Niespełna tydzień po skazaniu Andersa Breivika w Norwegii rusza inny proces – polityczne rozliczenie premiera Jensa Stoltenberga. We wtorek szef rządu stanął przed parlamentem, by wyjaśnić zaniedbania państwa podczas podwójnego zamachu w Oslo i na wyspie Utøya. Podstawą rozliczeń jest raport tzw. komisji 22 lipca, powołanej na wniosek Stoltenberga. Wynika z niego, że atak bombowy na dzielnicę rządową można było udaremnić, a w masakrze obozu letniego młodzieżówki Partii Pracy zginęłoby znacznie mniej osób, gdyby policja nie zwlekała z dotarciem na miejsce. Minister sprawiedliwości i szef policji już podali się do dymisji, po publikacji raportu opozycja żąda też głowy premiera.
Stoltenberg ma stabilną większość w parlamencie, ale za rok i tak czekają go wybory, a w nich bardzo prawdopodobna klęska Partii Pracy. Liderka Partii Konserwatywnej Erna Solberg dogania go w sondażach, zyskuje też populistyczna Partia Postępu, której po zamachach wielu wróżyło koniec, gdyż Breivik przez sześć lat nosił jej legitymację. Ale szefowa populistów Siv Jensen złagodziła antyimigrancką retorykę, a Solberg ogłosiła, że jest gotowa wejść z nią w koalicję, co wcześniej wykluczała. Norwegowie nie protestują – większość z nich chce, by obecny premier dokończył kadencję, ale uważają też, że jego partia nie radzi sobie z problemem imigracji.