Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Jedność w dwóch osobach

Wybory w Palestynie odwołane

Banery wyborcze z palestyńskimi politykami – widok z przejścia granicznego w Rafah. Banery wyborcze z palestyńskimi politykami – widok z przejścia granicznego w Rafah. Asmaa Waguih/Reuters / Forum
Palestyńczycy znów się nie dogadali i odwołali wybory parlamentarne. Skorzystają Izrael i Iran, straci Palestyna.
Choć Hamas i Fatah posługują się tym samym arabskim dialektem, to nie mówią wspólnym językiem. Na fot. wiec Hamasu w Gazie.Yousef Deeb/Wostok Press/Maxppp/Forum Choć Hamas i Fatah posługują się tym samym arabskim dialektem, to nie mówią wspólnym językiem. Na fot. wiec Hamasu w Gazie.

4 maja Zachodni Brzeg i Strefa Gazy miały wreszcie pójść do urn. Miały wybrać wspólny parlament i prezydenta, aby zbliżyć dwa skonfliktowane prawie-państwa i doprowadzić do powstania niepodległej, zjednoczonej Palestyny. Nic z tego, przełomowe głosowanie – trzeci raz w ciągu ostatnich sześciu lat – znów zostało odłożone w nieokreśloną, ale na pewno odległą przyszłość. A wydawało się, że wszystko zostało zapięte na ostatni guzik. W lutym, po mediacji Egiptu i interwencji emira Kataru, przy błogosławieństwie Białego Domu i Unii Europejskiej, Fatah z Zachodniego Brzegu Jordanu i Hamas ze Strefy Gazy ustaliły warunki przyszłego współistnienia. Bez względu na wynik wyborów zamierzały mianować nowy rząd tymczasowy, złożony z bezpartyjnych fachowców.

Co prawda, kto, jak i na jak długo ich wybierze, tego podczas rozmów kairskich nie ustalono, ale przecież Allah jest wielki! Chyba tak wielki, że postanowił oszczędzić bólu głowy obu pertraktującym stronom, które z początkiem kwietnia anulowały głosowanie. Podobno zaważyły ambicje. Hamas pragnął przejąć kontrolę nad ministerstwem spraw wewnętrznych i służbami bezpieczeństwa. Natomiast Fatah nie godził się na odstawienie na boczny tor obecnego premiera Autonomii Palestyńskiej Salama Fayda, który zawsze był cierniem w oku muzułmańskich fundamentalistów z Hamasu. W dokumentach podpisanych w Egipcie sporne kwestie pominięto, bo każda ze stron była przekonana, że sprawy ułożą się po jej myśli już po wyborach. Jakby zapominając, że choć Hamas i Fatah posługują się tym samym arabskim dialektem, to nie mówią wspólnym językiem.

Palestyńczycy nigdy nie zaprzepaścili okazji, by zaprzepaścić okazję – to popularne powiedzenie byłego izraelskiego ministra spraw zagranicznych Aba Ewena nigdy nie było tak aktualne. Zwłaszcza w Izraelu, gdzie egipskie porozumienie wywołało początkowo poważne zaniepokojenie. Jeszcze wczoraj premier Izraela Beniamin Netanjahu mógł w ciągu dnia budować nowe osiedla na Zachodnim Brzegu, a w nocy spać spokojnie, Palestyńczycy kłócili się sami, o co dbał polityczny lider Hamasu Chaled Maszal i przewodniczący Fatahu Mahmud Abbas. Obaj postrzegają Jerozolimę jako przyszłą stolicę wolnej Palestyny, ale na razie każdy z nich ma własną stolicę – jeden w Gazie, drugi w Ramallah.

Tyle tylko, że noga Abbasa nie stawała w Gazie, a Maszal unikał Ramallah niczym zarazy. Nie tylko ze względu na prestiż, ale przede wszystkim w trosce o własne bezpieczeństwo. Większość zwolenników Fatahu w Strefie Gazy wciąż jeszcze siedzi za kratkami, a na Zachodnim Brzegu fundamentaliści muzułmańscy muszą działać w podziemiu. Przywódcy podzielonej Palestyny musieli więc spotykać się w jordańskim Ammanie, w Doha, stolicy Kataru, albo w Kairze. Za każdym razem rozmawiali o wspólnym rządzie wspólnej ojczyzny, często spierali się o szczegóły i ustalali miejsce i datę następnego spotkania. I znów nic z tych spotkań nie wynikło.

