PRZEMEK BERG: – Czy pańskim zdaniem grożą nam powodzie?
ARTUR MAGNUSZEWSKI: – Powódź jest zjawiskiem czysto losowym. Patrząc wstecz na warunki meteorologiczne, jakie panowały, nie jesteśmy w stanie przewidzieć, czy powódź nastąpi, czy nie. Jeśli już, to naprawdę z bardzo małym wyprzedzeniem. Na to się składa wiele czynników. Przede wszystkim bardzo ważny jest stopień wypełnienia zasobów wód podziemnych; wydaje się, że jest tu jeszcze u nas spory zapas, zwłaszcza w części nizinnej. Pamiętajmy, że zima była całkowicie bezśnieżna. Wiosną sytuacja wydawała się nawet dość katastrofalna i wszyscy obawiali się wielkiej suszy. Teraz mamy wzmożone opady i wezbrania na małych rzekach, zwłaszcza na pogórzu. Ale to problemu suszy wcale nie rozwiązuje.
Czytaj też: Jak zatrzymać katastrofę klimatyczną
Skąd te wzmożone opady?
Rośnie temperatura Ziemi i oceanów. Wzrost krzywej tych temperatur wyraźnie można zaobserwować na stronach NASA. Od początku XXI w. krzywa pnie się w górę. Jeśli rośnie temperatura oceanów, oznacza to większe parowanie. Maszyna cieplna napędzająca cały ziemski cykl hydrologiczny staje się bardziej wydajna. Więcej pary wodnej trafia do atmosfery, ponieważ ciepłe powietrze jest w stanie więcej jej zaabsorbować. Teraz w dodatku ciepłe masy powietrza docierają do nas z południa przez Ukrainę, a po drodze natrafiają na góry – stąd intensywne opady, zwłaszcza lokalne.