Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Nauka

Dlaczego tak pada? Grożą nam powodzie i susze jednocześnie?

Osiedle Słocina w Rzeszowie podtopione po intensywnych opadach deszczu Osiedle Słocina w Rzeszowie podtopione po intensywnych opadach deszczu Patryk Ogorzałek / Agencja Gazeta
Rozmowa z prof. Arturem Magnuszewskim, hydrologiem z UW, o tym, czy czekają nas w Polsce powodzie. A może prędzej susze?

PRZEMEK BERG: – Czy pańskim zdaniem grożą nam powodzie?
ARTUR MAGNUSZEWSKI: – Powódź jest zjawiskiem czysto losowym. Patrząc wstecz na warunki meteorologiczne, jakie panowały, nie jesteśmy w stanie przewidzieć, czy powódź nastąpi, czy nie. Jeśli już, to naprawdę z bardzo małym wyprzedzeniem. Na to się składa wiele czynników. Przede wszystkim bardzo ważny jest stopień wypełnienia zasobów wód podziemnych; wydaje się, że jest tu jeszcze u nas spory zapas, zwłaszcza w części nizinnej. Pamiętajmy, że zima była całkowicie bezśnieżna. Wiosną sytuacja wydawała się nawet dość katastrofalna i wszyscy obawiali się wielkiej suszy. Teraz mamy wzmożone opady i wezbrania na małych rzekach, zwłaszcza na pogórzu. Ale to problemu suszy wcale nie rozwiązuje.

Czytaj też: Jak zatrzymać katastrofę klimatyczną

Skąd te wzmożone opady?
Rośnie temperatura Ziemi i oceanów. Wzrost krzywej tych temperatur wyraźnie można zaobserwować na stronach NASA. Od początku XXI w. krzywa pnie się w górę. Jeśli rośnie temperatura oceanów, oznacza to większe parowanie. Maszyna cieplna napędzająca cały ziemski cykl hydrologiczny staje się bardziej wydajna. Więcej pary wodnej trafia do atmosfery, ponieważ ciepłe powietrze jest w stanie więcej jej zaabsorbować. Teraz w dodatku ciepłe masy powietrza docierają do nas z południa przez Ukrainę, a po drodze natrafiają na góry – stąd intensywne opady, zwłaszcza lokalne. Dobowo może spaść nawet 100 mm, czyli tyle, ile zwykle pada przez cały miesiąc.

Czytaj też: Świat tonie. Raport IPCC nie pozostawia wątpliwości

Czy poza wzrostem temperatury oceanów istnieją jakieś inne czynniki napędzające wydajność cyklu hydrologicznego?
Oczywiście. Bardzo ważna jest cyrkulacja atmosferyczna. Bezśnieżna zima wiąże się z tym, że topi się Arktyka. Ma mniejszą pokrywę lodu, nad którą w normalnych warunkach powinna tworzyć się zimą masa powietrza o wysokim ciśnieniu, ta zaś steruje całą cyrkulacją półkuli północnej, wokół niej ślizgają się układy niżowe. Jeśli tego nie ma, układy te przechodzą coraz dalej na północ i przenoszą ciepło. Pokrywa śnieżna się nie tworzy. Tak było ostatniej zimy.

Generalnie opady zimą są bardzo ważne, bo są większe niż parowanie – to z nich bierze się odbudowa zasobów wodnych, powstaje dodatni bilans wodny. W Polsce ten bilans wciąż jest ujemny, zwłaszcza na terenach nizinnych. Mamy więc mozaikę: w części kraju będziemy mieli wciąż suszę glebową, rolniczą, w części zaś podtopienia, a nawet powodzie o lokalnym charakterze.

Czytaj też: Sami prosimy się o powódź?

Czy można powiedzieć, że pada teraz to, co nie spadło zimą? Czy to zbyt duże uproszczenie?
Raczej nie. Ale to pytanie pozwala docenić wagę zimowych opadów. Są zawsze mniej gwałtowne i obfite, za to długotrwałe. Jesienią i zimą siąpi często przez wiele dni. Parowanie jest minimalne, więc warstwy gleby, które są porowate, mogą wydajnie infiltrować nieintensywne opady do złóż podziemnych. Następuje ich odbudowa. Natomiast latem opady są zwykle znacznie większe niż zdolność infiltracji gruntu i tworzy się spływ powierzchniowy, w którym woda jest tracona. Zwłaszcza w górach, gdzie dodatkowo są duże spadki, więc spływy szybko powstają, a warstwy wodonośne są znikome. Stąd podtopienia i lokalne powodzie. To paradoks. Mamy wody w bród, ale szybko spływa i odparowuje. Bilans wodny wciąż jest ujemny.

A co się stało z suszą?
Polska nizinna, czyli Wielkopolska, Kujawy, Mazowsze, tradycyjnie będzie miała problem z wodą. Mimo obecnych ulew. To wynika z ukształtowania terenu i braku wyrównania bilansu wodnego z okresu zimy. Myślę, że problem suszy nie zniknął, jest aktualny. Musimy być przygotowani na ogromną zmienność, zbitkę zdarzeń – z jednej strony będziemy mieli lokalne powodzie, zwłaszcza w obszarach górskich, a na terenach nizinnych wciąż będzie brakowało wody. Wraca pytanie: co robić? Potrzebna jest mała retencja, czyli gromadzenie wody w miejscach, w których ma ona zdolność do wsiąkania, a przez to wyrównywania bilansu. Z danych satelitarnych wynika wprost, że np. Europa Południowa, śródziemnomorska, ma coraz większe problemy z suszą zimową. Tam zwykle pada tylko zimą i opady te pozwalają przetrwać przyrodzie bezdeszczowy i bardzo ciepły okres letni. Teraz to się zmienia.

Tak niestety najpewniej będzie też u nas. Tegoroczna zima jest tego najlepszym dowodem. W przyszłości właśnie taki może być kierunek zmian: zimy będą suche i ciepłe, a latem – przez ocieplenie oceanów – opady będą wzmożone. Będą się zdarzać podtopienia i powodzie, które nie przynoszą nic prócz strat.

Czytaj też: Jak żyć w czasach suszy?

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną