Radosław Korzycki: Reduta amerykańskiego dziennikarstwa śledczego i symbol niezłomności w branży dziennik „Washington Post” po siedmiu latach strat finansowych został sprzedany biznesmenowi Jeffowi Bezosowi. Czy ta transakcja oznacza, że tradycyjne, drukowane media da się uratować w dotychczasowej formie?
William Grueskin*: Przede wszystkim byłbym ostrożny z wyrokowaniem, że poważne gazety prowadzone przez odpowiedzialnych i profesjonalnych redaktorów są skazane na katastrofę. Poza tym transakcja sprzedaży „Washington Post” nie oznacza, że gazecie tej uda się wyjść z długów. Natomiast na pewno mamy do czynienia z symboliczną fuzją tradycji z tzw. „nowymi pieniędzmi”. Oto człowiek, który zbił krocie na Internecie, postanowił zainwestować w medium jakie dotychczas przegrywało z internetową konkurencją.
A może to cynizm? Jakiś okolicznościowy kaprys? Fundacja Melindy i Billa Gatesów wspiera tradycyjne dziennikarstwo poprzez m.in. subsydiowanie korespondentów. Bezos z pewnością filantropem nie jest. Czy gazetom nie zagraża, że staną się placem zabaw zamożnych przedsiębiorców?
Bezos jest z pewnością bardzo bogaty. „Washington Post” kupił za mniej niż jeden procent własnego majątku. Rzeczywiście nie dał się na razie poznać jako dobroczyńca. Ale z drugiej strony to jest biznesmen, który umie zarabiać i raczej nie powinien robić z gazety swojego folwarku, bo to by ją skazywało na klęskę. Z kolei mechanizmy kontroli na amerykańskim rynku mediów na tyle sprawnie działają, że o rażących próbach naruszenia niezależności redakcji albo nieetycznym lobbingu od razu zrobiłoby się głośno, co rykoszetem uderzyłoby w wydawnictwo. Tymczasem szef Amazona inwestuje, tak jak cztery lata temu Carlos Slim w „New York Timesa”, czy ostatnio właściciel drużyny baseballowej John W. Henry, który kupił „Boston Globe”. Po prostu żeby zarabiać. Kaprys były wtedy, gdyby kupił sobie jacht, albo całą flotę.
Ale zarabianie na stratnym siedem lat z rzędu przedsiębiorstwie wiąże się z cięciami kosztów, możliwe że nawet ze zwolnieniami grupowymi, co może wpłynąć na jakość gazety. Czy to nie zagrozi jej prestiżowi głównego, patrzącego władzy na ręce arbitra?
Nie. To akurat są dwie różne sprawy. W USA i w Europie gazety przecież od zawsze były w prywatnych rękach i właściciele chcieli na nich zarabiać. Problem dostrzegam gdzie indziej. Przy zawarciu transakcji oczywiście ogłoszono, że to jest prywatna inwestycja Bezosa, bez związku z korporacją zarządzającą Amazonem. Ale trudno przecież oddzielić interesy prezesa od działań firmy, a Amazon zawarł ostatnio wartą 600 mln dol. umowę z rządem USA o świadczeniu usług CIA. Zastanawiam się, jak się zachowa gazeta, której obowiązkiem jest wyłapywać ewentualne nieprawidłowości w działaniu czy nadużycia służb wywiadowczych, gdy takie śledztwo dziennikarskie może uderzać we właściciela wydawnictwa? Dostrzegam tu pewne zagrożenie dla niezależności tego medium.
A brak profesjonalizmu nie jest dla wolności słowa zagrożeniem? Amerykański „Newsweek” po zamknięciu papierowego wydania zwolnił pokaźną część redakcji, co niemal od razu odbiło się na jego jakości. Na miejsce tradycyjnych mediów wchodzą internetowe, często amatorskie serwisy informacyjne czy blogi.
Sytuacja nie jest aż tak oczywista, że po szlachetnej drukowanej prasie przychodzi zły i wulgarny Internet. Moim zdaniem można pozostać profesjonalistą w sieci. Weźmy przykład Huffington Post. Firma dziś zatrudnia na stałe ledwie kilka osób, za to pokaźna sieć bardzo kompetentnych współpracowników czyni z tego serwisu jedno z najpoważniejszych mediów. Natomiast gdybym wiedział, jak przeciwdziałać spadkowi czytelnictwa tradycyjnych gazet i równoczesnemu gwałtownemu obniżeniu dochodów z reklam, pewnie bym zarobił na tym dużo pieniędzy. Cała branża jest w panice. Amerykańskie gazety zaczęły poszukiwać menedżerów ze świata nowych technologii, aby ci znaleźli jakąś magiczną formułę na ocalenie. Jednak dotychczas nikt jej nie znalazł. Magazyn „Forbes” przewiduje, że „New York Times” upadnie przed końcem 2015 r.
Wzorzec Huffington Post nie łatwo jest na razie powtórzyć. Zarabianie na internetowych serwisach jest w dalszym ciągu bardzo trudne...
Trudne, ale nie niemożliwe. Dziewięć lat temu Poynter Institute opublikował raport, z którego wynikało, że dochody z subskrypcji i reklam w serwisach on-line dorównają tym dochodom wydawnictw drukowanych w ciągu 14 lat. Ale potem przyszła recesja i rynek się zupełnie zmienił. Moim zdaniem redakcje prasowe nie do końca zbadały swoje możliwości rynkowe, za to z góry krzywo patrzą na jakąkolwiek konieczność przystosowania się do nowych okoliczności. Skoro gazety stoją na skraju przepaści, trzeba zdać się na eksperyment.
Jaki?
Wydawcy dalej traktują Internet jako coś gorszego, rezerwują najważniejsze teksty i newsy dla papierowych wydań. To się powinno zmienić. Po drugie dziennikarze powinni zrozumieć, że nie wszystko co robią musi skończyć się sukcesem. Na jeden udany produkt w Internecie przypada kilka porażek. Trzeba się z tym oswoić. To jest czas wielkiej próby.
***
William Grueskin jest dziekanem Columbia School of Journalism, jednej z najbardziej prestiżowych w USA szkół dziennikarskich. Karierę zaczynał pod koniec lat 70. jako korespondent amerykańskiej prasy z Rzymu. Potem pracował w „The Tampa Tribune” i „Miami Herald”. W 1995 r. związał się z „Wall Street Journal”. W 2001 r. został szefem internetowego wydania tego dziennika. Jest współautorem raportu na temat przyszłości mediów elektronicznych „The Story So Far: What We Know About The Business od Digital Journalism”.