Świat

Nicolas Sarkozy w areszcie. Na razie żadna afera go nie zatopiła

Nielegalne fundusze na kampanię Sarkozy′ego miały popłynąć od ówczesnego przywódcy Libii Muammara Kaddafiego. Nielegalne fundusze na kampanię Sarkozy′ego miały popłynąć od ówczesnego przywódcy Libii Muammara Kaddafiego. Patrick Hertzog/Reuters / Forum
Sarkozy źle znosi odstawienie na boczny tor. Utrzymuje, że wszystkie ataki służą tylko temu, żeby ostatecznie wyeliminować go z polityki.

Zaciska się pętla na szyi Nicolasa Sarkozy’ego. Właśnie aresztowano go z powodu zarzutów o nielegalne finansowanie zwycięskiej dla niego kampanii prezydenckiej w 2007 roku. Nielegalne fundusze miały popłynąć od ówczesnego przywódcy Libii Muammara Kaddafiego. Śledzący tę aferę francuski portal informacyjny Mediapart tym razem przedstawił dowody świadczące o tym, że libijski reżim przelał aż 50 mln euro na kampanię Sarkozy’ego. A on sam przesłuchiwany jest w tej sprawie pierwszy raz od czasu rozpoczęcia śledztwa w 2013 roku.

Kłopotliwe kampanie Sarkozy′ego

Mediapart już w 2016 roku ujawnił zeznania francusko-libijskiego biznesmena, który twierdził, że w czasie kampanii prezydenckiej w 2007 roku przekazał Sarkozy’emu w sumie 5 mln euro pochodzących od libijskiego reżimu. Nie wiadomo, jakie dowody przeciwko byłemu prezydentowi prokuratura ma dzisiaj, ale wiadomo, że przez 48 godzin będzie przebywał w areszcie i albo zostaną mu przedstawione zarzuty, albo trzeba będzie go wypuścić.

W 2013 roku przeciwko Sarkozy’emu formalnie wszczęto też inne śledztwo. Prokuratura zarzucała mu nielegalne finansowanie kampanii z 2007 roku. Tym razem chodziło o pieniądze przyjęte od najbogatszej kobiety Francji, miliarderki Liliane Bettencourt. Przy okazji, latem 2014 roku, postawiono mu też zarzuty korupcyjne, bo choć sąd umorzył sprawę związaną z Bettencourt, to zatrzymał kalendarz Sarkozy’ego, który miał zawierać informacje mogące naprowadzić śledczych na trop innych afer. Sarkozy tak mocno domagał się zwrotu kalendarza, że w zamian zaproponował prokuratorowi intratną posadę w Monako.

Były prezydent trafił też przed sąd w odrębnej sprawie dotyczącej finansowania jego nieudanej kampanii reelekcyjnej w 2012 roku, kiedy został pokonany przez socjalistę Françoisa Hollande’a. Zarzucano mu wówczas, że świadomie przekroczył dopuszczalny pułap wydatków na kampanię. W tej ostatniej sprawie w grę wchodziły też nielegalne faktury, a cały skandal nazywano aferą Bygmaliona – od nazwy specjalizującej się w promocji i komunikacji firmy Bygmalion, która obsługiwała kampanię wyborczą ówczesnego prezydenta.

Sarkozy nie chce pożegnać się z polityką

Wcześniej Sarkozy nie trafiał na przesłuchania. Gdy był prezydentem, chronił go immunitet. Latem 2012 roku, już po przegranych wyborach, śledczy przeszukali jego biuro i mieszkanie. I zaczęły się sypać rozmaite zarzuty. Sarkozy od lat był jednak niezniszczalny i nawet w czasie najmocniejszego zagęszczenia zarzutów, czyli w 2013 roku, on sam jak gdyby nigdy nic szykował się do powrotu do polityki.

Chociaż równocześnie zapowiadał, że jeśli przy okazji któregoś ze skandali przegra w sądzie, to się wycofa. Na razie żadna z afer go nie pogrążyła, a on sam nie potrafi odejść na emeryturę. Cały czas śledzi informacje, spotyka się z ważnymi politykami. Źle znosi odstawienie na boczny tor. A dzisiaj utrzymuje, że wszystkie poprzednie ataki, obecny również, służą tylko temu, żeby ostatecznie wyeliminować go z polityki.

Sarkozy, uwikłany nie w jedną czy dwie, ale w sumie w siedem afer, do tej pory jakoś nie zatonął, chociaż stracił mocno na popularności. Nie jest przy tym rekordzistą, bo np. Jacques Chirac zamieszany był w osiem skandali, i tylko w jednym – z 2011 roku – został skazany na dwa lata w zawieszeniu. Jak widać, w kulturze politycznej V Republiki afery nie grzebią polityków, a skandale traktowane są jako nieodłączna część ich działalności.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama