Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Bruksela zniosła sankcje wobec Białorusi

RIA Novosti Kremlin/AP / Fotolink
Łukaszenka poradził sobie bez finansowej pomocy UE, udowadniając, że sankcje nie są najlepszym sposobem prowadzenia polityki.

Aleksander Łukaszenka, prezydent Białorusi, może powiedzieć: bingo! Bruksela zniosła właśnie sankcje, jakimi objęto Mińsk w 2011 r. po tym, jak białoruski prezydent rozprawił się z opozycją, w tym ze swoimi byłymi konkurentami do najwyższego urzędu w państwie, którzy odważyli się z nim rywalizować.

Srogie represje, bicie, areszty i wyroki nie mogły przejść bez echa. Bruksela uchwaliła embargo na handel bronią i zamrożenie aktywów firm finansujących reżim. Na teren UE nie mogli wjechać białoruscy funkcjonariusze (w sumie 174 osoby) z prezydentem Łukaszenką na czele. Unia domagała się zwolnienia wszystkich więźniów politycznych, także dziennikarza Andrzeja Poczobuta, zaprzestania represji wobec niezależnych mediów i inwigilacji zachodnich dyplomatów.

Łukaszenka oczywiście odszczeknął się Brukseli, wyraźnie wskazując, że sankcjami przejmuje się niewiele, jest suwerennym szefem państwa, wybranym większością głosów, i nie życzy sobie zewnętrznej ingerencji w sprawy domowe.

Lata mijały, sankcje trwały, a Łukaszenka był persona non grata na unijnych salonach. Wiele się tym nie przejmował, jak mógł, obchodził zakazy. Kiedy nie mógł pojechać na narty do Austrii, kazał wznieść odpowiednio wysoki stok w pobliżu Mińska. To był jego popisowy numer. Kontakty z Unią, także gospodarcze i finansowe, zastąpił zacieśnieniem relacji z Moskwą.

Nikt się Łukaszenką specjalnie w Brukseli nie zajmował.

Ale Aleksander Łukaszenka zaskoczył. Kiedy trwał kryzys na Ukrainie, najpierw nie poparł rosyjskiej aneksji Krymu, a potem wielokrotnie krytycznie wypowiadał się o rosyjskich działaniach w Donbasie. Zaproponował też pomoc w mediacjach.

We wrześniu 2014 r. w Mińsku odbyły się pierwsze rokowania pokojowe, nazwane potem Mińsk 1, a w lutym 2015 r. w stolicy Białorusi podpisano porozumienie Mińsk 2.

Łukaszenka pełnił honory pana domu, witał europejskich przywódców: Angelę Merkel oraz prezydenta Francji François Hollande’a, a także ukraińskiego prezydenta Petra Poroszenkę i oczywiście Władimira Putina. Bez kompleksów, jakby nigdy nic. Wreszcie reflektory były zwrócone na niego. Wreszcie zaistniał, i to w pozytywnym kontekście, co nie zdarzyło się przecież od lat. Mińsk był przez kilka dni na pierwszych stronach mediów: tylko tutaj mogli się spotkać negocjatorzy, skoro niektórzy z nich nie mieli prawa wjazdu na teren UE.

Potem nadeszło ocieplenie, Łukaszenka zwolnił politycznych więźniów, także Michała Statkiewicza, najdłużej przetrzymywanego opozycjonistę, byłego kandydata na prezydenta.

Nie prześladował też swoich oponentów, kontrkandydatów w kolejnych wyborach, czym mile zaskoczył Europę. W październiku 2015 r. Bruksela zawiesiła sankcje wobec Białorusi, a dziś je zniosła. Zakazem wjazdu objętych jest nadal jedynie kilku (czterech) funkcjonariuszy, podejrzanych o udział w zniknięciu opozycyjnych działaczy. Nigdy się nie odnaleźli i pewnie nie żyją. Łukaszenka może jeździć na narty w Alpy i nie tylko, pewnie wnet będzie brylował na salonach politycznych. Utrzymano też zakaz handlu bronią.

Nie da się ukryć, że to sukces białoruskiego prezydenta: poradził sobie bez finansowej pomocy i zbliżenia z Europą. Nieważne jak, ale dał radę. Poszukał nowych sojuszy. Nowych kredytodawców, nowych inwestorów. Nie można powiedzieć, że Białoruś jest w rozkwicie, ale też nie zbankrutowała.

Bruksela natomiast mogła się przekonać, że sankcje to nie jest najlepszy sposób prowadzenia polityki. Niewiele dało objęcie nimi Serbii, poza wpędzeniem tego kraju w kłopoty gospodarcze, z jakich teraz ta sama Unia musi Belgrad wyciągać, i zacieśnienie relacji z Moskwą, potrzebne jak dziura w bucie.

Sankcje nie sprawdziły się też w stosunku do Mińska i Łukaszenki. Pewnie trzeba będzie poszukać trzeciej drogi. Oczywiście, także Łukaszenka musi zrozumieć, że warto rozmawiać, nawet z opozycją. Powinien także wyciągnąć wnioski z ukraińskiej lekcji.

Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wstrząsająca opowieść Polki, która przeszła aborcyjne piekło. „Nie wiedziałam, czy umieram, czy tak ma być”

Trzy tygodnie temu w warszawskim szpitalu MSWiA miała aborcję. I w szpitalu, i jeszcze zanim do niego trafiła, przeszła piekło. Opowiada o tym „Polityce”. „Piszę list do Tuska i Hołowni. Chcę, by poznali moją historię ze szczegółami”.

Anna J. Dudek
24.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną