której wyświetlany jest kurs indeksu frankfurckiej giełdy DAX, tzw. Rondell, zajmował m.in. Dirk Mueller, prowadząc przez 10 lat giełdowe interesy takich tuzów niemieckiej gospodarki jak towarzystwo ubezpieczeniowe Allianz, Commerzbank, Daimler. Ale frankfurccy fotoreporterzy zorientowali się, że to właśnie jego pełna ekspresji twarz stanowi fantastyczny - bo żywy - komentarz do suchych wykresów znajdujących się w tle. Można było odczytać na niej radość, zdumienie, rezygnację – w zależności od wzlotów czy tez niskich notowań na giełdowym parkiecie.

Zdjęcia z giełdy ograniczające się do krzywych na wykresach są po prostu nudne i redakcje wykorzystują je do ilustracji stron gospodarczych. Zdjęcia giełdy z Dirkiem Muellerem – żywą ilustracją meandrów gospodarki i finansów - zaczęły pojawiać się na pierwszych stronach gazet z różnych stron świata. Wkrótce nazwano go Misterem Daxem, a jedna z kanadyjskich gazet - Dirkiem of the Dax. Stał się znany na giełdach w Londynie i w Nowym Jorku.

Nie tylko - przechodnie zaczęli zaczepiać go na ulicy w Niemczech, zagadując: „czy może jest pan tym...” Potem następowało sakramentalne „a co tam słychać na giełdzie?” Dirk Mueller znosił tę niespodziewaną popularność z pogodą ducha. Z czasem przyzwyczaił się do tego, że - jak wyznał dziennikarzom - „gdy na parkiecie rozpoczynało się zawrotne tango byka z niedźwiedziem (symbole frankfurckiej giełdy) to rankiem na stacji benzynowej, tankując auto, mogłem pozdrowić samego siebie z wyłożonych do sprzedaży gazet”. Do jego sukcesu przyczyniła się bowiem nie tylko twarz, ale też nie pozbawione swoistego humoru komentarze. Udzielał ich coraz więcej - w prasie i telewizji. Wkrótce zaczął otrzymywać zaproszenia na spotkania z ludźmi, drobnymi ciułaczami, którzy właśnie od niego chcieli dowiedzieć się, na ile mogą zawierzyć swoje oszczędności giełdowym maklerom.

Z marketu na parkiet

Ten pragmatyczny czterdziestodwulatek z Badenii nie marzył o popularności. Tej kategorii życiowego sukcesu, jako zbyt ulotnej, nie brał w ogóle pod uwagę. Chciał natomiast pracować na giełdzie. Nie miał co do tego wątpliwości, zafascynowany filmem „Wall Street“ z Michaelem Douglasem w jednej z głównych ról. Obejrzał go jako dorastający chłopak w rodzinnym Reilingen – wsi liczącej 7 tysięcy mieszkańców, dla których najważniejszym wydarzeniem roku były (i są nadal) zbiory szparagów. Daleki świat finansjery, pełen zdecydowanych, bezwzględnych mężczyzn, otoczonych pięknymi kobietami, jawił się chłopcu z głębokiej prowincji niczym bajka z tysiąca i jednej nocy.

- Zostaniesz jeszcze kierownikiem działu środków piorących w markecie, jak się nie weźmiesz za matematykę – biadał nad nim nauczyciel, pan Hielbig. Było to w końcu lat osiemdziesiątych: Dirk przygotowywał się do matury, ale wieczorami szorował regały w miejscowym markecie, co – jak to w małej mieścinie – nie uszło uwadze zatroskanego pedagoga. Potrzebował pilnie pieniędzy, które miast pomnażać, tracił regularnie na swoich pierwszych operacjach giełdowych. Maturę jednak zdał i postanowił ubiegać się o Ausbildungsstelle, miejsce do nauki zawodu w filii Deutsche Bank w Mannheim. Bank ten był jedynym pracodawcą w promieniu 50 kilometrów, który prowadził dział transakcji giełdowych.

Nie była to jednak prosta sprawa – Ausbildung, nieznana w Polsce forma praktycznego kształcenia, podczas którego zarabia się już pierwsze pieniądze, cieszy się w Niemczech dużą popularnością. Zwłaszcza gdy przyszły zawód pozwala żywić nadzieję na niezłe zarobki. „Owego roku na 400 kandydatów czekało w Deutsche Bank 20 miejsc. Jedno z nich zająłem ja, choć mój stopień z matematyki nie rzucał na kolana. Wygrana 20 : 1 nie zdarza się każdego dnia na giełdzie”, zauważył rzeczowo Mister Dax w jednym z wywiadów.

Całusy na sprzedaż

Dirk Mueller posiada zaskarbiającą mu sympatię umiejętność opowiadania anegdotek ze swojego życia. Oto – jeszcze jako uczeń Deutsche Bank - zasiadł trzęsąc się z emocji i, prawdę powiedziawszy, strachu, za stołem handlarzy giełdy towarowej. Starsi koledzy z podziwu godną rutyną wykonywali swoje powinności gdy „gdzieś tak koło południa jeden z handlarzy wrzasnął w badeńsko-handlowym żargonie lapidarne zdanie, które – po przetłumaczeniu – brzmiało: mam apetyt na „murzyńskie całusy” [nazwa łakoci dla dzieci - red] i chętnie kupię, jeśli ktoś ma na zbyciu. Przemyślałem błyskawicznie to, czego nasłuchałem się podczas ostatnich paru godzin, zebrałem całą moją odwagę i odwrzasnąłem: waluta wtorek miałbym 25 przekazów po pięćdziesiąt, co w języku giełdy należało rozumieć: w przyszły wtorek mogę dostarczyć 50 „murzyńskich całusów” po 25 fenigów sztuka. Zapadła cisza. Serce skoczyło mi do gardła. Handlarz, wytrzeszczając oczy, rzucił w moją stronę „pięćdziesiąt od ciebie”, na co ja „pięćdziesiąt dla ciebie - przekaz pozostaje”. I nagle ruszył pełen tumultu handel „murzyńskimi całusami”...

Wkrótce po tym wydarzeniu jeden z doświadczonych maklerów spytał go, czy nie miałby ochoty zostać asystentem jednego z „grand seigneurów” frankfurckiej giełdy. Nie wahał się ani chwili terminować u maklera należącego do zawodowej arystokracji – i tak krok po kroku niegdysiejsze marzenia o pracy w świecie wielkiej finansjery stawało się rzeczywistością. Czuł się w nim dobrze. Zawód maklera, wymagający specyficznych predyspozycji, wyraźnie mu odpowiadał. Wiedział już, że fachowa wiedza, ale też i odwaga jako cecha charakteru, są niezbędne do podejmowania szybkich decyzji, które dotyczą bardzo dużych sum pieniędzy. Potrzebne są również silne nerwy, pewność siebie, wytrzymałość na stres. „Trzeba się przy tym nauczyć żyć z błędnymi decyzjami – twierdzi Mister Dax - są nie do uniknięcia jako część tego geszeftu. Najważniejsze, by dzień pracy zamykało saldo dodatnie”.

Pan Krach radzi

Każdy dobry makler wie, że o powodzeniu interesu decyduje również właściwie wybrany czas. Przed rokiem – w czasie, gdy globalna gospodarka zaczynała pogrążać się w chaosie, a bankructwo banku Lehman Brothers spowodowało początek krachu światowego systemu finansowego - ukazała się pierwsza książka Dirka Muellera. Nosi ona znamienny tytuł „Crashkurs – światowy kryzys gospodarczy czy szansa stulecia?” i opatrzona jest dodatkowo podtytułem „Jak możecie najlepiej wykorzystać wasze pieniądze”. Jej okładkę zdobi zamyślona twarz autora na dobrze znanym tle tablicy wykresów frankfurckiej giełdy – narodził się „Pan Krach”. Doskonale można zrozumieć jego zasępioną minę - podjął się trudu opisania zjawisk, które napełniają wieloma obawami nie tylko zwykłych zjadaczy chleba.

Książka cieszy się powodzeniem. Czytelnicy chwalą prosty, zrozumiały wywód na temat przyczyn gospodarczej recesji, globalnego kryzysu finansowego, kłopotów wielkich banków i powodów dla których rządy pośpieszyły im z finansową pomocą. Dowiadują się, kto ma interes w tym, by społeczeństwa nie były rzetelnie informowane o prawdziwej skali inflacji czy bezrobocia. W końcu – co powinno się zmienić i w co w tych niepewnych czasach najlepiej inwestować. „Crashkurs” doczekał się również przychylnej oceny branżowego pisma „Handelsblatt”. Recenzent polemizował wprawdzie z niektórymi tezami Muellera, uważając je za zbyt jednostronne bądź przesadne, przyznał jednak, że zawarty w książce wykład ma zasadniczy walor: napisany jest w klarownym i łatwym do zrozumienia języku. Pochwalił również uczciwość Mistera Daxa, który m.in. radzi prywatnym inwestorom, aby na razie powstrzymywali się z zakupem akcji giełdowych, choć jest to przecież sprzeczne z jego zawodowym interesem.

Dirk Mueller nie kryje tymczasem zadowolenia, że może pozwolić sobie na tak daleko posuniętą niezależność. W wywiadzie udzielonym redakcji „Sueddeutsche Zeitung” w styczniu br. wyjaśnił, że nie jest związany koniecznością reprezentowania interesów inwestujących na giełdzie banków, które mają na uwadze przede wszystkim własne profity. On zaś chciałby być rzecznikiem interesów zwykłych ciułaczy. Od 2008 r. pracuje dla Handlowego Banku Papierów Wartościowych mwb fairtrade AG, a ponadto - dodatkowo i na własny rachunek - prowadzi Towarzystwo Etyki Finansowej (Finanzethos UG). Jako makler z powołania cierpi bowiem, gdy świat giełdy kojarzony jest z przekrętami nieuczciwych finansistów, którzy tak długo wykorzystywali reguły gry dla własnego profitu, aż zachwiali całym systemem.

Popularność nie uderzyła mu do głowy. Nadal mieszka z żoną i synem w rodzinnym Reilingen, chwaląc sobie uroki życia na „przytulnej, badeńskiej prowincji”. Nie czuje potrzeby podkreślania swojej wartości „wypasioną furą” – jeździ dziesięcioletnim BMW. Chętnie grilluje i lubi popisać się swoimi umiejętnościami kucharskimi. Jego specjalnością są rolady wołowe. Niezmienną przyjemność sprawiają mu od lat spotkania z przyjaciółmi przy ognisku. Siedzą przy piwie i nie mogą się nagadać. Dirk nie udziela im jednak rad, w co mają inwestować na giełdzie. Chce zachować ich przyjaźń.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną