Artykuł w wersji audio
Od paru lat w sieci, głównie w memosferze, funkcjonuje stereotyp Słowianina, który podbija ego wschodnim Europejczykom. Nie żeby od razu był to stereotyp pozytywny, tak dobrze to nie ma. Ale krążąca po necie figura Kucającego Słowianina (squatting Slav) jest w swoisty sposób cool. A przecież historia słowiańskiego stereotypu na Zachodzie to nie jest, umówmy się, historia sukcesu.
Już klasyk „romansu rurytańskiego” z przełomu wieków XIX i XX, czyli zapoczątkowanego przez Anthony’ego Hope’a nurtu przygodowo-miłosnych powieści, dziejących się w dziwnych i nieznanych krajach na wschodnich rubieżach Europy, opisywał „brudnych Słowian i Hunów”, których z okien pociągu widział zachodni podróżnik.
Historia stereotypu Europy Środkowej to bujanie się od rzeczonej Rurytanii do Bordurii, autokratycznej krainy z komiksu o Tintinie. Od prymitywnej sielskości, zakrapianej bimbrem i kolonizowanej przez Zachód, do politycznego, tożsamościowego zamordyzmu. Cóż, zawsze gdy Europa Wschodnia zrzuca „ideologiczną zależność” od Zachodu, kończy się to piekłem, a Zachód z kolei rzadko bywa empatyczny wobec wschodnioeuropejskiej przeczulonej wrażliwości i kompleksów. I tak to się buja od jednego do drugiego.
Czasem tylko, gdy Słowianin staje na barykadzie, jego stereotypowe wieśniackie wąsiska stają się wąsami rycerza, alkoholizm – seksowną dekadencją, a ogólna borciuszkowatość – punkowym sznytem. Ale taki efekt „wow” nie trwa zazwyczaj długo. Wystarczy popatrzeć na krótki żywot stereotypu bohaterskiego Ukraińca z Majdanu, który po okresie wizerunkowego wzlotu w Polsce znów powrócił do swojej dawnej roli biednego gastarbeitera, na którym Polacy mogą odreagowywać swoje kompleksy z powodu podobnej roli, jaką sami odgrywają na Zachodzie.
Twardziel z łady
Słowiański Przykuc, stereotyp Słowianina jako kucającego pod blokiem dresiarza, zmienia trochę całe to ustawienie. Jest to wszystko dość prostym obrazkiem: Słowianin pije (w memach zdarza mu się nawet kucać na dwóch podstawionych pod podrabiane adidasy butelkach po piwie), rozwiązuje problemy siłowo („zielone ludziki Putina, często w dresach i adidasach, są stałymi bohaterami memów) i mówi kaleczonym angielskim, w który co chwila wplata „suka blyat” albo „kurwa”.
Słucha też hardbassu – przeszczepionej z Zachodu i przefiltrowanej przez rosyjską kulturę muzycznej łupanki – do której tańczy tak, że przypomina to wygibasy pijanego blokersa, podłączonego do prądu z osiedlowej budki TRAFO. Samo kucanie jest też dla niektórych nawiązaniem do „mongolskich hord”, których mentalnymi potomkami mają być Słowianie: kucanie to przecież zachowanie „stepowe”, „azjatyckie”. Bo na czym tu siadać w stepie szerokim?
Tak więc kucający gopnik, czyli rosyjski dresiarz z memów, być może jeździ rozklekotaną ładą, ale za to taki jest twardy, że bez kosy albo kałasznikowa nie podchodź. Owszem, nie jest może salonowcem, ale emanuje swoistym drapieżnym seksapilem na tyle mocno, że zaczął wzbudzać na świecie podszyty ironią, ale jednak zachwyt. To jest rzadkość, bo do tej pory raczej sami budowaliśmy swoje atrakcyjne stereotypy dla siebie, i nikt o nich poza nami nie słyszał.
A tymczasem nie tak dawno w Kijowie, przy placu Niezależności, ujrzałem grupę Japończyków. Ubrani byli w dresy i adidasy, na głowach mieli czapki-cyklistówki, również chętnie przypisywane gopnickiej subkulturze, i kucali w najlepsze z całą powagą, robiąc sobie selfie z komórek. Przechodzący kijowianie byli trochę zdezorientowani, bo nie do końca rozumieli, co też ów flashmob tu wyczynia i dlaczego parodiuje ich własnych osiedlowych chuliganów.
Kucający Słowianin stał się na tyle nośny, że ta stylizacja doczekała się już odbicia w modzie. Na Zachodzie popularność zdobywa m.in. rosyjski designer Gosha Rubchinskiy (Gieorgij Rubczynskij), który od dawna inspiruje się rosyjską osiedlową stylówką. Duńska wokalistka MØ w teledysku do utworu „Kamikaze” wykorzystała „egzotykę Europy Wschodniej” w całej rozciągłości, kręcąc go w Kijowie, gdzie poradziecka postapokalipsa połączona została z klimatem rodem z „Mad Maxa”.
Swojski redneck
Stereotyp Kucającego Słowianina to w zasadzie jeden do jednego stereotyp rednecka, funkcjonujący w Stanach Zjednoczonych. Redneck, amerykański prowincjusz, najczęściej z Południa albo Środkowego Zachodu, nazywany w Appalachach również hillbillym, pełni podobną funkcję, co w Europie rosyjski gopnik i ludność, którą reprezentuje. Jest wulgarny i bezpośredni, często konserwatywny, ale wolnościowy. Gopnik sprzeciwia się „liberalnemu wydziwianiu” i pięknoduchostwu zachodniej Europy, które ta mu „chce narzucić”, redneck – „tyranii ideologicznej” wielkomiejskich liberałów z zachodniego czy Wschodniego Wybrzeża.
Również memy są podobne. Serie youtubowych filmików typu „only in Russia”, „only in Poland”, „only in Serbia”, na których weseli wschodni Europejczycy surfują na drzwiach od toalety przyczepionych do łady, czy skaczą na główkę z dachów chruszczowek w kopy śniegu, to właściwie to samo, co śmieszy jankesów w redneckach – ten głupkowaty czasem i przegięty spontan.
Ale śmieszy to również samych rednecków. I tak jak wschodni Europejczycy sami zaczynają z lubością wchodzić w rolę cool squatting Slavs, zyskując w końcu stereotyp, który być może nie jest piękny, ale z którym z perwersyjną dumą można się obnosić, rednecy już od dawna z radością kąpią się w swoim stereotypie. Na popierających Trumpa profilach na Facebooku czy Instagramie widać mnóstwo memów z serii „redneck lifestyle”, gdzie na przykład wąsaci faceci w baseballowych czapkach z siatką z tyłu kąpią się w basenie urządzonym na pace pick-upa.
W świecie Kucających Słowian basen urządzony jest z kolei w mieszkaniu w bloku, w pokoju wyłożonym folią, do którego nalano wody, jak to widać na popularnych w sieci zdjęciach. Również podczepione pod redneck memes czy Slavsquat memes wątki redneck technology czy Slavic technology to to samo: samochody poklejone taśmą i powiązane sznurkiem, wszelka efekciarska prowizorka i konstrukcje zagrażające życiu i zdrowiu użytkownika, jak np. malowanie sufitu na kilku taboretach ustawionych jeden na drugim.
Trzy lata temu to właśnie rednecy wybrali wszystkim Amerykanom Trumpa, co na Południu postrzegane jest często jako „sprawiedliwość dziejowa”: narzucenie aroganckiemu Waszyngtonowi człowieka „swojego”, być może nie z racji pochodzenia, ale na pewno swojskiego ideologicznie.
„Wojna” pomiędzy Zachodem a Europą Wschodnią powtarza zresztą wiele mechanizmów wojny secesyjnej: odczuwana na Południu/Wschodzie wyższość i „pogarda” Waszyngtonu/Zachodniej Europy, poczucie bycia wykorzystywanym, niezgoda na narzucanie nowych, liberalnych porządków, niechęć do odchodzenia od starych, sprawdzonych rozwiązań i wchodzenia na niepewny obszar poszukiwań nowych. Tak jak Konfederacja nie chciała zrezygnować z korzystania z pracy niewolników, a Polska nie chce zrezygnować z palenia węglem itd.
Tak samo więc jak stereotypowy redneck popiera Trumpa, peryferyjny gopnik z memu „Slavsquat” popiera Putina. Putin zresztą jest często bohaterem memów i – ogólnie rzecz biorąc – pasuje do archetypu kucającego gopnika: konserwatywny, zdarza się, że wulgarny, przesycony bandycką estetyką, stawiający się Zachodowi.
Kozacki naród
Nawet jeśli ktoś ze Słowian, czujących się reprezentowanymi przez zjawisko Słowiańskiego Przykucu, nie poczuwa się do żadnego związku z Putinem, musi porzucić nadzieję. Putin jest również w pewien sposób jego prezydentem. To rzecz bowiem charakterystyczna, że mem Słowiańskiego Przykucu opisuje Europę Wschodnią jako całość, nie robiąc rozróżnień między zachodnią, południową czy wschodnią Słowiańszczyzną, tylko wsadzając ją do jednego wora. Na forach pojawiają się zdjęcia z Chorwacji czy Polski, a nawet niesłowiańskich krajów bałtyckich czy wschodnich Niemiec. Gdy w Kosowie wystawiano sztukę o Slobodanie Miloševiciu, to Serbowie pokazani byli w estetyce „Kucający Słowianie w dresach” i tak dalej.
Tworzy to ciekawą konstrukcję, gdzie do taniej propagandy, za pomocą której Rosja tworzy swój neopanslawizm z Kremlem na jego czubku, przyciągani zostają również intelektualiści, artyści, humaniści, hipsterzy – bo to wśród nich fenomen Slavsquattingu jest popularny. Do tej pory Rosja zachęcała do siebie głównie propagowaniem myślenia typu „Zachód jest przereklamowany, poza tym rządzi tam już dawno islam i LGBT, a u nas przynajmniej jest porządek i można publicznie obnosić się z hasłami o zakazie pedałowania i o tym, że baby do garów”.
Ale biorąc pod uwagę, że w narracji Rosji – oraz jej ideologicznych pobratymców spod znaku nieliberalnej demokracji – zawsze ważny był aspekt typu „Zachód nas nie szanuje, więc musimy szanować się sami”, to właśnie do prostego propagandowego walenia cepem dołączyło w postaci Kucającego Słowianina nowe zjawisko. Do tego nośne, modne i takie, z którym nie wstyd identyfikować się również i młodym intelektualistom, lubiącym perwersje i siedzącym po uszy w memosferze: „My jesteśmy, być może, pijani i nosimy mokasyny do dresów, ale za to jesteśmy tak bardzo cool, że nawet Zachód nas naśladuje”.
Pasuje ono na przykład do szeroko swego czasu szerowanej przez rosyjskie media informacji o tym, jak na jednym z położonych gdzieś głęboko w rosyjskiej głubince lotnisk pasażerowie musieli pchać samolot, by ten odpalił. Za czasów Jelcyna rosyjska dusza byłaby zażenowana taką sytuacją, uważając, że to wstyd przed światem. Dziś w ten świat idzie inny przekaz: i taki kozacki naród Zachód chce złamać sankcjami?
Zresztą niewykluczone, że kremlowskie fabryki trolli siedzą głęboko w zjawisku Slavsquatu, bo wiele profili youtubowych związanych z tą estetyką bije narracją, jakiej nie powstydziłby się „Sputnik” czy Żyrynowski. Występuje też powrót do zimnowojennej logiki. Kucać prawdziwy Słowianin musi umieć, dlatego ten tylko jest godzien miana squatting Slav, kto kucając, trzyma pięty na ziemi, a nie unosi je w górę. Taką prawdę głosi znane w świecie Kucających Słowian hasło, sformułowane łamaną angielszczyzną parodiującą „Slavic English”: „heels on ground – comrade found, heels in sky – western spy”, czyli „pięty na ziemi – towarzysz znaleziony, pięty w powietrzu – zachodni szpieg”.
W Polsce, można odnieść wrażenie, na stereotyp Kucającego Słowianina patrzy się zarówno z zewnątrz, jak i od wewnątrz. Nasze rozdarcie między słowiańską wschodniością i łacińską zachodniością trwa już tysiąc lat i w zasadzie dla nas samych jest często niedostrzegalne. Ale istnieje, i czasem manifestuje się w niespodziewanych miejscach. Jak na przykład na znanym graffiti w centrum Nidzicy, gdzie jeszcze bodaj w latach 90., czyli w czasach kwitnienia dresiarskiej subkultury, jakiś geopolityk kulturowy ostrzegał: „Dresy przyszły ze Wschodu (Rosja), a nie z Zachodu ani z Ameryki!”.
Dlatego z jednej strony stylizacja na kucających dresiarzy ma w Polsce charakter perwersyjnej zabawy w dzikich „stepowych kucaczy”, ale jednak – inaczej niż na Zachodzie czy w Japonii – ci kucacze mają w sobie coś swojskiego i pociągającego. Choćby dlatego, że jest to bodaj pierwszy mocno osadzony stereotyp Słowiańszczyzny na Zachodzie, który jest chwytliwy.
Już nie nigdzie
Inne europejskie peryferia, jak na przykład Południe czy Irlandia, dorobiły się już swoich stereotypów, będących – jak to zawsze bywa – mieszaniną prześmiewczego podejścia, ale i aprobaty. Irlandczyk pije i jest rozmodlony, ale potrafi się postawić i – ogólnie rzecz biorąc – jest charakternym kompanem. Włoch to maminsynek i lowelas, ale potrafi rozbawić, no i mieszka w cudownej krainie wina, wąskich uliczek, słońca i wiecznej imprezy w ciepłe wieczory. Stereotyp Kucającego Słowianina buduje natomiast nieco punkowy obraz Europy Wschodniej: postapokaliptycznej wersji Zachodu, zamieszkanej przez nadużywających być może wszelkich używek, ale – podobnie jak Irlandczycy czy rednecy – nie do zdarcia ludzi, którzy widelcem naprawią samochód, a łyżką zetną drzewo i wydłubią z niego czołg.
A pamiętać należy, że do tej pory zachodni stereotyp raczej Europy Wschodniej nie dostrzegał. Poza tym, że tak jak w „królu Ubu” znajduje się „nigdzie”, a jeśli jest, to wyłącznie nieokreśloną krainą brodaczy brodzących w błocie, jak Elbonia w „Dilbercie” Scotta Adamsa. Nie pojawił się na przykład nigdy odcinek komiksu „Asterix wśród Słowian”. Mimo że ta francuska seria stereotypowo opracowywała wszystkie krainy i ludy, na jakie Gallowie-Francuzi mieli jakikolwiek pogląd – od Germanów, Brytów i Rzymian aż po Hindusów i Indian – to Słowianie w niej po prostu nie istnieli. A argument, że Słowian wtedy nie było w sąsiedztwie Gallów, nie jest specjalnie przekonujący, bo twórcy „Asterixa” prawdą historyczną przejmowali się tak jak Macierewicz logiką.
Kucający Słowianin to zatem pierwszy stereotyp Europy Wschodniej, w którym pojawia się charakterny Słowianin, fajny do naśladowania w mowie i zachowaniu. Ironicznie, bo ironicznie, ale jednak. Taki, który nie wyszydza Słowian, ale patrzy na nich tak, jak patrzy się na Mike’a Tysona: być może barbarzyńca, ale jaki cool! I dlatego ten stereotyp chwyta. Choć można się obawiać, że razem z rosyjską propagandą.