Świat

M-4 z dzwonnicą

Zamieszkać w kościele? Czemu nie

Kościół metodystów w Västervik. Marie i Christos Sevlidis mieszkają w nim już pięć lat. Kościół metodystów w Västervik. Marie i Christos Sevlidis mieszkają w nim już pięć lat. Erika Stenlund / Polityka
Szwedzki Kościół, do niedawna państwowy, przeżywa kryzys: pustoszeją świątynie i brakuje pieniędzy na ich utrzymanie.
Kościół w Lund przekształcono w muzeum poświęcone astronomowi Tycho Brahe.Anders Blomqvist/Lonely Planet/BEW Kościół w Lund przekształcono w muzeum poświęcone astronomowi Tycho Brahe.
Istotą szwedzkiego sekularyzmu jest to, że ludzie nie wierzą w Boga, ale wierzą w Kościół jako nadal potrzebną im instytucję.Göran (Kartläsarn)/Flickr CC by 2.0 Istotą szwedzkiego sekularyzmu jest to, że ludzie nie wierzą w Boga, ale wierzą w Kościół jako nadal potrzebną im instytucję.

Trzeba zamykać kościoły, a najlepiej wysadzać je w powietrze”. Nie jest to bynajmniej propozycja jakiegoś zapiekłego antyklerykała, lecz jednego z dostojników szwedzkiego Kościoła ewangelickiego, docenta teologii Hansa B. Hammara, który kilka lat temu brany był nawet pod uwagę jako kandydat na arcybiskupa. Kościołów jest za dużo (3384); wiele z nich wykorzystywanych jest zaledwie przez kilka godzin w miesiącu, a na nabożeństwa niedzielne przychodzi tak znikoma liczba parafian, że czasem można ich policzyć na palcach jednej ręki, narzeka. Nie starcza pieniędzy na utrzymywanie pastorów i personelu kościelnego.

Kościół musi się zmierzyć z rzeczywistością. Na większą pomoc państwa nie ma co liczyć. Państwo przeznacza jedynie pół miliarda koron rocznie (ok. 200 mln zł) na konserwację świątyń uznanych za zabytkowe, a ponieważ od lat prawie nie buduje się nowych obiektów, minimalne dotacje na ten cel dostają prawie wszyscy. Państwo pomaga także w ściąganiu podatków kościelnych (ok. 1,7 proc. od podstawowych dochodów) od tych, którzy się na to godzą. W latach dwutysięcznych Kościołowi ubyło około miliona podatników, ale nadal ponad dwie trzecie społeczeństwa, w większości ludzie niewierzący, płaci Kościołowi daninę, ponieważ podatek zapewni im pochówek i uczestnictwo w innych obrzędach, które nabierają coraz bardziej świeckiego charakteru.

Meczet w kościele

O pozbywaniu się niepotrzebnych, a z reguły kosztownych w utrzymaniu kościołów mówiło się od dawna, jednak sacrum Domu Bożego nadal powstrzymuje likwidatorów nawet w tak zsekularyzowanym kraju jak Szwecja. Pomysł Hammara spotkał się z protestami w Kościele. Wikariusz historycznej diecezji Strängnäs, kolebki szwedzkiego protestantyzmu, Johan Dalman uważa, że jest to zamach na historię kraju. Czy z tych samych względów – pyta retorycznie – mamy niszczyć opustoszałe pałace i inne zabytkowe obiekty, które mało kto dzisiaj odwiedza?

Reakcje ludzi, sądząc z wpisów na blogach, są jak zwykle mieszane. Część internautów też uważa, że kościoły są częścią narodowego dziedzictwa i z tego względu gotowi są płacić podatek, chociaż już dawno przestali w cokolwiek wierzyć. Inni uznali, że jest to problem Kościoła i niech sam się martwi, jak zapełnić kosztowne w utrzymaniu obiekty, wznoszone kiedyś z pieniędzy biednych członków parafii.

Domów modlitwy domagają się muzułmanie i często dochodzi na tym tle do lokalnych konfliktów, kiedy przystępuje się do budowy meczetów. Im należałoby przekazywać opustoszałe kościoły, proponują internauci. Wyznawców islamu jest w Szwecji coraz więcej. Ich liczba zbliża się do pół miliona i gdyby porównać ją z liczbą rzeczywiście wierzących w Chrystusa, mogłoby się okazać, że jest to dominująca w Szwecji religia, mimo prowadzących być może do innych wniosków statystyk rejestrujących wpływy podatkowe narodowego Kościoła.

