Kraj

Rząd Tuska chroni najcenniejsze lasy w Polsce. Piły ucichną na razie na pół roku

Dawid Zuchowicz / Agencja Wyborcza.pl
Ministra klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska zapowiedziała, że w trybie nadzwyczajnej decyzji ograniczy wycinki w dziesiątce kompleksów leśnych. Aktywiści są podzieleni w ocenie tej decyzji. Część deklaruje ostrożny optymizm. Inni optują za środkami bardziej ofensywnymi.

Rząd robi krok w kierunku ochrony najcenniejszych polskich lasów. Ministra klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska zapowiedziała, że w trybie nadzwyczajnej decyzji ograniczy wycinki w dziesiątce kompleksów leśnych: wokół Trójmiasta, w okolicach Wrocławia, w puszczach północnego-wschodu kraju (Rominckiej, Boreckiej, Augustowskiej i Knyszyńskiej), w Górach Świętokrzyskich, w Bieszczadach, w Puszczy Karpackiej i pod Iwoniczem-Zdrojem. Decyzja ma dotyczyć precyzyjnie wskazanych fragmentów lasów, w sumie blisko 100 tys. ha tzw. starodrzewów, z reguły lasów stukilkudziesięcioletnich i starszych oraz tzw. lasów wodochronnych, jak również górskich i w pobliżu uzdrowisk. W miejscach tych na 2024 r. zaplanowano zwykłe prace gospodarcze, część z nich już pewnie ruszyła. To także wyręby zupełne, również na terenach chronionych lub w planowanych parkach narodowych. Ograniczenia będą obowiązywały pół roku. Tyle resort daje sobie na wypracowanie bardziej systemowego rozwiązania, które obejmie – być może – obszar bardziej rozległy.

Czytaj też: Miażdżący raport UNESCO ws. Puszczy Białowieskiej

„Szybka ścieżka” w lasach

Ministra przyznaje, że oczekiwania obywateli w kwestii ochrony lasów są znacznie większe, ale w tym przypadku chodzi o „szybką ścieżkę”, pilnie zabezpieczającą lasy szczególnie cenne z przyrodniczego i społecznego punktu widzenia. Ograniczenia nie wstrzymują prac w całych nadleśnictwach (jest ich ponad 400, to lokalne jednostki organizacyjne Lasów Państwowych) – w pozostałych miejscach wskazanych puszcz czy kompleksów prace mają się toczyć rutynowym rytmem, by nadleśnictwa realizowały umowy podpisane z firmami tnącymi i sadzącymi lasy. Ich zerwanie wiązałoby się bowiem z koniecznością wypłacania odszkodowań, które obciążałyby skarb państwa.

Paulina Hennig-Kloska obiecuje, że ograniczenia są pierwszym etapem reformy lasów. Jej kierunek określa umowa koalicyjna, z najważniejszym punktem o wyłączeniu wycinek 20 proc. lasów szczególnie wartościowych. Innym priorytetem koalicji ma być tworzenie nowych parków narodowych. Związane są z tym zmiany personalne w Lasach Państwowych, instytucji zarządzającej lasami należącymi do skarbu państwa: kadry mają być tak dobrane, by były gotowe realizować zapowiedzi koalicji rządowej. Dotychczas, mówi ministra, w Lasach Państwowych funkcja gospodarcza dominowała nad środowiskową i społeczną. Teraz znaczenie pierwszej ma zmaleć, dwóch pozostałych wzrosnąć.

Czytaj też: Lasy Ziobry. Tu Solidarna Polska znalazła swoje finansowe zaplecze

Ciąć tylko z głową

Do szybszych i dalej idących decyzji zachęca w swoim najnowszym komunikacie komitet ds. kryzysu klimatycznego przy prezydium PAN. Opisuje destrukcyjny wpływ, jak zmiany klimatu mają na lasy i rolę lasów w kształtowaniu klimatu. Główny wniosek: musimy ratować lasy, by mogły ratować nas. Padają ofiarą zmian klimatu, ale jednocześnie pełnią rolę kluczowych sprzymierzeńców w walce z postępującymi zmianami oraz w łagodzeniu ich skutków. Przechwytują dwutlenek węgla z atmosfery, stabilizują obieg wody, dzięki czemu susze i powodzie są mniej dotkliwe. Lasy są jednak w coraz gorszej formie, są osłabione suszami i coraz silniejszymi wiatrami, co w sposób dramatyczny odbije się np. na koniunkturze w przemyśle drzewnym, ważnej branży polskiej gospodarki.

Stąd wynikają praktyczne rekomendacje komitetu. To postulat bezzwłocznego ograniczenia lub eliminacji wycinki drzew – szczególnie liściastych – w obszarach już chronionych i w ich bezpośrednim sąsiedztwie, na terenach górskich, w dolinach cieków i w obszarach najcenniejszych przyrodniczo. Należy wprowadzić moratorium na wycinkę drzew starych i starodrzewów leśnych do czasu rozpoznania ich zasobów w skali kraju oraz objęcia ich ochroną. Trzeba chronić i wspierać odtwarzanie mokradeł leśnych oraz wszystkich innych naturalnych form retencji wody na terenach lasów, w tym tam i stawów tworzonych przez bobry.

Zwłaszcza lasy liściaste o charakterze zbliżonym do naturalnego (te z największym prawdopodobieństwem przetrwają w nowych warunkach klimatycznych) należy zostawić bez ingerencji gospodarczej. Nie oznacza to, że w takim lesie nie można by wędrować albo zbierać grzybów. Skoro z takich miejsc nie będzie się brało drewna, to jego produkcja musi wzrosnąć na obszarach mniej cennych, największe szanse są na to w monokulturach drzew iglastych, tam można ciąć więcej, można tam też wycinać drzewa młodsze, by skrócić czas rotacji drzew. Trzeba tak ustawić gospodarkę, by potrzebowała coraz mniej drewna i udostępniać je tak, aby branża leśno-drzewna miała do niego stabilny dostęp. Wreszcie trzeba zachęcać właścicieli lasów prywatnych (to jedna piąta powierzchni leśnej w Polsce), by chcieli naturalizować swoje działki.

Czytaj też: Szlaban na drodze do domu. Lasy Państwowe działały bezprawnie

Tusk oczekuje sukcesu

Ostatnia kampania wyborcza pokazała, że obywatele żywo interesują się sytuacją w lasach i generalnie są oburzeni, zwłaszcza skalą wyrębów. Na wzrost polskiej wrażliwości leśnej zapracowały przede wszystkim setki organizacji, grup i inicjatyw, które walczyły o swoje ulubione fragmenty lasów. Aktywiści są podzieleni w ocenie decyzji ministra. Część deklaruje ostrożny optymizm. Inni optują za środkami bardziej ofensywnymi, np. w formie moratorium ogólnokrajowego, dłuższego niż pół roku, bo przecież w innych puszczach i kompleksach starodrzewy czy lasy wodochronne też pójdą w tym roku pod topór. Po stronie społecznej mocno wybrzmiewa też głos wzywający nie tyle do reformy obchodzących w tym roku stulecie Lasów Państwowych, jak się okazało podatnych na upartyjnienie, ile apel o zastąpienie ich zupełnie nową instytucją. Po to, by nie była obarczona dotychczasową tradycją, co pozwoliłoby jej sprawniej przystosować polskie lasy do wyzwań stawianych przez zmieniający się klimat, zapaść bioróżnorodności i oczekiwania społeczne.

Polityczne znaczenie lasów zdaje się doceniać premier. Donald Tusk dopiero co zapowiedział ogólnopolski okrągły stół, w którym mieliby wziąć udział przedstawiciele leśników, przyrodników, naukowców badających lasy, aktywistów, społeczności mieszkających blisko lasów, przemysłu drzewnego itd. Także to Tusk wskazał nowego dyrektora Lasów Państwowych, zachodniopomorskiego leśnika Witolda Kossa. Dotychczasowym zwyczajem było raczej, że objęcie tego stanowiska przez nową osobę ogłaszał rzecznik prasowy Lasów, w najlepszym wypadku minister środowiska. Udział premiera w tym procesie sugeruje, że Donald Tusk na odcinku leśnym oczekuje sukcesu. Pewnie licząc, że ograniczenia wycinek bądź trwałe wyłączenia spotkają się z aprobatą wyborców jego ugrupowania. Pokazuje to długą drogę, jaką w ciągu zaledwie kilku lat przeszła polska polityka. Leśne cięcia planowane są w dziesięcioletnich cyklach, w niektórych nadleśnictwach nadal obowiązują plany zatwierdzane jeszcze w czasie koalicji rządowej PO-PSL. Co oznacza, że ministra Hennig-Kloska wprowadza ograniczenia także do wyrębów zaplanowanych jeszcze w czasach drugiego rządu Donalda Tuska.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną