Przed planowanymi na 11 i 12 stycznia wyborami prezydenckimi w Czechach największą szansę na wygraną sondaże dają byłemu premierowi Miloszowi Zemanowi. Obok Zemana liczy się też były premier, ekonomista Jan Fischer. Faworytem jest jednak Zeman, bo choć teraz obaj politycy idą łeb w łeb, w drugiej turze, zaplanowanej na 25 i 26 stycznia, to on ma większe szanse. Jeśli mu się uda, będzie trzecim w historii prezydentem Czech, a przy tym pierwszym wybranym w głosowaniu powszechnym (dotychczas prezydentów Czech wybierało Zgromadzenie Narodowe).
Zeman był premierem socjaldemokratycznego rządu w latach 1998–2002. Potem wycofał się z polityki i zapowiedział, że resztę życia spędzi w swojej leśniczówce, obejmując drzewa. Nikt w to jednak za bardzo nie wierzył, bo Zemana ciągnęło do wielkiej polityki jak wilka do lasu. Wskazywały na to kolejne jego manewry i alianse. A teraz wraca, niesiony na fali lewicowych haseł oraz szczególnego, osobistego uroku. Czaruje wyborców m.in. celowo kultywowanym imagem „typowego Czecha”, chwali się zamiłowaniem do piwa i tłustego jedzenia, jowialnie żartuje z własnej tuszy. I to działa, jakkolwiek czeskie elity tego stereotypu nienawidzą, stąd m.in. niechęć większości mediów do Zemana.