Przesyłka z tego kraju nadana do synagogi w Chicago, zawierająca naboje, prześwietlona podczas przeładunku w Anglii, zawierała sprytnie ukryty w pojemniku na toner do drukarki ładunek wybuchowy. Mógł eksplodować podczas rejsu nad Atlantykiem, ale równie dobrze mógł się rozerwać w rękach odbiorcy.
Terroryzm to manewrowanie lękiem powszechnym w celach politycznych. Kiedy coraz trudniej straszyć porwaniami samolotów pasażerskich – ponury majstersztyk w tym względzie notowany jest pod datą 11 września 2001 - to może dałoby się wykorzystać samoloty cargo? Nie ma ludzi, raptem pilot i drugi pilot, żadnych stewardess, a efekt medialny taki sam!
Bez mediów nie ma dzisiejszego terroryzmu. Gdyby nie gwarancja, że wielka stacja nada „breaking news”, nikt by się nie fatygował w organizowanie przemyślnej operacji z przygotowywaniem paczki, „przesadzaniem” jej w Dubaju, potem w Wielkiej Brytanii, etc. Ile kosztuje minuta reklamy w amerykańskiej sieci radiowo-telewizyjnej i kto ją ogląda, a ile milionów osób na świecie śledzi godzinne programy „breaking news”, za które „zleceniodawca” nie zapłacił ani centa? Zresztą nie o pieniądze tu idzie.
Jemeńczycy to ludzie bardzo biedni. Jedna tylko rodzina dorobiła się na kontraktach królewskich, lecz nie u siebie, a w Arabii Saudyjskiej. To rodzina ibn Ladina. Oni są stamtąd. Ojciec rodziny i zarazem szefa al-Kaidy, Jemeńczyk z krwi i kości, złożył w swoim czasie wizyty wszystkim ambasadorom akredytowanym w Rijadzie, żeby przekazać oświadczenie, iż jego pięćdziesięciu dziewięciu synów i ich przedsiębiorstwa nie mają niczego wspólnego z wyrodkiem, playboyem z Bejrutu, kiedyś ich bratem, potem mudżahedinem, a na koniec talibem przebywającym do dziś w Pakistanie. Jemen był kiedyś opisywany (w serii ceramowskiej) jako Arabia Felix, Szczęśliwa Arabia. Był wtedy bogatszy od pustyni Saudów, która na potrzeby aut monarchów sprowadzała benzynę ze Związku Radzieckiego. Były takie czasy. Dziś Jemen to matecznik terrorystów. Ich motywacja – zaistnieć w pamięci świata zanim trafi się do raju, gdzie są hurysy i wino.
W komentarzach telewizyjnych po paczce z Jemenu słychać było tu i ówdzie, że al-Kaida sprawdza, kto może być wtyczką w sieci i kto testuje odporność służb antyterrorystycznych u Wielkiego Szatana. Otóż wtyczki być nie może z tego powodu, że są niepenetrowalni. Amerykanie wyznaczyli za głowę ibn Ladina 25 milionów dolarów i od dziesięciu lat nie znalazł się ani jeden potencjalny beneficjent, choć 25 milionów to kwota, którą nie pogardziłby niejeden z generałów pakistańskich. Natomiast co do testowania służb wywiadowczych Zachodu – al-Kaida, której nie zbywa na inteligentnych i wykształconych ludziach, wie doskonale, iż służby można skorumpować, omamić, uśpić, ale aparatury wykrywającej nie to, co potrzeba, no way.