Do burzenia kościołów już zresztą przystąpiono. Pierwszym zburzonym obiektem we współczesnych czasach (nie licząc rozebranych po pożarach i innych katastrofach) był kościół w Maglarp w pobliżu znanego Polakom Ystad. Ta okazała budowla położona na wzgórzu, widoczna od strony Bałtyku, była też punktem orientacyjnym dla żeglarzy. W 2007 r. kościół rozebrano w sto lat po jego poświęceniu, mimo protestów konserwatorów. Same koszty renowacji opustoszałego od kilkudziesięciu lat budynku okazały się wyższe niż budowa znacznie większego obiektu. Wrócił do łask stary średniowieczny kościółek, wcześniej zamknięty, który też nie jest przepełniony. Parafia zarobiła na sprzedaży działki i dobrej jeszcze jakości antycznej cegły z rozbiórki.

Ten sam konserwator zabytków, który sprzeciwiał się burzeniu kościoła w Maglarp, walczy teraz z parafią Landskrony, miasta położonego nad cieśniną Sund naprzeciw Kopenhagi. Władze diecezji zamknęły tam na kłódkę jeszcze starszy kościół, przenosząc zabytkowe wyposażenie, a teraz nie chcą płacić za utrzymywanie obiektu i najchętniej by go usunęły. Podobne starania podejmowane są w wielu parafiach na północy kraju, która powoli się wyludnia.

 

Lokum i sakrum

Od 2000 r., kiedy to doszło do rozwodu państwa z Kościołem, udało się sprzedać ponad 30 obiektów. Część z nich przeszła na własność innych obrządków chrześcijańskich; kościół w Lund przekształcono w muzeum słynnego astronoma Tycho Brahe, a resztę obiektów przebudowano na mieszkania. Marie i Christos Sevlidis są od pięciu lat właścicielami starego kościoła metodystów w Västervik, też nadbałtyckim mieście, ale bliżej Sztokholmu. Pytani przez sąsiadów, czy nie boją się spać w miejscu, w którym odbywały się kiedyś uroczystości pogrzebowe, odpowiadają, że bardziej się boją rosnących kosztów ogrzewania liczącej 300 m kw. powierzchni. Jeśli słychać po nocy jakieś głosy, to są to z pewnością słowa Boga, żartuje Christos.

Zagospodarowanie przestrzeni okazuje się największą przeszkodą w sprzedaży kościołów na mieszkania. Sevlidisowie kupili swój za 1,8 mln koron (ok. 800 tys. zł). Za te pieniądze nie nabyliby nawet o połowę mniejszej willi. W prowincji Medelpad na północy od dwóch lat nie można sprzedać kościoła, którego cena spadła już do 160 tys. koron. W czasopismach fachowych można czasem znaleźć porady, jak przebudować i urządzić dawne sakralne lokale.

Konserwator zabytków Urban Ullenius, który restaurował sztokholmską katedrę przed zeszłorocznymi uroczystościami zaślubin następczyni tronu szwedzkiego, sam nabył kiedyś kościół w turystycznej prowincji Värmland i teraz oferuje usługi projektanckie. W jego „kościele” ołtarz przerobiono na kuchnię, w zakrystii jest łazienka, a główną nawę podzielono na dwie kondygnacje z sypialniami i pokojami do pracy. Ponieważ zewnętrzny wystrój kościoła został z zabytkowych względów zachowany, nieświadomi zmian turyści wchodzą czasem bez uprzedzenia do urządzonego tam mieszkania. Może się to zdarzać coraz częściej, trzeba się więc z góry upewniać, czy to, co wygląda na kościół, rzeczywiście jest jeszcze kościołem.

Administratorzy szwedzkich kościołów usiłują je także ponownie zapełnić, uatrakcyjniając same obrzędy liturgiczne lub organizując imprezy o quasi-religijnym charakterze, jak koncerty muzyki sakralnej czy popularnych w tym kraju chórów kościelnych. Szwedzkim rodzicom jest w zasadzie obojętne, czy ich dzieci zachowają wiarę przodków; Kościół stara się natomiast ściągać młodzież na konfirmację (uroczyste przyjęcie do społeczności wiernych) przez zapraszanie na poprzedzające ceremonię atrakcyjne obozy letnie, czasem w innych krajach. Ludzie, którzy przychodzą nadal na nabożeństwa, częstowani są kawą i ciastkami.

Chociaż dostojnicy szwedzkiego Kościoła biją w dzwony i narzekają na kryzys, w sumie nie jest jeszcze tak źle, skoro nadal ponad 70 proc. ludności dobrowolnie opłaca członkostwo w Kościele. „Wielu badaczy – pisze filozofka Fredrika Spindler w artykule opublikowanym w sztokholmskim dzienniku „Svenska Dagbladet” – podaje w wątpliwość, czy Szwecja jest rzeczywiście tak zsekularyzowanym krajem, jak się powszechnie uważa”.

Chrześcijanie bez Boga

Istotą szwedzkiego sekularyzmu jest to, że ludzie nie wierzą w Boga, ale wierzą w Kościół jako nadal potrzebną im instytucję. A do utraty wiary przyznają się nawet księża. Kościół zaś zapewnia uroczystą oprawę ważnych wydarzeń życiowych, od kolebki po grób. Daje pociechę w chwili załamania czy życiowej katastrofy, spełnia rolę łatwo dostępnej poradni psychologicznej. Bóg do tego nie zawsze jest potrzebny. Szwedzi są chrześcijanami bez Boga, sięgając po określenie, jakiego użył kiedyś Jacek Kuroń w stosunku do siebie.

Kościół szwedzki był przez pięć wieków częścią aparatu państwowego, wykonując wiele funkcji administracyjnych, z opieką socjalną włącznie. I to zrobiło swoje. Kościół nadal podporządkowuje się interesom państwa, chociaż nie stroni od polityki, co uważa się tu za całkiem normalne.

Jezus jest polityczny i Kościół będzie uczestniczył w debacie społecznej, nawet jeśli się będzie musiał opowiadać po stronie opozycji – zadeklarowała Eva Brunne, biskup diecezji sztokholmskiej. Doroczne sesje parlamentu poprzedzane są uroczystymi nabożeństwami w katedrze, co w katolickiej Francji byłoby nie do pomyślenia. Również młodzież szkolna uczestnicząca w lekcjach religioznawstwa (czyli wiedzy o religiach) kończy rok nauki na uroczystości w kościele, co ostatnio zaczęło być jednak krytykowane z uwagi na rosnącą liczbę imigrantów innych wyznań bardziej przywiązanych do symboli.

Kościół szwedzki chce mieć wyznawców we wszystkich partiach, ale jest dzisiaj bardziej lewicowy niż społeczeństwo jako całość, również kulturowo, co spotyka się z krytyką przeciwnej strony sceny politycznej. Małżeństwa jednopłciowe zawierane były przed ołtarzem wcześniej, niż umożliwiła to ustawa. Tegoroczne nabożeństwo przed otwarciem sesji parlamentu opuściła protestacyjnie skrajnie prawicowa partia Demokratów Szwecji, kiedy prowadząca je pastor skrytykowała w kazaniu ich antyimigracyjne nastawienie. Chrześcijańską prawicę reprezentują w Szwecji fundamentalistyczne sekty protestanckie lub inne obrządki z rosnącym ostatnio liczbowo katolicyzmem na czele.

Burzenie i pozbywanie się obiektów sakralnych przyjmowane jest jako znak czasu. W przeszłości zresztą też tak bywało, o czym świadczą zachowane do dziś ruiny, przypomina Jens Wienberg, profesor archeologii na wydziale teologii uniwersytetu w Lund. Zmiany, jakie się obecnie dokonują, można traktować jako zagrożenie lub jako nową możliwość.

Opustoszałe kościoły trzeba użytkować w nowy sposób, postuluje profesor. Tylko fantazja i prawo, które określa np. antykwaryczną wartość niepotrzebnych dzisiaj obiektów, wyznaczają granice, pisze w rozprawie na ten temat. Recyrkulacja, ponowne wykorzystanie zużytych już przedmiotów, powinna, jego zdaniem, dotyczyć także mienia kościelnego. Chociaż świątynie uważane są za dom Boga, nie pozostanie on bezdomny, zapewnia szwedzki teolog.

Polityka 47.2011 (2834) z dnia 16.11.2011; Świat; s. 56
Oryginalny tytuł tekstu: "M-4 z dzwonnicą"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kultura

Czytamy i oceniamy nowego Wiedźmina. A Sapkowski pióra nie odkłada. „Pisanie trwa nieprzerwanie”

Andrzej Sapkowski nie odkładał pióra i po dekadzie wydawniczego milczenia publikuje nową powieść o wiedźminie Geralcie. Zapowiada też, że „Rozdroże kruków” to nie jest jego ostatnie słowo.

Marcin Zwierzchowski
26.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną