Robert Biedroń postanowił zrobić Polkom prezent na Dzień Kobiet. 7 marca wraz z parlamentarnym klubem Lewicy ogłosił złożenie projektu ustawy o bezpiecznym przerywaniu ciąży, edukacji o zdrowiu i seksualności. „8 marca kobiety powinny zamiast kwiatków od nas, mężczyzn, w szczególny sposób dostać poparcie w sprawie tego projektu. Każdy mężczyzna, który naprawdę jest mężczyzną, powinien stanąć i powiedzieć, że popiera ten projekt” – mówił Biedroń. Podkreślił też, że pochyla się nad cierpieniem przerywających ciążę kobiet „i ich rodzin”, o których wie, że „nie mają dostępu do kamer”. „Ich cierpienie jest waszym cierpieniem – zwracał się kandydat na prezydenta do stojących za nim posłanek – Ich cierpienie jest także cierpieniem nas, mężczyzn”.
Projekt ma obejmować: „legalną aborcję do 12. tygodnia ciąży, jeżeli kobieta wyrazi taką wolę; refundowaną antykoncepcję; antykoncepcję awaryjną bez recepty; urlop i pomoc dla uczennic będących w ciąży; możliwość samodzielnej wizyty u ginekologa po ukończeniu 15 roku życia; rzetelną edukację o zdrowiu i seksualności w szkołach; program badań prenatalnych na badanie białka PAPP-A dla wszystkich kobiet w ciąży” (cytaty za fanpage’em Lewicy na Facebooku). To na razie wszystko, co wiemy, kiedy bowiem zwróciłam się o udostępnienie projektu, rzeczniczka i posłanka Lewicy Anna Maria Żukowska musiała przyznać, że gotowego projektu jeszcze nie ma. Być może będzie w poniedziałek.
Zapomniane „Ratujmy Kobiety”
Trudno w 2020 r. składać taki projekt bez odwołania się do inicjatyw obywatelskich „Ratujmy Kobiety”, które w 2016 i 2017 r. zebrały po kilkaset tysięcy podpisów pod analogicznymi pomysłami. Ta wielomiesięczna oddolna praca przyczyniła się do zmiany postaw społecznych i wyjścia na ulice setek tysięcy kobiet w październiku 2016 r.
Choć większość postulatów wydaje się wprost wzięta z projektu „Ratujmy Kobiety”, to nazwa ta nie pada ani razu. Mimo że we wrześniu 2016 r. Agnieszka Dziemianowicz-Bąk (wówczas z partii Razem) brała udział w czytaniu projektu. Mimo że w komitecie obywatelskim „Ratujmy Kobiety” były dzisiejsze posłanki Lewicy, m.in Małgorzata Prokop-Paczkowska, dyrektorka klubu Lewicy Paulina Piechna-Więckiewicz czy Marcelina Zawisza.
Czy to dlatego, że Barbara Nowacka, „twarz” obu komitetów, jest dziś w innym klubie parlamentarnym? Oba stworzyło ok. 20 osób, nie sama Nowacka, a poza tym wszystkie i wszyscy (ja również) ucieszyłybyśmy się serdecznie, gdyby ktoś zapowiedział, że chce podjąć naszą pracę. I pewnie chciałybyśmy mieć coś do powiedzenia.
Czy aborcja zawsze jest cierpieniem?
Sporym problemem jest przedstawianie aborcji jako problemu „rodzin”. Prawo do aborcji kojarzy się bowiem z systemem praw człowieka. W rozmowach kobiety podkreślają, że to decyzja wywodząca się z prawa jednostki do dysponowania własnym ciałem, do poszanowania jej autonomii i nietykalności cielesnej. Robienie z aborcji „problemu rodzin” jest więc nietrafne, przeciwskuteczne i sprzeczne z duchem praw człowieka.
Podobnie jak podkreślanie cierpienia kobiet przerywających ciążę. Przywołując czyhającą na nie stygmatyzację społeczną, Biedroń zrobił z nich nieomal nowe „żołnierki wyklęte”. To dyskurs wprost z ultraprawicowych dywagacji o tzw. syndromie poaborcyjnym, który miałby zniechęcać do przerywania ciąży pod groźbą przeżywania okrutnych psychicznych cierpień. Owszem, wyrzuty sumienia, żal i cierpienie mogą się zdarzać – głównie wtedy, gdy kobieta zostanie zmuszona do przerwania chcianej ciąży... przez rodzinę.
Dostęp do wiadomości, nie tylko do kamer
Projekt ustawy o dostępie do aborcji, gwarantującej przy okazji poszanowanie innych praw człowieka i specyficznych praw kobiet, bardzo mnie cieszy. Lewica zapowiadała to w kampanii i świetnie, że wywiązuje się z obietnic. Kłopot w tym, że nawet szczytny cel nie powinien uświęcać takich środków jak wycinanie działaczek i akcji z przeszłości, przedkładanie retorycznego ferworu (ach, to cierpienie kobiet i ich dziatek) nad rzetelność czy otwieranie groźnych furtek (aborcja jako „problem rodziny”, a nie indywidualna decyzja).
Mam też nadzieję, że projekt szybko się pojawi. Że w lasce marszałkowskiej będzie konkret, a nie tylko zapowiedź, a wyborczynie i wyborcy będą mogli go dokładnie przeczytać, a nawet skomentować. Dostęp do informacji jest ważniejszy od dostępu do kamer.