Czarny Piątek po raz pierwszy w czasach dyrektywy Omnibus – to dziś najczęściej powtarzany w mediach komunikat mający uspokoić konsumentów. Rzeczywiście, inaczej niż w poprzednich latach sprzedawcy nie mogą już bezkarnie wyliczać rzekomych rabatów i obniżek. Za każdym razem muszą podać nie tylko cenę bezpośrednio sprzed promocji, ale też najniższą cenę tego samego artykułu z ostatnich 30 dni w swoim sklepie. Ten przepis obowiązuje od początku roku, ale szczególnie przydatny jest właśnie w okolicach Black Friday, a w zasadzie Black Week czy nawet Black Weeks. Wiele firm próbuje rozciągać to hasło marketingowe na praktycznie cały listopad, a potem już płynnie przejść do okresu przedświątecznego.
Czytaj także: Ciemne strony zakupowego szaleństwa
Omnibus nie ochroni całkowicie
Niestety, sama unijna dyrektywa nie rozwiązuje wszystkich problemów konsumentów. Teraz największym wyzwaniem nie są już sztuczne promocje, ale cały zestaw sztuczek socjotechnicznych, zwanych po angielsku dark patterns, co na język polski można przetłumaczyć jako ciemne wzorce czy praktyki. Z nimi walczyć dużo trudniej niż z nieuczciwym wyliczaniem wysokości obniżek. A problem jest poważny. Na początku tego roku Komisja Europejska zbadała serwisy prawie 400 sklepów internetowych. Podejrzane praktyki stwierdziła w aż 40 proc. przypadków.
Czytaj także: Bujda Black Friday. Jak nie wpaść w pułapkę fałszywych promocji