Rola Piscine’a Patela – chłopca, który razem z tygrysem bengalskim spędził na morzu 227 dni – wymagała wiele. Strach związany z przebywaniem na łodzi, gdy niebezpieczne fale próbują cię połknąć? Nietrudno było go odczuć, gdy człowiek dopiero co nauczył się pływać. Gwałtowne chudnięcie? Sam go doznawał, nie jedząc prawie nic, poza tuńczykiem; w filmie można policzyć jego żebra. Wyczerpanie i depresja związane z oddaleniem od domu? Gdy jest się głodnym i zmęczonym po kilku godzinach zdjęć w olbrzymim rezerwuarze zimnej wody na opuszczonym lotnisku na Tajwanie, nie trzeba nawet specjalnie uruchamiać wyobraźni. – Wszystko to wydawało mi się jak najbardziej prawdziwe – mówi Śarma z uśmiechem. – Po prostu próbowałem przetrwać, byłem wykończony, nie miałem pojęcia, co robić.
W pewnej mierze to luksus oglądać nieznanego wcześniej nastolatka w tak dużej roli – nie rozprasza nas ani wiedza o jego życiu prywatnym, ani poprzednie role (dzięki temu jest tak wiarygodny w roli Pi). Zawdzięcza to głównie własnemu talentowi. Aż trudno uwierzyć, że podczas kręcenia części filmu miał zaledwie 17 lat (obecnie ma 19) i że była to jego pierwsza rola aktorska. – Raz czy dwa razy wystąpiłem w szkole – mówi z szerokim uśmiechem. – Kiedyś zagrałem drzewo, nie spodziewałem się więc, że będę dobrym aktorem.
Druga szansa
Wzrusza wyraźnie widoczny entuzjazm Śarmy do tego wszystkiego: wywiadów, premier, całego cyrku promocyjnego. Wydaje się zupełnie wolny od skłonności do zastanawiania się, jak inni go odbierają. W jednej chwili się śmieje, w innej zaskakuje delikatnością i refleksyjnością. Na pytania dotyczące religii – wiara jest centralnym wątkiem filmu Anga Lee i powieści Yanna Martela, w której syn dyrektora zoo i tygrys przeżywają zatonięcie statku – odpowiada z głębokim zastanowieniem.
Pełna wersja artykułu dostępna w 1 numerze "Forum".