Władze objęły informacje blokadą. Przed tunezyjskim konsulatem w Paryżu wybuchła niewielka bomba. Tunezyjski Związek Pracowników UGTT, największy związek zawodowy w Tunezji – to wyjątkowy gest niesubordynacji w tym kraju - potępił władze za dopuszczenie do brutalnej akcji policji. Dziś, 13 stycznia wiemy, że minister spraw wewnętrznych Tunezji został odwołany.
Według Al Dżaziry i BBC protesty wywołała desperacka akcja 26-letniego mężczyzny, Mohamada Bouaziziego, wykształconego, ale bezrobotnego człowieka, który próbował dokonać całopalenia. Starał się sprzedawać warzywa bez licencji. Policja przegnała go z bazaru w jednym z najbiedniejszych miejscowości kraju. Na znak solidarności demonstracje zaczęły się w innych miejscach, co oznacza, że metody przekazywania informacji poza cenzurą, w nowoczesnej przecież Tunezji, funkcjonują jak w średniowieczu. Bazar jest medium. W tym przypadku – bazar bezrobotnych jak Bouazizi.
Zine al Abadine Ben Ali, od 23 lat prezydent Tunezji, były ambasador tego kraju w Polsce okresu stanu wojennego, oświadczył, że gwałtowne protesty są niedopuszczalne. Dał rodakom do zrozumienia, że gwałtowne protesty zniechęcają inwestorów i turystów, co zresztą prawda.
Demonstracje są w historii Tunezji nowoczesnej, która liczy 55 lat i miała przez ten czas dwu prezydentów, przypadkami niezwykle rzadkimi. Potwierdzi to każdy przybysz i każdy turysta. Tunezja jest krajem dyskretnej dyktatury wojskowej (prezydent to generał w garniturze). Jak na kraje Afryki Północnej był to może najspokojniejszy i najbardziej stabilny kraj, mimo że gościł przez długi czas bombardowaną przez myśliwce izraelskie kwaterę główną Organizacji Wyzwolenia Palestyny w stolicy, Tunisie, przy ulicy Etoile 6, gdzie w roku 1991 przeprowadzałem wywiad z Jasirem Arafatem dla międzynarodowej edycji „Playboya” na dzień przed wyjazdem prezydenta nieistniejącej Palestyny do USA. Podpisał tam z Icchakiem Rabinem porozumienie o wzajemnym uznaniu OWP i Izraela. Zaraz potem kwatera Palestyńczyków przeniesiona została poza Tunezję. Ale to, co się dzieje dziś, nie ma niczego wspólnego z Palestyną.
Agencje piszą, że Tunezyjczycy przełamali barierę strachu. Skorumpowana, policyjna elita władzy komplementowana była przez swoich zachodnich sympatyków jako sprawna administracja stabilnie unowocześnianego państwa. Usypiało to czujność zmęczonego coraz bardziej sukcesami prezydenta.