Szpitale mogą rozliczyć z NFZ tylko te testy, które zostały zgłoszone do sanepidu. – A takie zgłoszenie oznacza automatyczne nałożenie kwarantanny na lekarza, pielęgniarkę czy ratownika – mówi lekarz anestezjolog kierujący SOR w wojewódzkim szpitalu. – Do tej pory zgłaszaliśmy, gdy wynik był dodatni, a pracownik był kierowany na kwarantannę.
Szpitale nie mają rezerw kadrowych, brakuje personelu i żaden dyrektor nie może sobie pozwolić na prewencyjną kwarantannę dla medyków. Minimum siedem dni, do kolejnego wymazu.
„Dostępność testów dla personelu medycznego jest powszechna i nie ma ograniczeń sugerujących, że badania dotyczą wyłącznie pracowników medycznych i pacjentów szpitali jednoimiennych. Jedynie rozliczanie i finansowanie kosztów poniesionych testów będzie następowało poprzez podmioty wpisane do wykazu ogłaszanego przez wojewodę, do których trafi pobrany materiał diagnostyczny” – twierdzi dalej NFZ.
Premier Mateusz Morawiecki i minister zdrowia Łukasz Szumowski także niezmiennie deklarują, że testów będzie coraz więcej. Zwłaszcza dla pracowników ochrony zdrowia.
Minister swoje, praktyka swoje
Tymczasem NFZ zadecydował po raz kolejny o obniżeniu kwoty refundacji za zrobienie testu na obecność koronawirusa SARS-CoV-2. Najpierw płacił 450 zł, od 30 marca – 400, a teraz już tylko 280. Prywatne laboratoria diagnostyczne twierdzą, że to poniżej kosztów własnych. Według Krajowej Izby Diagnostów Laboratoryjnych stopniowe obniżanie wycen testów doprowadziło już do tego, że ich wykonywanie przestało być opłacalne: stawki są niższe niż koszt przeprowadzenia samego testu. KIDL przypomina też, że „znaczne nakłady poczynione na reorganizację laboratoriów uwzględniały pierwotną wycenę produktu, nie zaś aktualną, niemal dwukrotnie niższą”.
Być może ta zmiana wyceny refundacji testów związana jest z opracowaniem przez polskich naukowców testów genetycznych PCR na obecność koronawirusa. Równie dokładnych, jak zapewniają, a znacznie tańszych. Przeszły już weryfikację w stacjach diagnostycznych. W przyszłym tygodniu, jak poinformował dyrektor poznańskiego Instytutu Chemii Bioorganicznej PAN prof. dr hab. Marek Figlerowicz, ma zostać wyprodukowana pierwsza partia – 10 tys. sztuk.
Miało być 20 tys. testów dziennie
Dodatkowo resort zdrowia kupił z Korei Południowej 27 tys. szybkich testów antygenowych wykrywających SARS-CoV-2. Wynik można otrzymać już w ciągu kilkunastu minut. Mają pomóc w szybszym testowaniu pracowników medycznych. Jednak naukowcy ostrzegają, że nie są tak dokładne jak testy genetyczne: ta metoda polega na wykrywaniu jedynie białek koronawirusa, a nie jego materiału genetycznego. Trwa ocena czułości i swoistości testów antygenowych w NIZP-PZH oraz w dwóch stołecznych szpitalach: wojewódzkim zakaźnym i MSWiA.
Na razie jednak wciąż robimy za mało testów. Polska jest na piątym miejscu od końca w Europie pod względem liczby wykonywanych dziennie badań w przeliczeniu na milion mieszkańców. Od wielu tygodni słyszymy, że możemy robić 20 tys. dziennie, ale jakoś nie udaje się zbliżyć do tego pułapu.
Czytaj także: Zwlekanie z testami się zemści