Za aurę, którą mamy aktualnie za oknem, odpowiedzialny jest falujący – również nad Polską – chłodny front atmosferyczny. Przez całą Polskę, ale przede wszystkim przez wschodnią jej część, wędrują formacje burzowe – zarówno dobrze rozbudowane, jak i rozproszone, pojedyncze komórki burzowe. Towarzyszą im krótkotrwałe nawalne opady deszczu i grad, o średnicy nawet 2–4 cm. O tym, czy takie zjawiska są normalne o tej porze roku, czym się charakteryzują i czy rzeczywiście są groźne, rozmawiamy z rzecznikiem Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej Państwowego Instytutu Badawczego Grzegorzem Walijewskim.
Czytaj także: Strasznie wieje i wiać będzie. Skąd w Polsce tak potężne wichury?
ANNA S. KOWALSKA: Większość z nas dostała w poniedziałek powiadomienie RCB o burzach i silnych porywach wiatru. Te alerty były konieczne?
GRZEGORZ WALIJEWSKI: Oczywiście. Wysyłane są na podstawie naszych prognoz i ostrzeżeń, a te były dosyć trafne. Wydano ostrzeżenie drugiego stopnia dla całej wschodniej części kraju, i słusznie, bo nasz system, który bierze pod uwagę zarówno satelity, jak i pomiary naziemne, wskazał opady deszczu dochodzące do 25 l na m kw., z kolei porywy wiatru sięgały lokalnie nawet 90 km/godz. Taki wiatr to już ogromne zagrożenie dla naszego zdrowia i życia, może łamać drzewa, wyrywać je z korzeniami, uszkadzać budynki. Nawet przy niższych wartościach strażacy mają już pełne ręce roboty.
Co jest odpowiedzialne za taką pogodę?