Recenzja książki: Natasza Goerke, „Tam”
Zbiór esejów, retrospektywna, osobista podróż ku źródłom fascynacji Nepalem.
Zbiór esejów, retrospektywna, osobista podróż ku źródłom fascynacji Nepalem.
Mało kto potrafi tak wprowadzać czytelnika w ciemność.
Pozbawiona cech reporterskich opowieść mknie wartko.
Zadowoleni i skupieni na higienie mieszkańcy zamożnej Europy nie wiedzą, co zrobić z zagrożeniem terroryzmem. I o tym jest ta książka.
Zamysł tej prozy jest niespecjalnie odkrywczy i naiwny.
Bardzo bogata, dojmująca powieść, o rodzinie i jej rozpadzie.
Wojtaszczyk przenosi nas do Polski roku 1945, zaraz po wojnie, gdy Polakom nagle zabrakło dotychczasowych wrogów – Niemców – znaleźli więc sobie nowych.
Autor w swoim 20. już tomie przemierza swoją opublikowaną wcześniej twórczość, by poprzez nią doprowadzić czytelnika do nowego utworu „Trawers”.
Literatura pełną gębą.
Tym razem dostajemy nie powieść, tylko zbiór opowiadań.
Rudnicki zawsze wyłowi z życiorysu jakąś perełkę i, po uprzednim oszlifowaniu, zaprezentuje ją czytelnikowi jako scenkę rodzajową.
Jest to książka w dużej mierze o czytaniu, bo przekład jest najintymniejszym rodzajem czytania.
Do czytelnika należy decyzja, czy na pewno chce do chatki autora zaglądać.
Zwykłe życie (i śmierć) jest tu najważniejsze, i dobrze.
Nie sprawdza się ani jako historia fantastyczna, ani jako metaforyczna opowieść o współczesności.
Gdyby zapytać, co jest najistotniejszym znakiem wielkości Johna Coltrane’a, odpowiedzi byłyby różne.
Nazwisko Barbary Piaseckiej Johnson, żony Sewarda Johnsona, właściciela gigantycznej firmy kosmetycznej, było na ustach wszystkich, kiedy pokazywała w Polsce swoją kolekcję sztuki czy wspierała opozycję, a potem rozmaite polskie przedsięwzięcia.
Literatura chyba nie może zrobić z czytelnikiem więcej.
Książka Napiórskiej to tylko i aż ciekawostka.
Racjonalne zestawienia danych nie wystarczą do zmiany stosunku do migrantów, jeśli nie zmieni się język.