Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Historie o smogu w „Guardianie”. Na pierwszym miejscu Warszawa

Padają kolejne niechlubne rekordy smogowe – w wielu miastach w Polsce dopuszczalne normy zanieczyszczeń przekroczone są o kilkaset proc. – w Kielcach aż o 600. Ale o smogu mówi się nie tylko u nas.

Temat smogu od wielu tygodni nie znika – i słusznie – z polskich mediów. Problem ten nie dotyczy jednak tylko naszego kraju. Brytyjski „Guardian” przytacza opowieści swoich czytelników, mieszkańców różnych zakątków świata, o zanieczyszczeniach powietrza w ich miastach. Na pierwszym miejscu – Warszawa. Przypadek?

Polska i reszta świata: o czym pisze „Guardian”

Z tekstu wyłania się przygnębiający obraz bezsilności lokalnych działaczy, a często również zwykłych ludzi, którzy bezskutecznie próbują nakłonić władze do podjęcia działań w walce z zanieczyszczeniami powietrza. Okazuje się, że problem w wielu odległych miejscach świata wygląda bardzo podobnie.

Tymon Radwański, aktywista grupy Miasto jest Nasze, organizacji, która prowadzi Warszawski Alert Smogowy, opowiada, że problem zanieczyszczenia powietrza przekracza wszelkie zachodnie standardy, a Polska nie uczyniła nic, by zredukować import używanych samochodów, promować odnawialne źródła energii, chronić tereny zielone czy racjonalizować poziomy ostrzegawcze.

I dodaje, że tam, gdzie mieszka, czyli w Warszawie, jakość powietrza jest bardzo zła: „Intensywny rozwój budownictwa w podmiejskich terenach, pozbawionych odpowiedniego transportu publicznego, zmusza ludzi do korzystania z aut i zmniejsza zieloną przestrzeń. W ciągu ostatniej dekady Warszawa straciła netto 160 tys. drzew”.

Radwański przyznaje również, że coraz więcej grup przyłącza się do walki o czyste powietrze, ale „ratusz tylko udaje troskę”. On sam pięć miesięcy temu został ojcem, ale jakość powietrza zmusiła rodzinę do pozostania w domu przez większą część zimy.

Smog nad WarszawąRadek Kołakowski/Flickr CC by 2.0Smog nad Warszawą

W brytyjskim mieście Bathampton stężenie dwutlenku azotu na kilku drogach prowadzących do miasta przekroczyło wieloletnie limity unijne. „Mówi się, że ludzie żyjący przy południowej drodze dojazdowej do miasta umrą dziewięć lat przed tymi, którzy mieszkają na wzgórzu oddalonym o trzy mile od miasta po drugiej jego stronie” – podaje cytowana przez gazetę Louise Hidalgo.

Z kolei mieszkańcy Port Harcourt w Nigerii uświadomili sobie obecność czarnej substancji spadającej z nieba w zeszłym roku, w listopadzie. Władze zapowiedziały śledztwo, ale niewiele się wydarzyło. Aż do końca stycznia i początku lutego, kiedy zanieczyszczenie stało się nie do zniesienia. Babajide Odulaja: „Większość mieszkańców uznała, że odpowiadają za to lokalne rafinerie, i wykorzystując media społecznościowe, poprosiła rząd o działanie. Powołano komisję, która stwierdziła, że sadza pochodzi z nafty, ale rząd przekonuje, że nie może ustalić przyczyn takiego stanu rzeczy”.

Eben Dokubo obrazowo: „Jeśli wytrze się powierzchnię na dworze i w domu białym ręcznikiem lub papierem, zostanie na nim czarna plama. Tak samo kiedy czyści się nos, a na białym materiale zostają czarne pozostałości. A jeśli chodzi się boso, podeszwy robią się czarne”.

W Envigado w Kolumbii „skażenie powietrza jest widoczne przez większość dni. Można poczuć jego smak w powietrzu”. Jak mówi anonimowy mieszkaniec tego miasta, przyczyną są benzyna i duża liczba samochodów. Nie ma tu kolei, a ładunki transportowane są drogami. „Ciężkie pojazdy emitują grube, czarne spaliny, które można wręcz zobaczyć”.

Mieszkaniec Los Angeles, który dorastał w tym mieście w latach 50. i 60., pamięta dni, kiedy powietrze było tak złe, że paliły go oczy. Z trudem się też oddychało. Wspomina również, że słońce było jedynie jasną plamą na gęstym, szarym niebie, co powodowało, że trawa brązowiała, a drzewa umierały: „Piekło na ziemi, podobne do opowieści Tolkiena o bezdrożach Mordoru”.

Inny mieszkaniec tego miasta opowiada, że pamięta, kiedy w latach 60. szedł do szkoły i płakał, bo powietrze było tak zanieczyszczone, że przypominało gaz łzawiący. Jego rodzice wspominali, że było nawet gorzej, zanim nie zakazano używania spalarni.

W Chinach, od lat uważanych za głównych trucicieli świata, nie jest lepiej. W Szanghaju świętem jest niebieskie niebo; takie zdjęcia natychmiast umieszczane są w mediach społecznościowych: „Kupiłem oczyszczacz powietrza do domu, ale nie wiem, czy to pomoże. Po prostu czuję się bezpiecznie, to jak kupowanie polisy ubezpieczeniowej, nagle czujesz się dobrze” – uważa cytowany przez „Guardiana” Artem.

Inny mieszkaniec miasta zdradza, że lubi wracać do domu na rowerze lub piechotą, ale nie zawsze jest to możliwe. Przypomina też, że kiedy w pobliskim mieście Hangzhou odbywał się szczyt G20 i na dwa tygodnie zamknięto wszystkie fabryki, w Szanghaju niebo było błękitne przez cały czas – co oznacza, że władze, gdyby chciały, mogłyby poprawić jakość życia mieszkańców.

Smog nad Szanghajemleniners/Flickr CC by 2.0Smog nad Szanghajem

W Ułan Bator w Mongolii odbył się marsz antysmogowy. Demonstranci niosący czarne balony, które miały symbolizować uszkodzone płuca, zawiesili je na ogrodzeniu siedziby rządu, by zwrócić uwagę, że w Mongolii rocznie z powodu zanieczyszczenia powietrza umiera 500 dzieci. Oficjalne dane mówią o 120-krotnym przekroczeniu norm. Przyczyną jest głównie ogrzewanie mieszkań (namiotów) węglem.

Shibayan Raha, aktywista z New Dehli w Indiach, przyznaje, że skażone powietrze bardzo mu szkodzi (jest astmatykiem). W 2014 r. przeniósł się w góry, ale postanowił wrócić do miasta i zaangażować się w bardzo osobistą walkę o czyste powietrze. „Moi zdrowi przyjaciele zachorowali w listopadzie 2016 roku, kiedy zanieczyszczenie powietrza było szczytowe”. I dodaje, że w Indiach nie ma odpowiednich danych, które uświadamiałyby ludziom skalę problemu.

źródło: „The Guardian”

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną