Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Ministra Glińskiego trio egzotyczne. Teraz demolka Muzeum Sztuki w Łodzi?

Minister Piotr Gliński i Andrzej Biernacki Minister Piotr Gliński i Andrzej Biernacki mat. pr.
Andrzej Biernacki został powołany przez ministra Piotra Glińskiego na stanowisko dyrektora Muzeum Sztuki w Łodzi na trzyletnią kadencję. Z jednej strony można się było tego spodziewać, z drugiej – trudno otrząsnąć się z szoku.

Przypomnę, że do dyrektorskiego gabinetu wprowadził się już wiosną tego roku ze statusem „pełniący obowiązki”. Już nawet ta tymczasowość wywołała lawinę oburzenia, spowodowaną nie tylko faktem, że nowemu zarządcy brak kompetencji, ale też tym, że zastąpił człowieka wyjątkowo kompetentnego, pod którego rządami nastąpił prawdziwy, międzynarodowy renesans muzeum. Mowa oczywiście o Jarosławie Suchanie.

Andrzej Biernacki. Człowiek bez kompetencji

O wyborze kontraktowego dyrektora zadecydować miał konkurs na to stanowisko, co dla realistów oznaczało po prostu, że Biernacki rozgości się w Łodzi na dłużej, zaś niepoprawnym optymistom dawało nadzieję, że zwycięży najlepszy kandydat. Do tej drugiej grupy z pewnością należy zaliczyć tych, którzy w konkursie wystartowali. W sensie kwalifikacji Andrzej Biernacki nie dorastał im do pięt, ale przecież czasy konkursów kompetencji już dawno minęły. Szczególnie gdy spojrzało się na skład jury, gromadzącego niemal w całości ludzi mocno „umoczonych” w aktualną władzę, wśród których znalazł się tylko jeden (!) muzealnik z prawdziwego zdarzenia.

Niespodzianki więc nie było, nominację odebrał Andrzej Biernacki, człowiek nieposiadający wystarczającego doświadczenia w zarządzaniu (prowadzenie malutkiej galerii w Łowiczu to jednak słaby atut), o śladowych kompetencjach, trudnym charakterze, niebezpiecznej wizji sztuki współczesnej, wykluczającej z pola zainteresowań całe jej połacie.

Przypomnijmy, że w ten sposób zamknęła się seria przejęć przez obecną władzę najważniejszych, pozostających w gestii ministra instytucji zajmujących się współczesną sztuką. Najpierw był Piotr Bernatowicz w CSW Zamek Ujazdowski w Warszawie. Następnie Janusz Janowski, a teraz rzeczony Biernacki. „Boh trojcu ljubit” – mógłby cynicznie podsumować minister kultury. „To trójkąt egzotyczny” – odpowiedzieliby mu zapewne przeciwnicy tej nominacji. Porównywanie tej trójki narzuca się samo przez się, ale łódzki przypadek wydaje się jednak szczególny.

Czytaj też: Jak przegrywa minister Gliński

Gdzie się podziały standardy muzealnictwa

Jedno bez wątpienia łączy te trzy nominacje: ich polityczno-ideologiczny kontekst, szczera niechęć wybrańców do sztuki progresywnej (o feministycznej czy LGBT+ nawet nie wspominając), konserwatyzm, prawicowość, tradycyjna estetyka, zachowawcze poglądy artystyczne.

Ale jest też sporo różnic. Wybór Bernatowicza był rodzajem prowokacji politycznej, wyzwania rzuconego głównemu, liberalnemu nurtowi sztuki. Ale niezależnie od wartości Bernatowicz miał kompetencje, by zarządzać dużą placówką (kierowanie miejską galerią Arsenał w Poznaniu), i przygotowanie merytoryczne (doktorat). Wybór Janowskiego był rodzajem prowokacji estetycznej; usadzeniem na dyrektorskim stolcu człowieka, którego poglądy na sztukę zatrzymały się gdzieś na etapie XIX w.

Tymczasem wybór Biernackiego stał się prowokacją wobec wszystkiego: standardów muzealnictwa, zdrowego rozsądku, oczekiwań intelektualnych, menedżerskich, wymagań dotyczących stosunków międzyludzkich. Obym był złym prorokiem, ale ta nominacja bardzo mi przypomina pamiętny wybór nieprzewidywalnego Jerzego Miziołka na szefa Muzeum Narodowego w Warszawie. I oby się nie skończyło podobnym skandalem.

Lista rozwalonych instytucji kultury

Ale jest i różnica najważniejsza. CSW Zamek Ujazdowski i Zachęta są galeriami. Dużymi, bardzo ważnymi, ale galeriami. Tymczasem Muzeum Sztuki, jak sama nazwa wskazuje, przynależy do świata muzealnictwa, o podwyższonej dyscyplinie merytorycznej, wymagającego szczególnych kompetencji w zarządzaniu. Jarosław Suchan świetnie to rozumiał i udało mu się włączyć łódzką placówkę w delikatny układ prestiżowych międzynarodowych powiązań.

A delikatny oznacza, że łatwy do zniszczenia. Nowy dyrektor swoimi pierwszymi wypowiedziami i planami pokazuje, że nie zamierza się w żadne subtelności bawić, ale jak prawdziwy rewolucjonista pragnie burzyć stary porządek i na jego gruzach budować własny, osobliwy, a nawet szkodliwy. Dano mu na to na razie trzy lata. Powinien się wyrobić i sprawnie dołączyć Muzeum Sztuki do długiej listy rozwalonych instytucji kultury, które wcześniej działały bardzo dobrze, jak Teatr Polski we Wrocławiu, Instytut Adama Mickiewicza, Narodowy Instytut Audiowizualny, Stary Teatr itd.

Czytaj też: Afera Zygielbojma. Jak Gliński przywłaszczył sobie film

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną