Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Klęska banków, porażka KNF. Frankowicze mogą odetchnąć z ulgą

TSUE TSUE Transparency International EU Office / Flickr CC by 2.0
Luksemburski Trybunał znowu wyręcza polskich polityków i pomaga nam w sprzątaniu frankowego bałaganu. Po raz kolejny staje po stronie konsumentów, których banki nie mogą już straszyć kontrpozwami, żądając wynagrodzenia za rzekomo bezumowne korzystanie z kapitału.

Sensacji w Luksemburgu nie było – Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej podzielił opinię swojego Rzecznika Generalnego, zaprezentowaną w lutym. Frankowicze, którzy poszli do polskich sądów, żądając unieważnienia swoich umów kredytowych, mogą odetchnąć z ulgą. Banki nie mają prawa do wynagrodzenia za korzystanie z kapitału w przypadku unieważnienia takiej umowy. Do tej pory był to straszak, którym instytucje finansowe próbowały zniechęcać klientów do drogi sądowej. Składały bowiem masowo własne kontrpozwy w takiej sytuacji. Oczekiwały, że w ten sposób rekompensują sobie przynajmniej część strat wynikających z unieważnienia kredytu. Sądy w Polsce na razie raczej takie pozwy oddalały, ale wielu sędziów wstrzymywało się z wydaniem wyroków w oczekiwaniu na wytyczne z Luksemburga.

Czytaj także: Frankowicze kontra banki: runda druga. Państwo z kartonu nie biegnie z pomocą

Trybunał poszedł zresztą o krok dalej. Stwierdził bowiem, też zgodnie z wcześniejszą opinią Rzecznika Generalnego, że to kredytobiorcy mogą pozywać banki o odszkodowanie za bezumowne korzystanie z ich pieniędzy w trakcie spłacania pożyczki. To oczywiście nie oznacza, że frankowicze dostaną takie odszkodowania – o tym już muszą zdecydować polscy sędziowie. TSUE po prostu stwierdził, że nie ma przepisów w prawie europejskim, które stałyby na przeszkodzie takim pozwom. Na razie wydaje się, że akurat w tej sytuacji klienci mają niewielkie szanse na dodatkowe rekompensaty, ale trudno powiedzieć, czy wyklaruje się jednolita linia orzecznicza.

Porażka Komisji Nadzoru Finansowego

Dzisiejszy wyrok jest klęską banków, które zaangażowały się kiedyś w udzielanie kredytów frankowych. Jest jednak również porażką Komisji Nadzoru Finansowego, która twardo stoi po stronie banków i krytykuje orzecznictwo sądów, korzystne dla frankowiczów. KNF ponosi jak banki odpowiedzialność za ten chaos, bo chociaż swego czasu ostrzegała przed kredytami frankowymi, to jednak ich w porę nie zakazała. Uległa naciskom politycznym, m.in. polityków PiS, którzy dzisiaj nie chcą pamiętać swoich wypowiedzi sprzed lat.

Jednak wbrew alarmistycznym prognozom, wieszczącym nawet 100 mld zł strat banków, nic nie wskazuje na serię upadłości instytucji finansowych. Dlaczego? Z dwóch powodów. Po pierwsze banki „frankowe” już od kilku lat stopniowo zwiększają swoje rezerwy na pokrycie kosztów przegrywanych procesów. Większość z nich jest w na tyle dobrej sytuacji finansowej, że mogą z bieżących zysków finansować taki fundusz na „toksyczne” pożyczki walutowe. Poza tym procesy trwają kilka lat, więc banki straty ponoszą i będą ponosić stopniowo. Cała droga od złożenia pozwu do wyroku drugiej instancji to średnio 4–5 lat, a wkrótce może i jeszcze dłużej. Ta niewydolność sądów, zapchanych sprawami frankowymi, pomaga właśnie bankom, bo będą w stanie rozłożyć straty na dłuższy okres. Trudno oprzeć się wrażeniu, że bardzo długi czas oczekiwania na wyrok jest po myśli rządzących, bo zwalnia ich z konieczności wprowadzania ratujących sektor bankowy rozwiązań awaryjnych.

Czytaj także: Banki kontra „Franki”. Grozi nam kryzys bankowy?

Będzie specjalny podatek?

Czy zatem frankowiczom już nic nie grozi i ci, którzy dotąd się wahali, powinni iść do sądu? Ostatnią niewiadomą pozostaje reakcja polityków – oczywiście nie teraz, w środku kampanii wyborczej, ale po niej. KNF od dawna nie ukrywa, że klienci powinni zawierać ugody z bankami (mniej korzystne dla nich niż unieważnienie umów). Krążą spekulacje o specjalnym podatku, który miałby karać osoby wygrywające procesy. Płaciłyby one daninę równą korzyściom z unieważnienia umowy w porównaniu z zawarciem ugody. W ten sposób droga sądowa miałaby stać się nieopłacalna. Oficjalnie żadna partia takiej ustawy nie popiera. Ale cień niepewności pozostaje. Zwłaszcza że przecież ostatnie lata pokazały nam, jak niewiele w Polsce znaczą zasady demokratycznego państwa prawa, a polski Sąd Najwyższy jest tak sparaliżowany „reformami” PiS, że nie potrafi nawet jasno wypowiadać się w sprawie kredytów frankowych. Tak oto partia krytykująca dominację prawa europejskiego nad polskim sama wepchnęła nas w objęcia unijnego Trybunału.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Musicale na fali. Taki mało rozśpiewany z nas naród, a nie ma spektaklu bez piosenki

Nie należymy do narodów rozśpiewanych, ale w teatrze trudno dziś znaleźć spektakl bez choćby jednej piosenki. Przybywa też dobrych rodzimych musicali.

Aneta Kyzioł
18.05.2024
Reklama