Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

„Krzyk” straszy po raz piąty. Skutecznie? I co to jest requel?

Kadr z filmu „Krzyk” Kadr z filmu „Krzyk” mat. pr.
Nowa odsłona cyklu „Krzyk” to kolejny dowód, że nie da się wykończyć popularnej serii horrorów. Nawet jeśli już dawno przestała być potrzebna.

Horrorowe franczyzy są wyjątkowo żywotne, nieraz bardziej niż ich antybohaterowie. Pokolenia nieszczęśników przekonały się już, że nie tak łatwo uśmiercić Freddy’ego Kruegera („Koszmar z ulicy Wiązów”, dziewięć filmów), Michaela Myersa („Halloween”, 12 filmów), Jasona Voorheesa („Piątek trzynastego”, 12 filmów) czy Jigsawa i jego naśladowców („Piła”, dziewięć filmów). Slasher – krwawy podgatunek kina grozy, najczęściej opowiadający o seryjnych zabójcach polujących na swoje ofiary – żyje prawem serii, wszak wymienione wyżej postaci pojawiają się nie tylko w kinowych produkcjach, lecz również w serialach telewizyjnych, komiksach, grach wideo i powieściach.

W porównaniu z poprzednikami Ghostface – zabójca skrywający się za tandetną maską ducha (niektórym krytykom przywodziła na myśl obraz „Krzyk” Edwarda Muncha) – nie ma tak imponującego dorobku. Na ekrany kin trafiła właśnie piąta część cyklu (po drodze były jeszcze trzy sezony inspirowanego nim serialu), na dodatek za każdym razem w przebraniu kryje się inny morderca. Ale to „Krzyk” ćwierć wieku temu odnowił zainteresowanie slasherem, bezpośrednio odwołując się do klasycznych dzieł gatunku i dokonując ich dekonstrukcji na oczach zgromadzonych przed ekranami widzów. Co pozostało z niego po latach?

Czytaj też: Dzieci we współczesnych horrorach

Nigdy nie mów: zaraz wracam

Za sukcesem „Krzyku” (1996) stali reżyser Wes Craven, weteran kina grozy i współtwórca „Koszmaru z ulicy Wiązów”, oraz scenarzysta Kevin Williamson.

Reklama