Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Wulkan Krakatau zbiera kolejne ofiary

Tsunami to skutek wybuchu wulkanu Anak Krakatau. Tsunami to skutek wybuchu wulkanu Anak Krakatau. Antara Foto / Forum
W 2018 r. tylko w trzech największych katastrofach naturalnych w Indonezji zginęło ponad 3 tys. osób.

Co najmniej 373 osoby zginęły przez tsunami wywołane wybuchem wulkanu Anak Krakatau i następujące po nim podwodne osunięcia ziemi 22 grudnia 2018 r. Według indonezyjskiej Agencji Zapobiegania Katastrofom Naturalnym (NDMA) prawie 1,5 tys. jest rannych, los kolejnych prawie 150 jest nieznany. Liczba ofiar zapewne jeszcze wzrośnie, a regionowi w najbliższych dniach wciąż zagrażają wybuchy, wstrząsy i tsunami.

Już sama ta erupcja mieści się na liście 30 najbardziej tragicznych wybuchów wulkanów w nowoczesnej historii. Ale tylko w tym roku to dopiero trzecia pod względem liczby ofiar katastrofa naturalna w Indonezji. We wrześniowym trzęsieniu ziemi i tsunami na wyspie Sulawesi zginęło prawie 2,3 tys. osób (nie licząc kolejnych kilku tysięcy, które zginęły wskutek wtórnych osunięć ziemi); w sierpniowym trzęsieniu ziemi na wyspie Lombok – grubo ponad 500. Tak tragicznego roku nawet ten kraj, gdzie katastrofy naturalne są codziennością, dawno nie miał.

Po każdej z katastrof pojawiają się pytania, czy dało się coś zrobić inaczej, aby uniknąć ofiar lub przynajmniej zmniejszyć ich liczbę. W przypadku Indonezji – kraju, gdzie aktywne wulkany stoją jeden na drugim w pobliżu gęsto zamieszkanych obszarów – jest to szczególnie trudne.

Czytaj także: Co naukowcy wiedzą o tsunami?

Krakatau, seryjny zabójca

Na tle większości wulkanów w regionie Anuk Krakatau wygląda niegroźnie – to ledwo wystający z wody ogigiel. Wyrósł w 1930 r. na miejscu wyspy Krakatau, niemal całkowicie zniszczonej w potężnej erupcji w 1883 r., która zabiła co najmniej 36 tys. osób i wywołała skutki klimatyczne odczuwalne na całym świecie przez następnych pięć lat. Jednak te same procesy geologiczne, które doprowadziły do katastrofy 135 lat temu, ciągle trwają, a Anuk Krakatau co kilka lat wybucha. Jego nazwa znaczy dosłownie „dziecko Krakatau”.

Wulkan jest położony w wąskiej cieśninie Sundajskiej między Jawą a Sumatrą, dwoma najbardziej zaludnionymi wyspami Indonezji (łącznie żyje na nich prawie 190 mln osób). Od wybrzeży każdej z nich dzieli go mniej niż 50 km. Do tego nad jawajskim brzegiem Sundy znajdują się popularne wśród Indonezyjczyków (choć nie turystów z zagranicy; stąd brak zagranicznych ofiar ostatniego tsunami) kurorty wakacyjne.

Poprzednie tegoroczne kataklizmy również uderzyły w newralgicznych miejscach. Lombok to położona tuż obok Bali wyspa żyjąca z turystyki, nie tak popularna, ale odwiedzana przez coraz więcej turystów, co siłą rzeczy ściąga też rosnącą liczbę migrantów wewnętrznych z innych wysp do pracy. Północna część wyspy Sulawesi, która ucierpiała we wrześniowym kataklizmie, jest mniej zaludniona, ale z uwagi na olbrzymią skalę trzęsień, osunięć ziemi i tsunami liczba ofiar była i tak największa.

Czytaj także: Raport na temat zmian klimatycznych. 12 lat do katastrofy

Wulkan na wulkanie w Indonezji

Indonezja nie jest najbardziej wulkanicznym krajem na świecie, nieco więcej wulkanów znajduje się w Stanach Zjednoczonych (głównie na Alasce) i Rosji (głównie na wybrzeżu pacyficznym), a tylko nieznacznie mniej na malutkiej Islandii. Jednak to w Indonezji wulkany (których jest 139) należą do najaktywniejszych, ich wybuchy są najczęstsze i najpotężniejsze, a skutki najtragiczniejsze.

To właśnie w Indonezji w 1815 r. doszło do najpotężniejszej w znanej historii erupcji. Wybuch Tomboro wyzwolił wtedy taką ilość pyłu, że rok 1816 r. przeszedł do historii jako „Rok bez lata” – spadek temperatury i brak nasłonecznienia spowodował klęskę głodu m.in. w Europie.

Aktywne wulkany w Indonezji ciągną się przede wszystkim wzdłuż tzw. Łuku Sundajskiego, czyli Sumatry, Jawy i Małych Wysp Sundajskich, czyli najgęściej zamieszkanych terenów tego kraju. W tym łuku są wszędzie, a najbardziej znanym jest prawdopodobnie Agung, trzytysięcznik dominujący nad Bali, na co dzień atrakcja turystyczna co jakiś czas zamykająca lotnisko na tej popularnej wyspie chmurą pyłu.

Nieprzewidywalne wulkany, słabe budownictwo, nepotyzm

Problemem Indonezji jest właśnie ta mieszanka ogromnej i w dużej mierze nieprzewidywalnej aktywności sejsmicznej, dużej gęstości zaludnienia oraz słabej jakości budownictwa. Nawet w najbardziej zamożnych i turystycznych miejscach, takich jak Bali, wiele budynków nie przetrwałoby niewielkiego trzęsienia ziemi. Do tego całkowity brak planowania urbanistycznego powoduje, że woda nie ma dokąd uciekać, a często spiętrza się już po wdarciu się na ląd i wywołuje jeszcze większe szkody.

A na to nakłada się technologia i organizacja. Indonezyjska biurokracja czy, szerzej, strefa publiczna to koszmar – panuje w niej potężny przerost zatrudnienia, nepotyzm oraz kupczenie stanowiskami, a kompetencje przy zatrudnianiu są wtórnym czynnikiem. Jednak na tym tyle NDMA wyróżnia się na plus. Nie tylko sama agencja ma olbrzymie (niestety) doświadczenie w radzeniu sobie z katastrofami naturalnymi, ale też dobrze współpracuje z organizacjami międzynarodowymi, które zwykle w bardzo krótkim czasie po zdarzeniu mogą zacząć udzielać pomocy. NDMA prowadzi też dobrą komunikację ze światowymi mediami.

Czytaj także: Czy w Polsce są wulkany?

Zawiódł system ostrzegania przed tsunami

Jednak pod względem technologicznym jest gorzej. Przed ostatnim tsunami nie zadziałał system ostrzegawczy, co na pewno zwiększyło liczbę ofiar. Na jednej z plaż woda uderzyła w trwający koncert, który bez problemu można by wcześniej przerwać. Z jednej strony winna jest geografia – Anuk Krakatau jest na tyle blisko wybrzeży Jawy i Sumatry, że na ostrzeżenie i tak nie było dużo czasu. Ale problemem jest też przestarzały sprzęt. Przykładowo: od 2012 r. Indonezja przestała inwestować w nowe boje pomiarowe w systemie ostrzegania przed tsunami.

Już pojawiają się zapowiedzi o przywróceniu inwestycji. Ale nawet jeśli Indonezja będzie dysponowała najnowocześniejszą technologią (a w tym kraju dystans między zapowiedziami polityków a realizacją planu bywa długi), to nie zmieni swojego położenia. Wielu trzęsień ziemi nie da się przewidzieć, podobnie jak niektórych erupcji wulkanów. A w połączeniu z coraz większą liczbą mieszkańców nadmorskich miast oznacza to, że Indonezja nadal będzie musiała mierzyć się ze skutkami katastrof.

Czytaj także: Czy kataklizm da się przewidzieć?

Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama