Świat

Deklaracja polityczna w sprawie brexitu nie kończy problemów

Po marcu 2019 r. powinien rozpocząć się okres przejściowy, kiedy Brytyjczycy – choć już pozbawieni prawa głosu w instytucjach UE – będą w zasadzie funkcjonować jak dzisiaj. Po marcu 2019 r. powinien rozpocząć się okres przejściowy, kiedy Brytyjczycy – choć już pozbawieni prawa głosu w instytucjach UE – będą w zasadzie funkcjonować jak dzisiaj. David Dibert / Unsplash
Deklaracja nie spełnia postulatów kontynuacji niezakłóconego handlu między Unią i Brytyjczykami. Dla Theresy May może okazać się zbyt słabym atutem w grze o zatwierdzenie umowy rozwodowej.

Planowane na koniec marca 2019 r. opuszczenie Unii przez Wielką Brytanię ma się opierać na dwóch dokumentach. Pierwszy to mająca moc traktatu międzynarodowego umowa o wyjściu z UE, której projekt premier Theresa May ledwo przepchnęła w zeszłym tygodniu przez swój rząd. Umowa ta reguluje finansowe zobowiązania Londynu wobec budżetu UE (40–60 mld euro w najbliższych kilkunastu latach), pomyślnie rozstrzyga sprawę pobrexitowych praw obywateli UE w Wielkiej Brytanii (i Brytyjczyków w UE), a także zawiera „bezpiecznik” (backstop) pozwalający uniknąć pobrexitowej „twardej granicy” (celnej, regulacyjnej, vatowskiej) między unijną Irlandią a brytyjską Irlandią Północną.

Natomiast drugi rozwodowy dokument to niewiążąca prawnie deklaracja polityczna co do pobrexitowych stosunków między Brytyjczykami i Unią Europejską.

Priorytet: umowa handlowa

Po marcu 2019 r. powinien się rozpocząć okres przejściowy, kiedy Brytyjczycy – choć już pozbawieni prawa głosu w instytucjach UE – będą w zasadzie funkcjonować jak dzisiaj. Dotąd planowano ten okres do końca 2020 r., ale dziś negocjatorzy otwarli drzwi do jego przedłużenia „o rok lub dwa lata”, czyli maksymalnie do 2022 r., choć już bez obowiązku składkowego wobec budżetu UE. W tym okresie ma zostać wynegocjowana umowa o wolnym handlu między Londynem i UE (a zapewne też porozumienie o współpracy w zakresie bezpieczeństwa) oparta na priorytetach z deklaracji uzgodnionej dziś w Brukseli.

Szkopuł w tym, że choć ta deklaracja stawia za cel budowę bezprecedensowo ścisłej współpracy handlowej, to bez owijania w bawełnę wskazuje, że Unia nie może się z góry zobowiązać do – upragnionego przez negocjatorów May – niezakłóconego handlu (frictionless trade) z Wielką Brytanią.

Więcej barier handlowych z Unią

Deklaracja podkreśla „równowagę obowiązków i uprawnień” w relacjach UE–Wielka Brytania oraz nierozerwalność czterech unijnych swobód: przepływu towarów, usług, kapitału i ludzi. Innymi słowy: im bardziej Brytyjczycy będą oddalać się od unijnych standardów i regulacji (w tym dotyczących pomocy publicznej dla firm), tym bardziej powinni szykować się na bariery handlowe. To przypieczętowanie klęki nierealistycznej wizji z – przyjętego latem w Chequers – brexitowego planu rządu May co do „wspólnego rynku dla towarów” przy jednoczesnym zachowaniu autonomii regulacyjnej Brytyjczyków i wolnej ręki w zawieraniu umów handlowych z krajami spoza Unii. Natomiast Londyn już dość dawno pogodził się, że w sprawie usług, zwłaszcza finansowych, np. londyńskie City – choć może liczyć na bardzo bliską współpracę z Unią – nie będzie traktowane w UE tak samo jak firmy unijne.

Irlandzki „bezpiecznik” to element umowy rozwodowej, który wywołuje teraz najgorętszy opór w Wielkiej Brytanii. Skazuje bowiem Brytanię na unię celną z UE i wprowadza odrębny status Irlandii Północnej w Zjednoczonym Królestwie (m.in. co do respektowania unijnych standardów) aż do czasu wymyślenia innego sposobu na uniknięcie wewnątrzirlandzkich kontroli granicznych. W deklaracji politycznej UE i Londyn obiecują – to ukłon w stronę May – dołożyć wszelkich starań, by zastąpić „bezpiecznik” innymi rozwiązaniem. Jeśli jednak nie będzie wielkiego postępu technologicznego w tej dziedzinie, to w bliskiej przyszłości bardzo trudno będzie znaleźć alternatywny sposób na uniknięcie „twardej granicy”.

Szczyt UE w niedzielę

Zarówno umowa rozwodowa, jak i deklaracja polityczna mają być oficjalnie przyjęte na szczycie UE w tę niedzielę. A May wybiera się w sobotę do Brukseli, by wraz z szefem Komisji Europejskiej Jeanem-Claude’em Junckerem doszlifować ostatnie elementy deklaracji politycznej. Hiszpanie mają wątpliwości co do Gibraltaru (chcą gwarancji, że jego przyszłe miejsce w partnerstwie handlowym będzie zależeć od dwustronnej umowy Londynu i Madrytu), a m.in. Francuzi narzekają na brak precyzyjnych zapisów o obszarach połowowych. Brukselscy dyplomaci obstawiają, że hiszpańsko-francuskie zastrzeżenia nie zablokują niedzielnego szczytu.

Jednak prawdziwe wyboje zaczną się dopiero potem – gdy premier May będzie walczyć o zgodę brytyjskiego parlamentu na umowę o wyjściu z UE, bez której grozi szalenie kosztowny „brudny brexit”. Deklaracja polityczna nie wymaga ratyfikacji, ale zawarte w niej zobowiązania co do ambitnej umowy o wolnym handlu będą zapewne wykorzystywanie przez May na poparcie tezy, że opłaciło się łagodzenie linii Londynu wobec UE i „zmiękczanie” brexitu. Z drugiej strony utrudnieniem dla May może stać się brak realistycznie zarysowanej alternatywy dla irlandzkiego „bezpiecznika” oraz brak zobowiązań Unii do niezakłóconego handlu.

Te dwa dotkliwe dla Londynu braki nie powinny być żadnym zaskoczeniem, ale rząd May długo mamił wyborców zapowiedziami, że uda ich się uniknąć.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Sport

Iga tańczy sama, pada ofiarą dzisiejszych czasów. Co się dzieje z Polką numer jeden?

Iga Świątek wciąż jest na szczycie kobiecego tenisa i polskiego sportu. Ostatnio sprawia jednak wrażenie coraz bardziej wyizolowanej, funkcjonującej według trybu ustawionego przez jej agencję menedżerską i psycholożkę.

Marcin Piątek
28.09.2024
Reklama