Polskie koleje mają wiele cech czyniących je wyjątkowymi w skali europejskiej, a może i światowej. Niestety, raczej żadną z nich nie należy się chwalić. Mamy województwa, które zamiast organizować przetargi na obsługę połączeń, jak robią to Czesi albo Niemcy, postanowiły zakładać własne spółki kolejowe. Mamy zupełnie archaiczne przepisy, z powodu których maszynista przy jeździe już z prędkością powyżej 130 km na godzinę potrzebuje w kabinie pomocnika. Mamy wreszcie rozkład jazdy zmieniający się nie raz czy dwa, ale aż sześć razy w roku. Dodatkowo możemy kupować bilety z wyprzedzeniem najwyżej 30-dniowym, chociaż w wielu krajach podróże planuje się trzy, a nawet sześć miesięcy wcześniej.
Czytaj także: Co nas czeka? Mniej tanich połączeń i droższe bilety
Nie ma rozkładu jazdy pociągów, więc nie ma biletów
Jednak nawet i takie ograniczenia dla PKP Polskie Linie Kolejowe, spółki zarządzającej naszą infrastrukturą kolejową, okazują się niewystarczające. Letni rozkład jazdy, obowiązujący od 9 czerwca do 31 sierpnia, powinien być już dawno gotowy, ale okazało się, że z powodu wielu opóźnień przy modernizacji torów trzeba przygotować go na nowo. Prace na szeregu linii toczą się bowiem niezgodnie z harmonogramem. Zmieniony, wakacyjny rozkład jazdy ma zostać przekazany przewoźnikom podobno dopiero 17 maja.
PKP Intercity wstrzymało zatem sprzedaż biletów na pociągi odjeżdżające po 8 czerwca. Nie wiadomo, kiedy będzie można kupować na nie miejscówki. Wiadomo za to, że to kolejny chaos, za który nikt nie poniesie odpowiedzialności.