Wygranym odroczenia wyborów jest premier Izraela, który bez większego międzynarodowego sprzeciwu dalej może twierdzić, że podzielona Palestyna nie jest żadnym partnerem do rozmów pokojowych: zapomnijcie o likwidacji osiedli, o oddaniu Jerozolimy i wycofaniu się do granic z 1967 r. Dlatego zaraz po „zaprzepaszczeniu okazji” izraelski premier przymknął oczy na przejęcie prywatnego palestyńskiego budynku w Hebronie (mieście na Zachodnim Brzegu) przez nielegalnych osadników.

W tych dniach Izraelski dziennik „Haaretz” opublikował też mapę terenów przeznaczonych dla nowych osadników, zajmują one ponad 10 proc. całego Zachodniego Brzegu. Spora część tego obszaru została rzekomo sprzedana przez palestyńskich, niezidentyfikowanych pośredników. Buduje się na nich 23 nowe osiedla. Lewicowe organizacje praw człowieka wykryły, że w kilku przypadkach rzekomy pośrednik zmarł w Kalifornii w... 1961 r. Rozpatrywanie złożonych w tej sprawie pozwów sądowych trwać będzie lata, a wyroki zapadną w czasie, gdy nikt nie będzie już mógł zmienić faktów dokonanych.

Nikt w Izraelu nie może zapobiec wchłanianiu Zachodniego Brzegu, nie ma ani chęci, ani siły na starcie z uzbrojonymi i zdeterminowanymi zwolennikami włączenia terenów palestyńskich w granice państwa żydowskiego. Samej Autonomii Palestyńskiej, po uszy zanurzonej w odnowiony spór z Hamasem i osłabionej fiaskiem inicjatywy w Radzie Bezpieczeństwa, brakuje sił i środków na jakiekolwiek skuteczne przeciwdziałanie. Wniesiony ostatnio apel do Rady Praw Człowieka ONZ w Genewie o powołanie międzynarodowej komisji śledczej do spraw osadnictwa na Zachodnim Brzegu przypuszczalnie powędruje tam, gdzie umieszczono wnioski komisji sędziego Richarda Goldstone’a badającej niszczycielskie skutki akcji Płynny Ołów: do kosza na śmieci bliskowschodniej historii.

 

 

Jeszcze niedawno Chaled Maszal, szef biura politycznego Hamasu, i Ismail Hanija, przywódca ruchu w strefie Gazy, zacierali ręce z zadowolenia. Fiasko inicjatywy w Radzie Bezpieczeństwa oraz całkowity zastój w rokowaniach z Izraelem przemawiały na niekorzyść Mahmuda Abbasa. W majowych wyborach, gdyby się odbyły, to Hamas miał szanse na zwycięstwo. Tak się przecież zdarzyło podczas wyborów w 2006 r., gdy 4 mln Palestyńczyków zapewniły Hamasowi 74 miejsca w Radzie Legislacyjnej, a Fatahowi tylko 45. Prezydent Abbas musiał wówczas posadzić Ismaila Haniję w fotelu premiera. Ale prawdziwej współpracy w nowych władzach nie było nigdy. Najtwardszą kością niezgody okazało się uznanie państwa żydowskiego i różnice zdań dotyczące polityki wewnętrznej, które paraliżowały sprawne funkcjonowanie Autonomii.

W czerwcu 2007 r. Abbas – przy poparciu mocarstw zachodnich oraz cichym przyzwoleniu całego niemal świata arabskiego – podjął dramatyczną decyzję o rozwiązaniu parlamentu i rządu. Nowym premierem został Salam Fayad, były urzędnik Banku Światowego i jeden z nielicznych palestyńskich polityków mile widzianych w Białym Domu. Dzisiaj Fayad uważany jest za człowieka, który zlikwidował korupcję na Zachodnim Brzegu i w dużej mierze uzdrowił tamtejszą gospodarkę (POLITYKA 27/10).

Po tamtym przewrocie Ismail Hanija wrócił do Gazy, gdzie stworzył własne struktury rządowe. Praktycznie powstały dwa odrębne, wrogie państwa palestyńskie. Mimo iż w Strefie Gazy islam ogłoszony został rygorystycznie przestrzeganą religią państwową, a nieubłagana walka z syjonizmem najważniejszym celem politycznym i militarnym, nawet najbardziej muzułmańskie państwa arabskie nie udzieliły Ismailowi Haniji i Chaledowi Maszalowi poparcia moralnego ani pomocy finansowej. Nie wsparło ich nawet Bractwo Muzułmańskie, które – według wszelkich znaków – wkrótce przejmie władzę w Egipcie.

Hamas nie mógł oferować Bractwu niczego poza kłopotami w stosunkach z Unią Europejską i Stanami Zjednoczonymi. À propos: nie wiadomo, jakie stanowisko zająłby amerykański Kongres, gdyby jednak do wyborów doszło i Hamas współrządził z Fatahem, nie rezygnując przy tym ze swego politycznego kredo. Gospodarka Autonomii Palestyńskiej, zarządzana na co dzień przez Fatah, otrzymuje z USA miliard dolarów rocznie, jej siły bezpieczeństwa wewnętrznego, kształcone w Jordanii przez amerykańskiego generała Keitha Daytona, zasilane są dodatkową sumą 450 mln. Równocześnie uchwały Kongresu uniemożliwiają finansowe wspieranie Hamasu.

Beneficjentem odroczonych wyborów są także Syria i Iran, które wzięły Hamas pod opiekuńcze skrzydła. Iran i Syria, dla których Biały Dom nie jest pępkiem świata, szukają zdecydowanego na wszystko sojusznika i znalazły go właśnie w Gazie. Damaszek udzielał gościny politycznemu kierownictwu Hamasu, a tak bardzo potrzebne Hamasowi pieniądze i broń przemycano z Teheranu. Krwawe wydarzenia w Syrii postawiły Hamas przed dodatkowym trudnym dylematem. Gdy Baszar Asad domagał się zorganizowania popierających go demonstracji w palestyńskich obozach uchodźców, biuro polityczne Chaleda Maszala ostentacyjnie opuściło Damaszek i poszło na tułaczkę po innych krajach arabskich. Hamas nie mógł sobie pozwolić na wspieranie alawickiego reżimu w starciu z sunnicką ludnością i z syryjskim odłamem Bractwa Muzułmańskiego.

Maszal, który ma jordański paszport, przeniósł się do Ammanu, stolicy Jordanii. Jego zastępca Musa Abu Marzuk przeprowadził się z rodziną do Kairu. Nową tymczasową siedzibą Biura Politycznego będzie, przypuszczalnie, Doha, stolica Kataru. Tamtejszy emir Hamad ibn Chalifa as-Sani nie kieruje się sympatiami ideowymi, chciałby raczej ze swojego małego państwa kształtować politykę na Bliskim Wschodzie. Jego główną siłą nie jest po uszy uzbrojona armia ani pieniądze z gazu i ropy, lecz telewizja Al Dżazira, w dużej mierze kształtująca arabską opinię publiczną.

Maszal i Hanija to doświadczeni politycy, którzy nie są skłonni stawiać wszystkiego na tę jedną kartę. Kiedy pojednanie z Fatahem i stworzenie wspólnego rządu było jeszcze aktualne, nie wykluczali opcji irańskiej. Arabski dziennik „Al Kuds”, wychodzący we wschodniej Jerozolimie, twierdzi, że wbrew naciskom przywódców Kataru, Bahrajnu i Kuwejtu Chaled Maszal przyjął zaproszenie Ahmadineżada, z którym spotkał się w Teheranie. Wymowa spotkania jest jasna: nie mając pewności, że rząd palestyński z Haniją na czele przestanie być bękartem rodziny narodów, Hamas musi tańczyć na dwóch weselach.

Polityka 19.2012 (2857) z dnia 09.05.2012; Świat; s. 60
Oryginalny tytuł tekstu: "Jedność w dwóch osobach"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną