Świat

Od wąsa Hitlera do brody Conchity

Różne oblicza Austrii

Fani nowej bohaterki narodowej Austrii wiwatują po ogłoszeniu werdyktu. Fani nowej bohaterki narodowej Austrii wiwatują po ogłoszeniu werdyktu. Jens Astrup/AFP / East News
Zwycięstwo młodej drag queen na Eurowizji dało Austriakom dobre samopoczucie. Narodowy rachunek sumienia znów mogą odłożyć na później.
Na fali sukcesu Conchity Wurst, współrządzący socjaldemokraci domagają się wzmocnienia praw mniejszości seksualnych.TZ Osterreich/Splash News/East News Na fali sukcesu Conchity Wurst, współrządzący socjaldemokraci domagają się wzmocnienia praw mniejszości seksualnych.

Móc pokazać się fanom na balkonie Urzędu Kanclerskiego w Wiedniu – bezcenne. Starsi Austriacy pamiętają, że 42 lata temu ten wielki zaszczyt spotkał wybitnego narciarza Karla Schranza. Teraz w ten sam sposób wyróżniono Conchitę Wurst, zwyciężczynię niedawnego Konkursu Piosenki Eurowizji. Kraj, w którym wciąż prawie dwie trzecie mieszkańców to katolicy, czci 25-letnią drag queen z brodą, w spódnicy i z długimi paznokciami. „Europa kocha naszą Conchitę” – obwieściła na pierwszej stronie bulwarówka „Neue Kronen Zeitung”. Niedowierzanie miesza się z radością i dumą. Bo skoro Conchita jest ich, to i oni, Austriacy, mogą czuć się kochani.

U Austriaków głód uznania za granicą jest ogromny – przyznaje Martin Pollack, pisarz i tłumacz polskiej literatury. Od lat ten mały kraj próbuje zaprezentować się światu jako ojczyzna Alp, Wolfganga Amadeusza Mozarta i Opery Wiedeńskiej. Próbuje dość skutecznie, ale taki wybór strategii marketingowej ma oczywiste ograniczenia. – Austria nie uchodziła do tej pory za odlotowy, otwarty kraj – tłumaczy Gert Korentschnig, zastępca redaktora naczelnego dziennika „Kurier”. – Dopiero dzięki Conchicie Wurst, choćby na krótki czas, pokazała się Europie jako kraj tolerancji.

Zmory Freuda

W ostatniej dekadzie Austria nie miała dobrej prasy. W 2004 r. republiką wstrząsnęła afera w St. Pölten. Media pisały, że w tamtejszym seminarium duchownym dochodziło do homoseksualnych orgii, a na twardych dyskach komputerów znaleziono materiały z pornografią dziecięcą. Dwa lata później świat usłyszał o Nataschy Kampusch, uprowadzonej i przez ponad osiem lat przetrzymywanej przez porywacza w piwnicy pod Wiedniem. W 2008 r. wybuchła sprawa Josefa Fritzla z Amstetten, który przez niemal ćwierć wieku więził i gwałcił własną córkę, płodząc z nią siedmioro dzieci. Nie przypadkiem ożyła pamięć o austriackich psychoanalitykach Zygmuncie Freudzie i Bruno Bettelheimie (urodził się i kształcił w Wiedniu), którzy z pasją penetrowali najgłębsze i najmroczniejsze zakamarki ludzkich umysłów.

Potworne historie skutecznie przyćmiły piłkarskie mistrzostwa Europy w 2008 r., których Austria była współorganizatorem. Inna sprawa, że gospodarze szybko pożegnali się z tym turniejem. Austria od lat nie jest piłkarską potęgą. Na mundialu po raz ostatni wystąpiła w 1998 r. i nie wygrała wówczas ani jednego meczu. Nawet na tegorocznej olimpiadzie zimowej w Soczi Austriacy rozczarowali. Dziewiąte miejsce w klasyfikacji medalowej trudno uznać za szczyt możliwości tego górzystego kraju. Dość powiedzieć, że lepiej wypadła Białoruś.

Wobec braku sukcesów sportowych z pocałowaniem ręki przyjmowany jest sukces na festiwalu Eurowizji – tłumaczy Pollack. – To balsam dla austriackiej duszy, która ciągle cierpi na kompleks niższości, zwłaszcza wobec niemieckiego wielkiego brata – ocenia pisarz.

W połowie XIX w. mogło się wydawać, że to wiedeńscy Habsburgowie – a nie berlińscy Hohenzollernowie – zjednoczą ziemie niemieckie pod swoim berłem. W 1866 r. Austriacy zostali jednak upokorzeni przez Prusaków w bitwie pod Sadową. Później było już tylko gorzej. Klęska w pierwszej wojnie światowej przyniosła rozpad ogromnej monarchii Habsburgów. Z państwa rozciągającego się od Adriatyku po Karpaty została mała republika nad Dunajem. Tak mała, że już nigdy nie miała szans wyjść z cienia Niemiec. PKB całej Austrii jest dziś mniejszy niż niejednego niemieckiego landu.

W obliczu niekwestionowanej przewagi potężnego sąsiada Wiedeń celebruje każdy prestiżowy sukces, choćby sportowy. Tak jak my wciąż rozpamiętujemy zwycięski remis z Anglią sprzed ponad 40 lat, tak Austriacy do znudzenia odgrzewają pyrrusowe zwycięstwo nad piłkarską reprezentacją RFN z 1978 r. Ta wygrana nic im nie dała, ale przynajmniej dołożyli Niemcom.

Owszem, także później zdarzały się międzynarodowe sukcesy Austriaków. Często jednak odnosili je ci, którzy nie bali się bolesnych rozliczeń i zaglądania do mrocznych zakamarków austriackiej duszy – jak noblistka Elfriede Jelinek czy reżyser Michael Haneke. W kraju tacy jak oni niekoniecznie byli i są kochani. Padały pod ich adresem zarzuty, że kalają własne gniazdo. Entuzjazmu nie było też, gdy pięć lat temu za żarty z Austriaków zabrał się brytyjski aktor i komik Sacha Baron Cohen. Promując film „Brüno”, ogłosił bowiem, że chce zostać najsłynniejszym Austriakiem od czasów Adolfa Hitlera.

Bez rozliczeń

Siedmioletni okres, gdy Austria była częścią III Rzeszy, wspomina się tutaj niechętnie. – Austriacy lubią być przez wszystkich kochani. Z tego powodu ukrywają te karty ze swojej przeszłości, które nie przynoszą im chluby – mówi Martin Pollack.

Wstydliwe lata 1938–45 zbywano tłumaczeniem, że Austria to pierwsza ofiara narodowego socjalizmu. „Przez siedem lat Austriacy usychali pod rządami Hitlera” – zarzekał się Leopold Figl, pierwszy powojenny kanclerz tego kraju. Nie chciano pamiętać, jakiej narodowości był niesławny dyktator. Ani tego, że w 1938 r. ogromna większość Austriaków poparła anszlus.

„Austriacy byli nadproporcjonalnie reprezentowani w SS i administracji obozów koncentracyjnych” – wskazywał tymczasem Tony Judt, nieżyjący już historyk, autor głośnej książki „Powojnie”. Austriakami byli m.in. znany z „Listy Schindlera” Amon Göth, komendant obozu w Płaszowie, Franz Stangl, komendant Treblinki i Sobiboru, czy lekarz Aribert Heim, autor okrutnych eksperymentów pseudomedycznych na więźniach Mauthausen. W Austrii wychował się również Adolf Eichmann, nazywany architektem Holocaustu. W sumie w tym kraju, liczącym wówczas niespełna 7 mln mieszkańców, ok. 700 tys. osób należało do nazistowskiej NSDAP.

Rozliczenia z nazizmem były mimo to płytsze niż w Niemczech. Zwolniono kilkadziesiąt tysięcy urzędników, wykonano trzydzieści wyroków śmierci. Ci, których sprawiedliwość nie dopadła tuż po wojnie, na ogół mogli spać spokojnie. W 1972 r. w Wiedniu uniewinnieni zostali Walter ­Dejaco i Fritz Karl Ertl, projektanci komór gazowych i krematoriów Auschwitz.

Nawet politycy głównego nurtu woleli nie zadzierać z byłymi nazistami, licząc na ich głosy. Najdalej posunął się jednak Jörg Haider, który chwalił politykę zatrudnienia z czasów III Rzeszy i bronił weteranów Waffen SS. W 2000 r. jego Wolnościowa Partia Austrii (FPÖ) weszła do rządu, co wywołało międzynarodowy skandal. Kolejny wybuchł pięć lat później, gdy Parlament Europejski przyjmował rezolucję z okazji 60 rocznicy wyzwolenia Auschwitz. Andreas Mölzer, europoseł FPÖ, wstrzymał się wówczas od głosu. Tłumaczył m.in., że dzisiejsza Republika Austrii nie ponosi współodpowiedzialności za Holocaust.

