Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

„Joker” bez Jokera byłby filmem... lepszym

Kadr z filmu „Joker” Kadr z filmu „Joker” mat. pr.
Filmowi Todda Phillipsa nie sposób odmówić maestrii, a rolą Joaquina Phoenixa trudno się nie zachwycać. Ale o ileż lepsza byłaby ta historia, gdybyśmy od początku nie wiedzieli, jak się skończy.

Joker to bohater znany przede wszystkim miłośnikom komiksów z Batmanem – klaun jest jego najważniejszym i najstraszniejszym wrogiem. Dzięki „Batmanowi” z Jackiem Nicholsonem i „Mrocznemu rycerzowi” z Heathem Ledgerem (pośmiertnie uhonorowanym Oscarem) wszedł on do historii kina i jest rozpoznawalny także poza kręgiem fanów. Można bezpiecznie założyć, że jeśli nie wszyscy, to większość widzów wybierających się na „Jokera” Todda Phillipsa do kina doskonale wie, kim jest tytułowy bohater.

Czytaj także: „Joker” to film groźny, inspiruje do przemocy?

Joker, człowiek z problemami

Phillips, choć nie nakręcił filmu „komiksowego”, tj. nie wykorzystał superbohaterów, to nierozerwalnie związał swego Jokera z uniwersum Batmana. Osadził akcję w Gotham i pokazał małego Bruce’a Wayne’a, ale przede wszystkim uczynił Thomasa Wayne’a (ojca Bruce’a) jedną z centralnych postaci. Pokazał nawet słynną scenę morderstwa w uliczce – fundamentalną w mitologii Batmana.

„Joker” to opowieść o Arthurze Flecku, który – ogólnie i delikatnie rzecz ujmując – jest człowiekiem z problemami. To też opowieść o wzbierającej w Gotham nienawiści, wynikłej z podziałów między elitami a resztą społeczeństwa, z pogardy tych pierwszych dla tych drugich. Symbolem owych elit jest Thomas Wayne, który chce rządzić miastem, by „łaskawie” podzielić się z maluczkimi swoją wiedzą i zarządzając, poprawiać ich życie. Symbolem „maluczkich” jest zaś Arthur, wypchnięty poza nawias społeczeństwa z powodu choroby, pozbawiony pomocy, opieki, zbierający ciosy od życia.

Czytaj także: Batman kończy 80 lat. Co w nim tak przyciąga?

Joker, człowiek z przyszłością

Sęk w tym, że Arthurowi trudno współczuć. Niektórzy oskarżają film o to, że próbuje wzbudzać sympatię do tytułowej postaci. Ale czy to możliwe? Wiemy, kim jest Joker. Wiemy, że Arthur chce być seryjnym mordercą. Więc czy naprawdę można go „zrozumieć” i mu „współczuć”? Innymi słowy: czy widz faktycznie uznaje, że istnieją okoliczności usprawiedliwiające zło? Wiedząc, kim jest Joker, nie można w Arthurze widzieć „przed-Jokera”. Nie można wreszcie widzieć w nim ofiary, skoro jest jasne, że lada moment stanie się katem, jednym z najstraszniejszych, jakich Gotham widziało.

„Joker” wyśmienicie wywołuje w widzu poczucie „niewygody”. Arthura nie ogląda się z przyjemnością, sam jego śmiech sprawia, że widz nerwowo kręci się w fotelu. Tyle że znamy finał tej opowieści. I choć obserwowanie drogi od Arthura do Jokera jest fascynujące, nie ma dla tego bohatera żadnej nadziei, miejsca na niepewność – siedzimy po prostu w kinie i obserwujemy, jak wydarza się nieuniknione. Joaquin Phoenix hipnotyzuje swoim tańcem szaleństwa, zachwyca, przeraża – jego Fleck to kłębek emocji. Czy jednak nie przemawiałby do nas bardziej, gdyby oferowano nam choćby ulotną niepewność co do jego przeznaczenia? Gdyby Arthur nie był Jokerem, paradoksalnie byłby ciekawszy.

Czytaj także: Kto stworzył Batmana? Wyjawmy prawdę

Joker, człowiek bez przeszłości

Inna wątpliwość, to czy w ogóle jest sens pokazywać, jak Joker stał się Jokerem, określać go. Joker to chaos. Dobrze ujął to Christopher Nolan w „Mrocznym rycerzu”, kreśląc Jokera jako postać bez przeszłości, imienia nawet – nie funkcjonował w żadnych bazach danych, opowiadał o sobie sprzeczne historie, nawet ubrania miał szyte na miarę.

Joker w takim wydaniu jest straszniejszy, bo jest symbolem nieznanego – tego, czego boimy się najbardziej. Określenie go, nazwanie Arthurem Fleckiem i pokazanie, jak „powstał” Joker, zabiera tej postaci siłę, bo pokazuje człowieka kryjącego się za maską. A człowieka można pokonać. Ale to już pewnie dyskusja dla fanów komiksów.

Czytaj także: Superzłoczyńcy Marvela

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Mamy wysyp dorosłych z diagnozami spektrum autyzmu. Co to mówi o nich i o świecie?

Przez ostatnich pięć lat diagnoz autyzmu w Polsce przybyło o 100 proc. Odczucie ulgi z czasem uruchamia się u niemal wszystkich, bo prawie u wszystkich diagnoza jest jak przełącznik z trybu chaosu na wyjaśnienie, porządek. A porządek w spektrum zazwyczaj się ceni.

Joanna Cieśla
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną