Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

W szkołach wszyscy są wściekli i skołowani

Zamiast wspierać kadrę w obliczu zagrożenia koronawirusem, wydawali polecenia i straszyli. Zamiast wspierać kadrę w obliczu zagrożenia koronawirusem, wydawali polecenia i straszyli. Tomasz Stańczak / Agencja Gazeta
Gdy wchodziliśmy do szkoły, byliśmy potężnie przerażeni – bo po co nas tu wołają, gdy media trąbią o unikaniu zbiorowisk. Po co organizować radę pedagogiczną w czasie zarazy?

Dyrektorzy szkół wrócili z narady w urzędzie miasta tak wściekli, że nie byli w stanie normalnie rozmawiać z pracownikami. Zamiast wspierać kadrę w obliczu zagrożenia koronawirusem, wydawali polecenia i straszyli. Mówili mniej więcej tak: „Mogę wam kazać to, mogę was zmusić do tego, a jak nie posłuchacie, to konsekwencje będą takie itd.”. Albo dyrektorom odbiło, albo musieli zostać sponiewierani przez urzędników i teraz się wyżywają na nas.

Do pustej szkoły albo na bezpłatny urlop

Od czasu zeszłorocznego strajku nauczyciele wymieniają się informacjami, co się dzieje w okolicznych placówkach, zaraz więc dowiedzieliśmy się, że to nie nasz szef zwariował, tylko tak jest w całej Łodzi. A zatem to urzędnicy sprawujący władzę nad łódzkimi szkołami dali nieźle w kość naszym szefom. Gdy wchodziliśmy do szkoły, byliśmy potężnie przerażeni – no bo po cholerę nas tu wołają, gdy media trąbią o unikaniu zbiorowisk. Po co organizować radę pedagogiczną w czasie zarazy? Gdy jednak zobaczyliśmy, w jakim stanie jest nasz szef, strach zamienił się we wściekłość. Prawie każdy nauczyciel trzymał w ręku telefon i wymieniał się esemesami z kolegami i koleżankami z innych szkół. A zatem władze miasta dały ciała, a teraz ciała dają nasi szefowie.

Czytaj też: Odwołanie zajęć dotyczy tylko uczniów? Szkoły po decyzji ministra

Pierwsze uderzenie głupoty poszło w pracowników obsługi i administracji. Woźne były tak wściekłe, że z trudem mówiły.

Reklama