Urodził się w Australii, mieszkał w Berlinie, Londynie i Sao Paulo. Przez ostatnie 10 lat stał się jednym z największych celebrytów w angielskim nadmorskim Brighton. Lokalna gazeta nie nazywa go inaczej niż Cave – Król Rocka. Nie można go nie zauważyć, gdy pojawia się na ulicy, bo zawsze ubrany jest z wyszukaną elegancją. Spotkałem go kiedyś w supermarkecie budowlanym Homebase – i nawet tu zwracał uwagę strojem. Kilka lat temu z wyższością prychnął na dziennikarza, który zapytał, dlaczego nie nosi dżinsów i sportowych butów, choćby w weekendy.
Trzeźwiejąc w Brighton
Brighton znalazło się nawet na jego nowej płycie „Push the Sky Away”. Zdjęcie na okładkę zrobiono w sypialni. Widać na nim jego żonę, modelkę Susie Bick, nago. Nick Cave z bólem wyjaśnia, że to nie był jego pomysł. Wtargnął przypadkiem do pokoju, gdy odbywała się sesja fotograficzna żony dla francuskiego magazynu. Fotograf nacisnął migawkę i było po wszystkim. – Szczerze mówiąc, miałem większe opory niż ona przed zamieszczeniem tego zdjęcia.
Miasto Brighton przeniknęło także do słów jego piosenek. W „Jubilee Street” pojawiają się nazwy takich miejsc jak salon fryzjerski Headmasters’ czy biblioteka Jubilee, tworząc dość niezwykle sąsiedztwo z innymi typowymi dla Cave’a piosenkami o przemocy, seksie i wizjach Armagedonu. Cave to główny rockowy piewca końca świata, zdolny dostrzec jego zapowiedź w najmniej oczywistych miejscach. – Pisanie esemesów jest na pewnym poziomie znakiem apokalipsy – komentuje tytuł pierwszego singla z nowej płyty, „We No Who U R”. – To redukcja. Może ostatnia książka, ostatnia rzecz, jaka kiedykolwiek zostanie napisana, będzie jedynie pożegnaniem, zapisanym skrótowym językiem esemesów.
Fragment artykułu pochodzi z najnowszego 9 numeru tygodnika FORUM w kioskach od poniedziałku 4 marca 2013 r.