Nieodrobiona lekcja historii mści się do dziś. Prawie co trzeci Austriak (29 proc.) tęskni za silnym przywódcą, który nie musiałby się troszczyć o wyniki wyborów i decyzje parlamentu. Większość (56 proc.) jest zdania, że powinno się zakończyć dyskusję o drugiej wojnie światowej i Holocauście – wynika z tegorocznego reprezentatywnego sondażu przeprowadzonego na zlecenie Funduszu Przyszłości Republiki Austrii. W pierwszej trzydziestce krajów, których mieszkańcy najczęściej odwiedzali w 2013 r. Auschwitz-Birkenau, są m.in. Australia, Portugalia i Singapur. Austrii nie ma. A jednak podczas Eurowizji telewidzowie i jurorzy z Izraela przyznali Conchicie Wurst maksymalną liczbę punktów. Gert Korentschnig z „Kuriera” nazywa to światową sensacją.

„Czy to teraz »ono«, »on« czy »ona«? – drwił nie tak dawno z artystki lider FPÖ Heinz-Christian Strache. – Jeśli Wurst sam nie wie, to ja tym bardziej”. FPÖ jest dziś w Austrii trzecią siłą polityczną w kraju – zaraz za socjaldemokratami i chadekami. We wrześniowych wyborach parlamentarnych zdobyła co piąty głos. W niedzielnych wyborach do Parlamentu Europejskiego powinna powtórzyć ten wynik. Wolnościowcy chętnie odwołują się do strachu przed imigrantami i niechęci wobec mniejszości seksualnych. Strache chwalił za odwagę artystę Alfa Poiera, który Conchitę Wurst widziałby na kozetce u psychoterapeuty, a nie na festiwalu Eurowizji. W dodatku nie została wyłoniona demokratycznie. O tym, kto będzie reprezentował Austrię, zdecydowała bowiem publiczna telewizja ORF, a nie telewidzowie w es­emesowym głosowaniu.

Luźniej nad Dunajem

Po finale konkursu krytycy są jednak w defensywie. Na lotnisku w Wiedniu zwycięską Conchitę Wurst witały tłumy fanów. Powiewały flagi Austrii i w kolorach tęczy. Niektórzy demonstracyjnie przykleili lub wymalowali sobie brody. Media nad Dunajem piszą wręcz o wurst­manii. – Radość, jaka zapanowała w całym kraju z powodu sukcesu brodatej drag queen, pokazała, że w ostatnich latach coś się zmieniło w austriackim społeczeństwie – uważa Martin Pollack.

Austria nigdy nie była w awangardzie przemian obyczajowych. Jednocześnie trudno jej zarzucić, że jest w ich ogonie. Od 2010 r. pary homoseksualne w Austrii mogą zawierać rejestrowane związki partnerskie. Od lata ubiegłego roku osoby żyjące w takich związkach mają prawo adoptować rodzone dzieci drugiego z partnerów. Teraz, na fali sukcesu Conchity Wurst, współrządzący socjaldemokraci domagają się dalszego wzmocnienia praw mniejszości seksualnych. Chadeccy koalicjanci nie mówią „nie”.

„Katolicka Austria nie ma specjalnego problemu z lesbijkami i gejami” – mówi dziś nawet Kurt Krickler, sekretarz generalny stowarzyszenia Inicjatywa Homoseksualna w Wiedniu (HOSI). Zwycięstwo Conchity Wurst Krickler nazwał „bardzo pozytywnym” wydarzeniem. Choć zastrzega, że część Austriaków i tak zachowa swoje uprzedzenia. Z kolei Karl Fluch, dziennikarz gazety „Der Standard”, nie ukrywa, że „Austria pozostaje konserwatywnym krajem”. Ale już w Wiedniu, prawie dwumilionowej stolicy, zupełnie tego nie widać.

Nawet władza wyraźnie zmienia oblicze. Szefem austriackiej dyplomacji jest dziś Sebastian Kurz – zaledwie 27-latek, który dla kariery w polityce przerwał studia prawnicze. W ubiegłorocznych wyborach parlamentarnych zdobył najwięcej głosów w całym kraju. „Gratulacje dla Conchity Wurst” – napisał na Twitterze. „Piękny dzień dla Austrii!” – tak z kolei sukces na festiwalu Eurowizji skomentował prezydent Heinz Fischer. W podobnym tonie wypowiedzieli się inni czołowi politycy. Nawet Strache przemógł się i na Face­booku zamieścił krótkie: „Gratuluję”. Kabareciarz ­Michael Niavarani od razu zażartował, że lider FPÖ był już nawet widziany w damskim przebraniu. W końcu czego się nie zrobi, by wygrać wybory?

Polityka 21.2014 (2959) z dnia 20.05.2014; Świat; s. 49
Oryginalny tytuł tekstu: "Od wąsa Hitlera do brody Conchity"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną