Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Strajk w Locie był niewypałem

ZZ Pilotów Komunikacyjnych PLL LOT oraz ZZ Personelu Pokładowego i Lotniczego strajkować chcą od dawna, a konkretne przymiarki czynią od kwietnia. ZZ Pilotów Komunikacyjnych PLL LOT oraz ZZ Personelu Pokładowego i Lotniczego strajkować chcą od dawna, a konkretne przymiarki czynią od kwietnia. Mateusz Włodarczyk / Forum
Pasażerowie strajku pracowników Lotu nie odczuli, a zarząd tylko się umocnił.

Strajk załóg i pilotów Lotu rozpoczął się dziś o 5 rano i ma trwać do skutku – czyli do czasu przywrócenia do pracy zwolnionej latem liderki jednego ze związków oraz powrotu do regulaminu wynagradzania z 2010 r., wypowiedzianego w ciężkich czasach w 2013 r.

Czytaj także: LOT ma problemy z dreamlinerami. I wizerunkiem

Jednak w porównaniu z chaosem, który wywołują strajki pracowników innych linii lotniczych czy kontrolerów ruchu lotniczego, LOT jak na razie przeszedł przez protest bez większych utrudnień czy odwołań rejsów. W proteście od rana brało udział kilkudziesięciu pracowników, według informacji z godzin popołudniowych wynika, że liczba ta wzrosła do niemal 200. Sami związkowcy oczekiwali, że protestować będzie 300 pracowników, choć okazało się to zbyt optymistyczne.

LOT potrzebuje rzetelnej rozmowy o warunkach zatrudnienia

To zbyt mało, by strajk był odczuwalny. Na koniec 2017 r. w Locie tylko na umowach o pracę zatrudnionych było 900 pilotów i członków załóg pokładowych; na umowach cywilnoprawnych i B2B (których stosowanie jest zresztą jednym z powodów protestu) pracować może nawet drugie tyle. Przewoźnik bez większych problemów poradził sobie z organizacją lotów z pracownikami, którzy strajkować albo nie chcieli, albo się bali, albo nie mogli z uwagi na formę ich zatrudnienia.

Strajk zorganizowany na siłę, przepychany kolanem przez wątpliwości prawne i merytoryczne, to zmarnowana szansa. W Locie potrzebna jest rzetelna rozmowa o warunkach zatrudnienia i ich zmiana, ale od kilku miesięcy ani związki, ani zarząd nie wykazują woli do jej przeprowadzenia. Taka forma protestu nie pomaga pracownikom, a władze spółki tylko utwierdza w przekonaniu, że ich dotychczasowa konfrontacyjna strategia jest skuteczna.

Czytaj także: Jak poważne są kłopoty LOT?

Strajki pracowników Lotu – legalne czy nie?

ZZ Pilotów Komunikacyjnych PLL LOT oraz ZZ Personelu Pokładowego i Lotniczego strajkować chcą od dawna, a konkretne przymiarki czynią od kwietnia. Wtedy odbyło się referendum, w którym pracownicy zagłosowali zdecydowanie za strajkiem. Zarząd kwestionuje legalność głosowania, ma o nim zadecydować sąd. Wtedy związkowcy mieli największy impet i największe poparcie – domagali się przywrócenia regulaminu wynagradzania i odejścia od zatrudniania bez etatów. Mieli strajkować w majówkę, ale protest został odwołany w ostatniej chwili. Związkowcy mówili wtedy o trosce o pasażerów, ale tak naprawdę chodziło o kwestie prawne i odpowiedzialność. Zarząd Lotu cały czas twierdził, że protest byłby nielegalny, i groził zwolnieniami za udział w strajku.

Od tego czasu strategia jest taka sama – LOT twierdzi, że protesty są nielegalne, a związkowcy, że legalne. W międzyczasie sąd ponownie zakazał przeprowadzenia strajku do czasu rozstrzygnięcia o legalności kwietniowego referendum.

Związkowcy kilka dni temu znaleźli jednak być może – bo opinie o legalności tego kroku są oczywiście rozbieżne – lukę w prawie. Monika Żelazik, liderka ZZPPiL, została zwolniona latem, a według związków w sytuacji zwolnienia przedstawiciela pracowników w trakcie sporu zbiorowego strajk można ogłosić nawet bez referendum (więc kwestia jego legalności jest wtórna). LOT kwestionuje tę argumentację i twierdzi, że Żelazik nie została zwolniona za działalność związkową.

Protest w obronie zwolnionej pracowniczki czy walka o lepsze umowy

Problem w tym, że aby doprowadzić do tego strajku, związkowcy jednoznacznie musieli położyć nacisk na to, że to protest w obronie Żelazik. A o ile załoga linii byłaby może skłonna strajkować o lepsze umowy, o tyle losem zwolnionej i cieszącej się niewielkim poparciem wśród pracowników związkowczyni przejmuje się znacznie mniej osób. Dodając do tego wypowiedzi zarządu, który ciągle grozi konsekwencjami za udział w – w jego opinii – nielegalnym strajku, trudno się dziwić, że skutki strajku są ograniczone.

Sama Żelazik zresztą też ułatwia zarządowi Lotu prowadzenie narracji o „upolitycznieniu” i „radykalności” – latem wysyłała do pracowników maila porównującego sytuację w Locie do powstania warszawskiego i zachęcającego do przynoszenia do pracy koktajli Mołotowa; teraz równocześnie ze strajkiem w Locie prowadzi kampanię jako kandydatka na radną w Warszawie.

Czytaj także: Państwo kupi LOT-owi samoloty. Co to znaczy dla branży i pasażerów?

Jak zarząd Lotu nęci pracowników i zniechęca do protestów

Zarząd Lotu nigdy nie sygnalizował, że jest w stanie złagodzić swoje stanowisko; zresztą prezes Rafał Milczarski ma opinię, eufemistycznie mówiąc, nieskorego do kompromisów. Dzisiejszy protest umocni go w tym, że ma rację – że strajk jest nielegalny (bo prawo jest niejednoznaczne), że związkowcy mają niewielkie poparcie wśród załogi, że stosunkowo łatwo odstraszyć wielu pracowników od protestowania. Jak na razie największym utrudnieniem jest to, że w holu biurowca Lotu jest tłok i hałas.

Linia stosunkowo łatwo przekonuje pracowników, że na umowach cywilnoprawnych zarabiają lepiej (bo to prawda, choć kosztem bezpieczeństwa pracy i płacy), awansuje młodych, którym często i tak nie po drodze ze związkami, a samych protestujących przedstawia jako radykałów szkodzących firmie i pośrednio swoim kolegom.

Niewiele wskazuje na to, że w Locie coś się zmieni

A to ogromna strata, bo kwestie relacji między pracownikami a zarządem w Locie wymagają rozmowy. Przewoźnik biznesowo musi oszczędzać na kosztach pracy, bo jego finanse – w rządowej propagandzie doskonałe – wciąż są dalekie od stabilnych, a niewielki nawet kryzys mógłby szybko zlikwidować zyski. Ale tym samym chwalona restrukturyzacja i rozwój Lotu w dużej mierze opierają się na formach zatrudnienia, które na dłuższą metę są niezrównoważone; zresztą przecież rząd PiS ze „śmieciówkami” chciał walczyć. Otwarcie konfrontacyjne traktowanie załóg też może się zemścić, bo już odczuwalny na rynku lotniczym problem braku pilotów w końcu dotknie też LOT. A wtedy ciężko mu będzie rywalizować o pracowników.

Zwalnianie liderki związku, nawet najbardziej kontrowersyjnej, zawsze przynajmniej trąci naruszeniem jednego z najważniejszych praw pracowników. Tak samo rozmawianie ze związkowcami jedynie poprzez sądowe zakazy i kwestionowanie legalności strajku to droga donikąd.

Otwarte pozostaje jednak pytanie, czy półroczna już walka związków z zarządem będzie dla firmy impulsem, by cokolwiek zmienić. Niestety, niewiele na to wskazuje.

Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama