Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

„El Chapo” winny, nie wszyscy się cieszą

Joaquin Guzmán Loera, El Chapo Joaquin Guzmán Loera, El Chapo Tomas Bravo / Forum
Po trzymiesięcznym procesie nowojorski sąd federalny uznał meksykańskiego bossa narkotykowego winnym wszystkich stawianych mu zarzutów. W kraju jednak pojawiły się głosy w jego obronie.

Joaquin Guzmán Loera, zwany „El Chapo”, to prawdopodobnie najbardziej znany żyjący przemytnik narkotyków na świecie (do popularności Kolumbijczyka Pablo Escobara, zmarłego w 1993 r., wciąż mu jednak daleko). Przez ponad 30 lat stał na czele kartelu Sinaloa, jednej z najpotężniejszych organizacji przestępczych na półkuli zachodniej. Amerykański wymiar sprawiedliwości szacuje, że w tym czasie 61-letni dziś El Chapo dorobił się na narkobiznesie majątku wartego co najmniej 14 miliardów dolarów. Oprócz niedozwolonych substancji przerzucał przez granicę z USA również towary luksusowe, w tym diamenty. W ostatnich latach kartel z Sinaloa, obecnie najsilniejszy spośród wszystkich meksykańskich gangów narkotykowych, prężnie rozwijał też przemyt osób przez granicę, dywersyfikując swoje przychody i próbując zarobić na coraz większej wewnętrznej niestabilności nie tylko samego Meksyku, ale całej Ameryki Centralnej. Tysiące osób codziennie próbują przedostać się na terytorium Stanów Zjednoczonych – praktycznie na co najmniej dwóch trzecich długości granicy ich przewodnikami (tzw. kojotami) są wysłannicy kartelu Sinaloa.

Krew na rękach El Chapo

Dla El Chapo Guzmana narkotyki zawsze były jednak najważniejsze. W ich imię był gotów kraść, zabijać, okaleczać. Oficjalnie w aktach jego procesu pojawia się liczba 33 osób, których zamordowania Guzman miał dopuścić się osobiście. W praktyce jednak odpowiada za śmierć setek, może tysięcy osób zabitych w wojnach gangów, nie wspominając o wszystkich tych, którzy zmarli z przedawkowania szmuglowaną przez niego kokainą. Pełnej listy ofiar El Chapo skompletować nie sposób – on sam, nagrany w 2004 r. przez amerykańskie służby, miał się chwalić, że własnoręcznie pozbawił życia między 2 a 3 tys. osób. Dziś wiadomo już, co było źródłem jego siły i sukcesu. Zarządzając kartelem Sinaloa, miał podobno okazywać ogromną charyzmę (mimo nikłego wzrostu, zaledwie 168 cm) i bezkompromisowość. Jednocześnie nieustannie ulepszał strategie i mechanizmy działania kartelu, co było o tyle imponujące, że El Chapo jest w dużej mierze analfabetą. Do szkoły przestał chodzić w wieku 8 lat, nigdy nie ukończył żadnej formalnej edukacji, pisać i czytać miał nauczyć się dopiero jako członek kartelu.

Czytaj także: Prezydent Meksyku pod murem. To on jako pierwszy zapłaci za decyzje Trumpa?

Tunelami do narkotykowego imperium

Kluczem do podbicia przez jego organizację amerykańskiego rynku okazały się wykopywane pod granicą tunele, nierzadko sięgające kilku, kilkunastu kilometrów. El Chapo był pierwszym, który użył tuneli do przerzucania narkotyków niemal na masową skalę. Według meksykańskich źródeł regularnie robił to już na początku lat 90., gdy dominującą metodą przemytu były jeszcze awionetki, transport drogowy czy też używanie tzw. mułów, czyli przemytników połykających małe paczki z narkotykami i przewożących je we własnych żołądkach. Dzięki ciągłym ulepszeniom procesu szmuglowania, licznym łapówkom, bezdyskusyjnym umiejętnościom zarządzania kartelem i eliminowania rywali Guzman wyniósł swoją organizację na piedestał. Nie tylko jest dziś najsilniejsza w Meksyku – przede wszystkim ma praktycznie monopol na zaopatrywanie w narkotyki najważniejszych miast całego wschodniego wybrzeża USA, od Bostonu po Miami. Drugim bastionem kartelu jest Kalifornia, sama przynosząca kartelowi miliardowe zyski rocznie. El Chapo stworzył przez ostatnie dekady prawdziwe narkotykowe imperium.

Czytaj także: Sytuacja na południowej granicy USA coraz bardziej napięta

Budując je, hołdował zasadzie, że cel jak najbardziej uświęca środki. Gdy sytuacja tego wymagała, mordował konkurentów. Gdy jednak na przeszkodzie stawali mu nieusuwalni cywile, potrafił sięgnąć głęboko do kieszeni. W czasie procesu przed sądem federalnym na nowojorskim Brooklynie pojawił się wątek wręczenia przez Guzmana łapówki w wysokości 100 mln dolarów. Jej odbiorcą miał być urzędujący wówczas poprzedni prezydent Meksyku Enrique Peña Nieto. Choć były szef jego kancelarii zdementował rewelacje El Chapo, to wątek korupcyjny w śledztwie przeciwko nim odegrał bardzo znaczącą rolę.

Dożywocie w amerykańskim więzieniu?

Łącznie postawiono mu 10 zarzutów w Meksyku oraz oskarżono o popełnienie przestępstw federalnych na terenie siedmiu stanów USA: Arizony, Kalifornii, Teksasu, Illinois, Nowego Jorku, Florydy i New Hampshire. Dotyczyły one nie tylko przemytu narkotyków, ale też nielegalnego handlu bronią, przemycania ludzi, prania brudnych pieniędzy, unikania podatków i kierowania organizacją przestępczą. We wtorek, po trzech miesiącach rozpraw, w których zeznawały również rodziny ofiar i dawni współpracownicy El Chapo, nowojorski sąd uznał go za winnego wszystkich zarzucanych mu czynów. Nie wiadomo jeszcze, jaki będzie ostateczny wymiar kary dla Guzmana, jednak najbardziej prawdopodobnym scenariuszem wydaje się dożywocie w amerykańskim więzieniu. I być może to właśnie fakt odsiadki po północnej stronie granicy jest kluczowy dla przyszłości El Chapo. W Meksyku siedział już dwa razy – za każdym razem udało mu się jednak uciec i wrócić do kierowania kartelem. Od jego aresztowania w 2016 r. organizacją kierują jego synowie, jednak Sinaloa czuje na sobie oddech konkurencji. Pod nieobecność szefa pretensje do tronu zaczęli zgłaszać również szefowie oddziałów regionalnych kartelu, przede wszystkim ci działający na pacyficznym wybrzeżu Meksyku. Póki co spadkobiercy Guzmana obronili swoją pozycję i rozwijają przynoszący rocznie ponad 3 miliardy dolarów zysku narkobiznes, jednak zakulisowa wojna o schedę na pewno doczeka się kolejnych rozdziałów.

Guzmán, bohater lokalnych społeczności

Nie wszyscy przyjęli decyzję sądu z radością. Wbrew pozorom są bowiem miejsca, w których El Chapo uznawany jest nie tylko za dobroczyńcę, ale prawie za boga. To znana prawidłowość w życiorysach latynoamerykańskich baronów narkotykowych. Wielu z nich swoje miliardowe zyski reinwestowało w lokalne społeczności, zakładając szkoły, szpitale czy kluby sportowe. Wspomniany Pablo Escobar był w tym tak dobry, że po jego śmierci wielu Kolumbijczyków oczekiwało wręcz żałoby narodowej. Poza tym narkobiznes, zwłaszcza ten działający w rejonach niebędących priorytetami władz centralnych, to przede wszystkim zatrudnienie i regularny przychód dla tysięcy osób. Dlatego uznanie El Chapo winnym wszystkich zarzucanych mu zbrodni wielu Meksykanów uznało za niesprawiedliwe. Tamtejsza telewizja pokazała nawet reportaż z rodzinnej miejscowości narkotykowego bossa – Badiraguato w stanie Sinaloa. Wypowiadający się w materiale mieszkańcy często podkreślali, że pod uwagę jako okoliczność łagodzącą powinno wziąć się zaangażowanie Guzmana w rozwój tutejszej wspólnoty. Jeden z bohaterów reportażu stwierdził nawet, że sądy za dużo poważniejsze zbrodnie wymierzały niższe kary.

Czytaj także: W królestwie króla kokainy. Pablo Escobar tour

El Chapo wkrótce rozpocznie zapewne dożywotnią odsiadkę w USA. Bez względu na to, czy uda mu się uciec po raz trzeci, czy doczeka końca swoich dni w więzieniu, są ludzie, dla których już zawsze będzie bohaterem.

Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama